Większość katastrof jakim ulegają ludzkie dzieła, ma zwykle wiele przyczyn i trzeba doprawdy dużo konsekwencji i uporu, aby do nich doprowadzić.
Titanic, generalnie był projektem prawie doskonałym, ale armator chciał bić rekordy, inwestor wiedzący wszystko lepiej, zlikwidował część szalup, a kapitan zamiast trzymać się sztuki nawigacji, wolał być popychadłem, sterowanym radiem z lądu.
Prom kosmiczny Challeneger był także prawie doskonałym wytworem myśli inżynierskiej, ale politycy uznali, że trzeba zrobić szoł, bo leci pani nauczycielka od fizyki i dzieci w szkołach muszą ją koniecznie zobaczyć. No i rzeczywiście zobaczyły, fantastyczne fajerwerki w ramach tej lekcji fizyki.
Jeśli zdarzają się przypadki win konstrukcyjnych i zwyczajnych niedoróbek, jakaś inżynierska partaninka, to jako skutek nacisków ze strony księgowych, managerów, polityków, biurokratów, którym się coś zdaje, którym za drogo, którym się do czegoś spieszy. Na ogół jednak każdy proces projektowy i konstrukcyjny ma wewnętrzny rygor, podlega zawodowej logice, które konstruktora czy projektanta dyscyplinują i zmuszają do tworzenia konstrukcji trwałych i niezawodnych.
A teraz „Czajka”. Zacznijmy od projektu, linii przesyłowej pod dnem Wisły. Ta linia to w uproszczeniu syfon, podobny to tego jaki jest pod każdym zlewem, z tym, że większy. Zatem każdy kto ma w domu zlew, wie, że to dzieło się zapycha i, że trzeba je przepychać co jakiś czas. W tym pod Wisłą mają płynąć nieoczyszczone ścieki, zawierające piasek i sporą frakcję nieczystości stałych. Różnica poziomów sprawia, że panuje w nim ciśnienie dochodzące do 2 atm, a dno Wisły nie jest stabilne geologicznie. To są kwestie wymagające uwzględnienia.
Ale główni projektanci, z profesorskimi inżynierskimi tytułami, poddali się naciskowi polityków, których kumple chcieli za dużo zarobić. Bo w samorządowej rzeczywistości, to politycy narzucają, wymagają i zatwierdzają dzieła, o których tworzeniu nie mają bladego pojęcia. Projektanci, konstruktorzy i wykonawczy, zaś w imię zysku, pozbyli się rozumu i inżynierskiej rzetelności. Stworzyli dzieło przyporządkowane dostawcy rur nieodpornych na ciśnienie wewnętrzne, nonsensowne technicznie, bo chcieli zabłysnąć tunelem pod dnem rzeki, i stworzyli konstrukcję niezdolną do poprawnego działania. Mimo to, pokazywali swoje dzieło w świecie, jako wybitne, innowacyjne, obwozili je po konferencjach na dowód polskiej myśli technicznej, zbierali pochwały nagrody i międzynarodowy aplauz naukowych gremiów.
W zgiełku przyszłego sukcesu, zginął głos prostego inżyniera magistra, specjalisty zatrudnionego w oczyszczali „Czajka”. Profesorowie i kumple partyjnych decydentów, produkujący kompozytowe rury, z tym że nie do takich rurociągów, doprowadzili do wywalenia z roboty, tego, który ostrzegał, że spece z Wrocławia są w błędzie. Geniuszy, z profesorem z Wrocławia na czele, nie powstrzymały fundamentalne zasady zawodu, który uprawiają. Perfekcyjnie zaprojektowali katastrofę bijącą światowe rekordy zanieczyszczenia środowiska miejskimi ściekami. Zbudowali techniczny gniot, którego immanentną cechą są awarie. Bardzo efektowną cykliczną katastrofę.
Na koniec dodam, że to nie pierwsza, ani ostatnia katastrofa spowodowana przez samorządowców i ich pomagierów zwanych specjalistami, którzy w imię prywatnego dobra gotowi są zapominać, o rzetelności i przyzwoitości.
tekst: Krzysztof Chmielnik
foto: Pixabay