W tej sprawie jest wszystko. Niespełnione obietnice, potężne rozczarowanie, prośby, próba dogadania się, a nawet nieformalna deklaracja, której nie powstydziliby się członkowie słynnej rodziny Soprano. Mija właśnie rok od wypadku drogowego, który spowodował poseł Waldemar Sługocki. Do zdarzenia doszło na terenie jednego z sołectw miasta Zielona Góra, w Drzonkowie.
Był wieczór 28 stycznia 2022 roku. Pędzące z nadmierną prędkością suzuki nie zdołało zmieścić się na ul. Olimpijskiej i znalazło się na przeciwległym pasie ruchu. Pech chciał, że z naprzeciwka jechał pan Robert. Doszło do zderzenia. Siła impaktu była tak duża, że pojazdy zostały mocno rozbite i nadawały się tylko do kasacji. Obaj kierowcy odnieśli obrażenia. Pan Robert złamał rękę, z kolei życie posła Sługockiego było zagrożone. Dlatego szybko trafił na stół operacyjny. Jednak zanim karetka zabrała posła do szpitala, zdołał wymienić z panem Robertem kilka zdań.
– Poseł przepraszał za to co się stało i mówił o swojej winie. Nawet przy policjantach, ale czego nie ma na papierze, to tak naprawdę nie ma znaczenia – mówili świadkowie, którzy byli na miejscu tuż po zdarzeniu.
Wydawało się, że z pozoru to błaha sprawa, bo wypadków i kolizji drogowych codziennie zdarza się bardzo przecież wiele, szybko zostanie wyjaśniona. Sprawca odpowie za swój niezamierzony czyn, a ofiara otrzyma odszkodowanie i zadośćuczynienie. Takie były też wstępne zapowiedzi…
Tymczasem po roku wiemy tylko tyle, że wina jednego z uczestników wypadku nie budzi w oczach biegłych wątpliwości, ale zamiast już dawno zakończyć się wyrokiem, nie trafiła nawet na wokandę. Powodem był brak przyznania się do winy i obowiązek ustalenia sprawcy. A że sprawcą jest parlamentarzysta, to aby sprawa trafiła do sądu, sprawca musi zostać pozbawiony przez sejmu immunitetu. Mógłby to zrobić sam poseł, ale do dziś tego nie doszło. Poseł zapowiedział, że zrobi to po rozmowie z marszałek sejmu Elżbietą Witek.
Innym wątkiem sprawy stała się jednak… niepamięć. Podczas przesłuchania przez policję Waldemar Sługocki miał stwierdzić, że niczego nie pamięta i nie jest w stanie nawet rzeczowo rozmawiać na temat zdarzenia, do którego doszło na zakręcie ul. Olimpijskiej w Drzonkowie. Co ciekawe, ogromna dziura w pamięci nie przeszkadzała w żaden sposób w podjęciu rozmów z panem Robertem.
Wątpliwości kto zawinił nie mają więc biegli i prokuratura, która chce oskarżyć posła o spowodowanie wypadku. Tego, kto jest sprawcą, od początku był też pewny pan Robert, który stracił auto, doznał poważnych, jak się okazało, obrażeń i przez dłuższy czas nie mógł pracować.
Ale ślimaczące się wręcz tempo zdarzeń zaczęło negatywnie wpływać na pana Roberta. Osoby z najbliższego środowiska od początku ostrzegały, że prosta z pozoru sprawa będzie się bardzo przeciągała. Powodem w ich oczach miało być to, że w wypadku brał udział poseł Platformy Obywatelskiej.
Dziś można sobie zadać pytanie. W czyim interesie jest przeciąganie sprawy. Czy nie jest przypadkiem tak, że ktoś ma po prostu nadzieję na zmianę władzy, i liczy na to, że zdobędzie wpływ na niezależną prokuraturę i sądy?
Jakiś czas temu w internecie zaczęły pojawiać się niewybredne komentarze pod adresem pana Roberta sugerujące absurdalną tezę, że miał być narzędziem w rękach przeciwników politycznych posła Sługockiego. Pojawił się nawet wpis, że ktoś specjalnie nasłał obywatela na parlamentarzystę Platformy. Nad oceną wiarygodności tych opinii nie ma najmniejszego sensu się rozwodzić.
Pan Robert, mimo że rozgoryczony, nadal liczy na uczciwość posła Sługockiego i uczciwe poprowadzenie sprawy przez organa państwa.
Czy się doczeka…?