„Kiedy weszli Ukraińcy padliśmy na kolana i płakaliśmy” – mówią mieszkańcy wyzwolonej Jackiwki

77-letnia Ukrainka Ludmiła pokazuje swój zniszczony, wciąż zamieszkiwany przez nią dom w mieście Izyum, obwód charkowski na Ukrainie, 13 października 2022 r. Fot. PAP/EPA/ATEF SAFADI

77-letnia Ukrainka Ludmiła pokazuje swój zniszczony, wciąż zamieszkiwany przez nią dom w mieście Izyum, obwód charkowski na Ukrainie, 13 października 2022 r. Fot. PAP/EPA/ATEF SAFADI

Kiedy do wsi weszły ukraińskie wojska, wszyscy padliśmy na kolana i płakaliśmy z radości, że powróciło nasze państwo – mówią PAP mieszkańcy wyzwolonej spod rosyjskiej okupacji Jackiwki w obwodzie donieckim.

„Kiedy wchodzili Ukraińcy to płakaliśmy i padaliśmy na kolana. Tak bardzo cieszyliśmy się, że wróciło nasze państwo” – opowiadają Hałyna i Wołodymyr Hryhorenko, spotkani przed zrujnowanym sklepem w centrum wsi.

Jackiwka to wieś letniskowa, ładnie położona wśród gęstych, sosnowych lasów nad rzeką Oskoł. W sąsiedztwie wiejskich chat budowano dacze, pensjonaty i ośrodki wypoczynkowe. Dziś po wielu z nich pozostały tylko wypalone ruiny. Ukraińcy wyparli stąd Rosjan 20 września.

„Wieś była bombardowana od 24 kwietnia. Weszli ruscy i się zaczęło. Było tak strasznie, że nawet nie wiem, jak o tym mówić. Siedzieliśmy w cztery osoby w piwnicy dwa na dwa metry, co przejedzie czołg, to wszystko się trzęsie. To było dzikie przerażenie” – wspomina Hałyna.

Centrum wsi zostało starte z powierzchni ziemi. Na poboczu stoi zniszczony pojazd opancerzony. Nieliczni mieszkańcy, którzy przeżyli tu okupację, zaczęli wychodzić z piwnic dopiero kilka dni po wyzwoleniu. Przez kilka miesięcy byli odcięci od świata.

„My nawet nie wiemy, ilu naszych zginęło. Wiosną, kiedy bombardowali nas samolotami, śmierć poniosło wielu. Bombardowali od wieczora, przez całą noc” – relacjonuje Wołodymyr.

Ludzie gromadzą się obok sklepu, do którego idą po szkle z rozbitych witryn, cegłach i kawałkach betonu, ostrożnie przechodząc nad odłamkami pocisków. W Jackiwce nie działa administracja ani służby komunalne, dlatego zniszczeń nikt jeszcze nie sprząta.

„Nie mamy światła, a bez niego nie mamy też wody. Nie mamy żadnej łączności, żeby zadzwonić do bliskich. Dzieci, wnuki i prawnuki mamy w Dnieprze i innych miastach i nie możemy nawet z nimi porozmawiać” – narzeka mężczyzna.

Małżeństwo najbardziej martwi się dziś tym, jak przeżyje zimę. Zapasy z poprzedniego roku zniknęły, kiedy ukrywało się w piwnicy, a nowych nie można zrobić, bo w czasie walk i okupacji nikt nie myślał o uprawianiu ogródka. Mieszkańcy Jackiwki otrzymują obecnie pomoc od ukraińskiego wojska i paczki żywnościowe od wolontariuszy.

Za wszystko, co przeżyli w ostatnich miesiącach, Hryhorenkowie winią Putina, ale i popierających go Rosjan. „Zawsze myślałem, że jest tak, jak mówili w telewizji, że jesteśmy z Rosjanami braćmi. Nigdy nie myślałem, że Rosja pójdzie na Ukrainę wojną!” – oburza się Wołodymyr.

„Ale poszła i przegra tę wojnę. Nie może być tak, jak mówi Putin, że Ukrainy nie ma i nie będzie. Ona będzie zawsze” – twardo zapewnia pani Hałyna.

 

Z Jackiwki w obwodzie donieckim Jarosław Junko.

Exit mobile version