„Jesteś 30 w kolejce”- tak brzmi, pierwszy z wielu, komunikat, kiedy telefonuje się do lekarza rodzinnego w Zielonej Górze. Mniej więcej po godzinie słyszy się: „Jesteś 5 w kolejce”. Po dalszych 30 minutach, słyszy się w telefonie, że: „Jesteś 2 w kolejce”. Po tym komunikacie możesz nieomal na 100% być pewny, że za chwilę ten odliczający kolejne pozycje kolejkowy algorytm zerwie połączenie. Jakby liczba 2 była dla niego liczbą graniczną. Jakimś zaprogramowanym kryterium. Ale po trzech, czterech dniach, zgodnie z jakimś kaprysem innego kryterium, po 1,5 godzinie, w słuchawce odzywa się ludzki głos kogoś żywego. Sukces!
Czas oczekiwania można sobie skrócić oglądaniem telewizji. A w niej serial, „Doktor z alpejskiej wioski”. W nim historyjki ze świata medycznego S-F. Lekarz rodzinny, niejaki Martin Gruber, przyjmuje telefonicznie skargi na zdrowie swoich pacjentów i sofort, czyli natychmiast jedzie do nich z lekarską interwencją. Ja rozumiem fikcję literacką, jaką na chwałę bigfarmy, uprawiają wszystkie telewizje świata, ale pokazywanie w Polsce lekarza odwiedzającego swoich pacjentów w domu, to już gruba (nomen omen) przesada. Tak Polaków oszukiwać nie wolno. To nie etyczne. W naszym doskonałym świecie nie ma przecież możliwości, aby lekarz jeździł własnym środkiem transportu, w tym przypadku 20 letnim mercedesem, do pacjentów o każdej porze dnia i nocy. Przecież uwiedzeni taką propagandową papką, jeszcze nie daj Boże, zażądamy od rządu, aby było u nas tak jak w Austrii.
Trzeba nam zrozumieć, bo to uchroni nas od dysonansu poznawczego, że każdy system i każda struktura, działa według jakiś założeń. Najczęściej ukrytych, za fasadą pustej słownej deklaracji. Ta w austriackim serialu sugeruje, że działa dla dobra pacjentów. Nie wiem jaka jest w Austrii medyczna rzeczywistość, ale w polskich warunkach to skrajnie niebezpieczne złudzenie. Wystarczy wszak zatelefonować do lekarza rodzinnego, aby usłyszeć, że jesteśmy 30 w kolejce. Z tego zaś należy wnioskować, że polski lekarz rodzinny pracuje w jakieś fabryce, na jakiejś taśmie i odwala seryjną usługę i nie ma za bardzo wiele czasu na zajmowanie się naszymi osobistymi dolegliwościami. No bo jeśli w ciągu 2 godzin leczy 30 pacjentów przez telefon, to słowo leczy należy pisać w cudzysłowie.
Jak się tej sytuacji przyjrzeć z uwagą, odrzucając serialową propagandę, to można dojść do odkrywczych wniosków. Otóż służba zdrowia w naszym kraju nie służy ochronie i ratowaniu naszego zdrowia. To struktura, której można natomiast przypisać trzy fundamentalne działania. Pierwsze to wyłudzanie od nas składek i oszczędne nimi szafowanie. Oszczędne w takim rozumieniu, aby na płatników wydać jak najmniej. Drugim działaniem, które wiąże się z tym pierwszym, jest dostarczanie z tych składek środków do życia lekarzom, o których wiadomo, że są biedni i niedojadają. Trzecim powodem istnienia tzw służby zdrowia jest bigfarma, która przecież zainwestowała spore środki na rozwój leków i nie może przecież do nas dokładać. Musi mieć sprawne kanały dystrybucji dla swojej produkcji.
Jak Szanowni Państwo zrozumiecie, że serial o Leśnej Górze to propagandowa ściema, a austriacki standard służby zdrowia to wytwór wyobraźni scenarzystów, znacznie łatwiej i bez stresów będzie się Wam leczyć. No bo kto uwierzy, że na osiodłanej krowie, da się wygrać Wielką Pardubicką.
Tekst: Krzysztof Chmielnik
Foto: Pixabay