Mordercy nie noszą masek

Mordercy nie noszą masek Radio Zachód - Lubuskie

Fot. Pixabay

Zbrodnia bez kary

Pandemii minął rok. Rocznica smutna, a w każdym kraju z inną datą. Rok temu nie wiedzieliśmy o tym nic, a dziś choć nie wiemy wszystkiego, to wiemy dostatecznie dużo, by nie poruszać się we mgle, a racjonalnie i odpowiedzialnie. Odpowiedzialnie nie tylko za siebie, ale i za innych. Ta odpowiedzialność w czasach pandemii jest miarą naszego człowieczeństwa i wyznacznikiem troski o bliźniego. Dziś takiego, a nie innego naszego zachowania nie da się usprawiedliwić niewiedzą czy wytłumaczyć niedoinformowaniem.

Zwykle bandyta by nie zostać rozpoznanym zakłada maskę, za wyjątkiem mordercy, gdyż nie zostawia przy życiu nikogo, kto wskazałby go jako przestępcę. W ostatnim czasie w Polsce mamy wędrujący precedens, gdzie mordercy publicznie pojawiają się bez masek.

Dlaczego tak dosadnie i tak ostro piszę? Bo to nie idzie o worek ziemniaków na targu, nie o zależną zmianę pracy, nie o stracone nadzieje na lepszą przyszłość nawet, ale o życie! To jest dla wielu ludzi przeżyć albo umrzeć.
Ludzie, którzy nie przestrzegają obostrzeń są roznosicielami zarazy, zarazy na którą za ich sprawą ktoś może „za chwilę” umrzeć. Zachowanie to jest tak samo mordercze jak każde inne pozbawianie życia. To ewenement, bo tych morderców nie spotka sprawiedliwy wyrok, omnie ich kara.

 

Po (korono)trupach do władzy

Sytuacje kryzysowe są papierkiem lakmusowym na wszystkich i wszystko. Dzięki nim dostajemy jednoznaczną odpowiedź o postawach, intencjach i systemach wartości poszczególnych osób, grup społecznych, a w szczególności środowisk politycznych. Nie pozostawiają one marginesu błędu. Z niedowierzaniem patrzę na opozycję i jej działania od początku pandemii. Powiedzenie, że Polacy zawsze potrafią się zjednoczyć w obliczu zagrożenia przestało być aktualne, albowiem w obliczu największego od II wojny światowej wyzwania jako naród stoimy pęknięci i podzieleni.

Po jednej stronie rząd, który z pełnym determinacji poświęceniem walczy z wszelkimi skutkami koronawirusa, a po drugiej środowiska opozycyjne, które w nikczemny sposób żerując na historycznym dramacie, próbują wykorzystać zarazę do przejęcia władzy. Wywoływanie rewolucji, by obalić rządzących w czasie kiedy potrzeba narodowego zjednoczenia wobec niewidzialnego wroga, nie mieści się w żadnych kategoriach moralnych. Opozycja w całości pokazuje swoim podżeganiem do buntu, który ilość śmiertelnych przypadków nieustannie powiększa (przekładając się także na wskaźniki ekonomiczne – vide kolejne lockdowny poprotestowe), że życie ludzkie nie ma dla nich znaczenia. To literalnie obrazowe realizowanie hasła: „po trupach do celu”. Wyobraźmy sobie przez chwilę, że w Polsce od marca ubiegłego roku opozycja ściśle współpracuje z rządem, wspiera merytorycznie, w procesie legislacyjnym, na arenie międzynarodowej, w zakresie edukacji społeczeństwa i promocji właściwych zachowań; nawołuje do przestrzegania obostrzeń. Gdzie bylibyśmy dzisiaj, gdyby taka była w Polsce opozycja? Niech każdy sobie odpowie.

Tym bardziej należy docenić to, co robi obecna władza, że przy tym całym arsenale rewolucyjnym, który wytoczyła w roku pandemii opozycja Polska radzi sobie dobrze, bardzo dobrze, a na wielu polach jest liderem. Co więcej, może się okazać, że ten kryzys przejdziemy lepiej niż inni i wyjdziemy zeń mocniejsi. Oby. Niestety postawa opozycji wpisuje się w zjawisko opisane w akapicie „zbrodnia bez kary”. Z tą jedną różnicą, że opozycja może karę ponieść, polityczną, przy urnie.

 

Dobro nadawać będzie ton

Plujące na policjantów łąjdactwo spod znaku pioruna, żyrujący ich plugastwo politycy opozycji, dopełniający ten morderczy szereg „wyzwoleńcy” z Krupówek, Szczyrku, Mielna i innych miejsc demonstracji gdzie się ma władzę i jej zalecenia, bo przecież o to chodziło, to ta część Polaków, których odrażające barbarzyństwo trzeba podkreślać, byśmy Polskę przed takim amoralizmem absolutnym, byśmy Polski nie utracili.

Ale jest jeszcze inna Polska. Ta o twarzy ludzi, którzy z pokorą przyjmują obostrzenia i stosują się do zaleceń, rozumieją kolejne restrykcje, każdego dnia znoszą cierpliwie ograniczenia życia, utrudnienia codziennego funkcjonowania jakie narzucił nam nie rząd, a Covid. Polska o twarzy ludzi rozumiejących, że tylko wspólny solidarny wysiłek i zbiorowa odpowiedzialność pomoże nam uchronić jak najwięcej Polaków przed śmiercią, bo o to toczy się gra, o ludzkie życie. Gospodarkę można odbudować, kwoty na koncie również, zaległości towarzyskie nadrobić, ale życia nikomu się nie wróci.

W mojej rodzinie z powodu pandemii zmarły cztery osoby, owszem 70+ i 80+, ale jak dotyczy bliskiej ci osoby, wiek przestaje być statystyczną miarą, a 7 czy 8 z przodu pociechą. Wśród znajomych było gorzej, przejechali w 2019 roku 7 tysięcy km na rowerach, cieszyli się dobrym zdrowiem i kondycją fizyczną, liczyli się z tym, że zachorują na Covid, ale nie z tym, że w wieku 38 lat zostawi Ją wdową, a córeczki półsierotami. Po dwóch dniach od kaszlnięcia już nie było z nim kontaktu, po dwóch tygodniach zgasł. Rok temu mało kto słyszał o rodzinie, którą dotknął koronawirus, dziś rzadko znajdziesz taką, której nie dotknął.

Ostatnie dekady dobrobytu i oczywistego prawa do wolności sprawiły, że uwierzyliśmy w stabilność i że zasoby nasze możemy tylko pomnażać, nie utracić. Zmartwieniem medycznym pozostawał nowotwór. Uchwytnym marzeniem polepszanie warunków egzystencji. Pół pokolenia temu nie mieliśmy telefonów komórkowych, komputerów z internetem o „napędzie atomowym”, dostępu do programów telewizyjnych, stacji radiowych i prasy całego świata. Staliśmy się globalną wioską, świat się skurczył, wszystko stało się możliwe, zdało nam się, że nad wszystkim panujemy, wszystko mamy pod kontrolą. Koronawirus nas „zmierzył i zważył”. Z dnia na dzień ludzkość stała się bezbronna. Nikt, bez względu na wielkość posiadania, stan konta, polityczne koneksje, medyczną wiedzę, dostęp do technologii… nikt nie jest bezpieczny.
Ale jeśli dziś heroizmem jest noszenie maseczki, a nie pójście do partyzantki, zakupy online zamiast przemytu pod nosem hitlerowców, brak wczasów za granicą zamiast wywózki na Syberię, zachowanie dystansu społecznego w miejsce stłoczonych wagonów na bocznicy w Auschwitz i policja na demonstracjach na którą można napluć i zelżyć, a nie gestapo, które mogło rozstrzelać bez sądu, to jak przetrwalibyśmy okupację? Mamy dużo szczęścia, a koronawirus jest najłagodniejszą z cen jaką przyszło nam zapłacić za postęp. Jest też znakiem czasów, który dobrze odczytany pomoże nam pchnąć ludzkość w stronę cywilizacjonizmu, nowej ery ludzkości, gdzie zło – nie mam złudzeń – będzie, ale dobro nadawać będzie ton.

 

Suplement

Czy naprawdę chcielibyście mieć przy władzy Bieńkowską, Komorowskiego i Kopacz? I w dobie pandemii usłyszeć – parafrazując ich kolejno:
„Takie mamy czasy”
„Pandemia przyszła, to i odejdzie”
„Wypatrujmy wiosny”
choć może Kidawa-Błońska ogłosiłaby tym razem terminację koronawirusa i byłoby po kłopocie…

Exit mobile version