Pokochać Horpynę

Pokochać Horpynę Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Na Facebooku  obrazek. Pani Marta Lempart w otoczeniu jakiegoś zbiegowiska ociera chusteczką twarz. Filmik wyrwany z kontekstu. Kontekst dorabiają agresywne komentarze. Jedni komentują, że dobrze babie i kubły pomyj, a inni wylewają żale na wredną nazistowską władzę, która atakuje bezbronne kobiety. Wynika z nich, że podobno wredna pisowska policja spryskała twarz tej pani gazem pieprzowym. Jedni uważają, że słusznie, a inni wręcz przeciwnie.

Ja nie wiem, czy wypada mi dzielić się osobistą emocją, ale ponieważ to felieton, więc się ośmielam. Otóż zauważam u siebie dosyć niepokojący objaw łączenia mojej oceny tego filmiku, z kontekstem jaki sobie sam ukształtowałem, nie chcąc dać wodzić się za nos komentarzami pod filmikiem. Ten kontekst jest zatem nieobiektywny i nie dotyczy bezpośrednio samej Pani Lempart, ani filmiku, ale innej uczestniczki tego zgromadzenia, która w imię obrony praw kobiet krzyczała autopromocyjnie w jakimś amoku, tu cytuję dosłownie, o „pier…nych płodach”, które rzekomo ograniczają kobietom wolność.

Wobec takich okrzyków przypomina mi się myśl Ronalda Regana, który, tu cytuję z głowy, a zatem nie dosłownie, powiedział, że wszystkie zwolenniczki skrobanek, mogą domagać się prawa do tego zabiegu, jedynie dlatego że ich matki tego nie zrobiły. Bo co by o inteligencji gimbazy wyciosanej tępawą siekierką neomarksizmu wrzeszczącej o „pier…nych płodach” nie powiedzieć dobrego, to wydaje się, że każda z tych zwolenniczek aborcji najpierw była owym płodem. A zatem ich opinie o płodach dowodzą nie tylko prymitywizmu kulturalnego ale i niedouctwa w katastrofalnej postaci. I to jest ten kontekst, w którym lokuję Panią Lempart.

I z tego powodu patrząc na zapłakaną twarz tej następczyni sekskomisarz Kołłątaj, nie mogę w sobie wywołać uczucia współczucia. Mój wewnętrzny Jan Skrzetuski, który kulturowo jest mi wmontowany, ogłosił strajk i nawet szturchany esesmańską błyskawicą nie daje o sobie znaku życia. I choć apollińska część rozumu (to kultura)domaga się, mimo kontekstu widzieć w Pani Lempart biedną, sponiewieraną Helenę Kurcewiczównę, to dionizyjska emocja typu szadenfrojde, sprzężona z obrzydzeniem tekstami jakie ona wykrzykuje, nie daje się powstrzymać. Zamiast Skrzetuskiego wyłania się z czeluści podświadomości – Bohun. Niczym hydra. I cieszy się, że komuś, kto z wulgarności zarażającej durną gimbazę, uczynił rdzeń przekazu społecznego i politycznego, ktoś dopieprzył (sorry, ale to Bohun).
Zarażanie wulgarnością, jakie nam towarzyszy dzięki czemuś, co nazywaliśmy dotąd kulturą, jest gorsze od covida, bo nie ma na to antidotum. Uliczne chamstwo kobiet mieniące się kulturą ma mordę Bohuna, a może Bohun ma na twarzy to co ma Pani Lempart. Już sam nie wiem? Rozum tego nie ogarnia i nie radzi sobie ze złymi emocjami żywionymi do Pani Lempart..

Jak wiadomo rozum i emocja nie zawsze idą w parze, czasem jak w przypadku Pani Lempart pozostają w organicznym dysonansie i każda próba odwrócenia tego porządku skutkuje globalnym ociepleniem, czyli zbędnym wydatkiem energetycznym. I choć rozum domaga się szacunku do kobiety, to emocje wynikające z wzmiankowanego kontekstu, zwarły się jak Kozak z Tatarzynem w wierszyku mistrza Tuwima. I tak się mocując, zastanawiam się nad publiczną działalnością Pani Lempart i jej mało rozgarniętych intelektualnie homobojówek tak dzielnie walczących aby chamstwo zastąpiło kulturę. I mam taka refleksję.
Otóż Pan Lempart i jej wielbiciele zabijają w nas Skrzetuskich, ów standard męskości, a w to miejsce ordynują nam jakiegoś, co najwyżej, Margota. A zamiast Heleny Kurcewiczówny, każą nam się zachwycać, jakimś brzydzącym się kobiecością, kobiecokształtnym stworem, o twarzy Horpyny.

Tekst: Krzysztof Chmielnik

Fot. Pixabay

Exit mobile version