Homofoby z zapałkami

Homofoby z zapałkami Radio Zachód - Lubuskie

Pixabay.com

Tradycja polowań na czarownice odezwała się w Zielonej Górze historyczną czkawką za sprawą homofobicznego komanda zwanego Instytutem Równości. Homofobicznego, bo osobnicy zrzeszeni w tym głupkowatym instytucie, nienawidzą heteroseksualnych katolików, a z seksualnej normatywności uczynili pretekst do organizowania ulicznych seansów nienawiści. Głupkowatego, bo na swoich stronach internetowych piszą o prezydencie Polski nie tylko małą literą, ale myli się tym nieukom „rz” z „ż” i wychodzi im „andżej duda”.
Rzecz jasna nazywanie się Instytutem, wbrew logice i ortografii nie dziwi, bo wszelkie homofobiczne gremia, więcej problemów mają z ogarnianiem dylematów jakie jego członków dręczą poniżej pasa i nie mają głowy do zajmowania się rozwikływaniem trudnych ortograficznych kwestii, z którymi przeciętny dziesięciolatek radzi sobie spoko.
I właśnie ci geniusze, o których powiedzieć ćwierć główki, to poważnie zgrzeszyć wobec anatomii, postanowili ukamieniować radnego Jacka Budzyńskiego w imię bolszewickiej zasady, kogo nie lubimy – temu kula w łeb. Na razie z powodu bezobjawowej inteligencji posługują się oni procedurami, jakie im ktoś podczas tresury wdrukował w podświadomość i przystąpili do słownego glanowania radnego. Ich szczytnym celem jest spalenie go (jako radnego)na publicznym stosie. A przy okazji wywalenie go z pracy, bo przecież taki homonormatywny nauczyciel, bo radny Budzyński jest też nauczycielem, ma szkodliwy wpływ na młodzież. I na dokładkę katolik.
Do tej homofobicznej krucjaty, dołączyli się antypisowscy radni, którzy co by o nich nie mówić, to generalnie rozumem nadmiernie nie grzeszą, a o rozwoju miasta wiedzą tylko tyle, że trzeba co się da najpierw do gołego wyciąć a potem zabetonować. I żeby nie było, to jest komplement. Wszak beton to postęp, a bolszewicko-tęczowy zapał ma w zarządzaniu miastem znacznie większą przydatność jak tabliczka mnożenia, albo kompletnie nieprzydatna znajomość zarządzania własnymi dziełami i trująca umysł refleksja nad skutkami własnych decyzji. Grunt, że dieta leci i po co się narażać, skoro jak by się nie obrócić cztery litery i tak z tyłu. A zatem warto, tak na wszelki wypadek, aby się z nią na tęczowe niespodzianki nie wystawić. No a poza tym w stadzie jest bezpieczniej, bo chór stwarza możliwość wymówki, że się tylko ruszało ustami.
Stos zwieńczony radym Jackiem, jakże chętnie podpaliła by lokalna polsko-języczna niemiecka prasa. Cierpi na społeczną alienację i ma kompleks niskiej sprawczości. Zatem podgrzewa do boju homofobów, bo nikogo inteligentnego do niczego nie zachęci. Odzywa się w redakcyjnych duszach tęsknota za byciem organem totalitarnej władzy i kiełkuje w niech chęć zostania trybuną nowego pokolenia bolszewików. Jak już nie czerwonych, to choćby tęczowych.
Bo Zielona Góra jest stolicą regionu zielonych technologii. Regionu sławnego z tego, że na badania i rozwój przeznacza najmniej ze wszystkich województw. Regionu, który ma jeden z najniższych w kraju poziom wynagrodzeń. Może dlatego w imię tych parametrów potrzebujemy powrócić do palenia na stosach czarownic. Choćby tylko po to, aby tęczowe homofoby były szczęśliwe. A może przy okazji pchniemy i rozwój do przodu? Kto wie!
tekst: Krzysztof Chmielnik
foto: Pixabay
Exit mobile version