Heroiny naszych czasów

Heroiny naszych czasów Radio Zachód - Lubuskie

fot.Pixabay

„Szkoda wysiłku dla takiej sławy, którą co parę lat zdobywa kto inny, a za daszych parę lat nikt o niej nie pamięta” – tak odparł Aleksander Macedoński tym, którzy namawiali go do startu w igrzyskach. Mówił to oczywiście z poziomu swojego pragnienia sławy nieśmiertelnej, równej herosom, a nawet bogom, sławy po którą sięgał świadomie, z przekonaniem jej do niego przynależności. Historia pokazała, że miał rację i wiedział co mówi, ale z poziomu prostego Greka zwycięstwo w igrzyskach było czymś wyjątkowym. Jako „prosty Grek”, rozumiejąc myślenie Aleksandra, zastanawiam się współcześnie, jaki sens ma rywalizacja w duchu, który zbyt często i w zbyt wielu punktach z rywalizacją olimpijską ma coraz mniej wspólnego. Od przygnębiającego problemu dopingu w sporcie aż po odmowę walki ze względu na narodowość oponenta… 

 

rekordy na dopingu

Sztandarowym przykładem jest oczywiście produkcja mistrzów w nieistniejącej już Niemieckiej Republice Demokratycznej. Złota sprinterka Marita Koch doprowadziła rekord świata na 400m kobiet do niewyobrażalnej granicy schodząc poniżej 48 sekund. Jej 47.60 jest niewymazywalnym wynikiem. Dość powiedzieć, że nasza wielka mistrzyni Irena Szewińska, zaledwie 9 lat przed rekordem Marity Koch, ustanowiła rekord świata wynikiem 49.28. Dziewięć lat, to w sporcie niewiele, ale różnica w rekordzie na 400 m o prawie 2 sekundy to lata świetlne. Potem rzadko której sprinterce, włączając w to fenomenalną Marie-Jose Perec, udawało się zejść poniżej 49 sekund. Odwołując się do bliższych polskiemu kibicowi odniesień wspomnę, że rekord życiowy naszej mistrzyni Justyny Święty-Ersetic to 50.41. 

 

Takich „zamordowanych” dopingiem dyscyplin jest więcej, a przyczynili się do tego głównie sportowcy wywodzący się z komunistycznych demoludów, w szczególności NRD i krajów ZSRR zarówno przed jak i po upadku, z Rosją na czele. Przy tej okazji polecam gorąco film „Ikar”, który obnaża mechanizmy i bezwzględność rosyjskiego parcia do zwycięstwa w sporcie za wszelką cenę, zresztą czy tylko w sporcie?  Ta przejmująca historia, człowieka który był szefem krajowego laboratorium antydopingowego Rosji, a dziś objęty jest w USA programem ochrony świadków, mówi nam więcej o współczesnej polityce Putina niż analizy najwybitniejszych politologów. 

 

Na szczęście dla sportu znalazł się ktoś taki jak Grigorij Rodczenkow. Jemu nie brakło odwagi, ale zabrakło Trybunałowi Arbitrażowemu w Lozannie, który nie tylko skrócił karę wykluczenia Rosji z najważniejszych imprez sportowych z 4 do 2 lat, to jeszcze zezwolił 335 rosyjskim sportowcom występowanie na arenach IO w Tokio w tradycyjnych rosyjskich barwach. Kryzys w rosyjskim sporcie trwa już 6 lat i nie wygląda na to, by miał nastąpić przełom. Spoglądając na łaskawość różnych instytucji, nie tylko sportowych względem Rosji, pozostaje cieszyć się, że szefem Światowej Agencji Antydopingowej jest Polak. Witold Bańka nie ma łatwo, ale to dziś chyba jedyny przypadek, a może i w ogóle, że los Rosji spoczywa w rękach Polaka. Sportowy los. 

 

heroiny nadziei

Snując się bez nadziei na lepszą przyszłość sportu, wspominam z żalem przez krótko tych, co zawiedli… Bena Johnsona, Lance Armstronga, Marion Jones… i innych. Wolę jednak myśleć o tych, którzy przywracają nadzieję na uczciwą walkę. O tych największych z największych. Tych, którzy nie zdobyli sławy jednymi igrzyskami, ale utrwalali ją latami… Ich przykład, sportowy heroizm, pozwalają patrzeć w przyszłość z wiarą, że duch Pierre’a de Coubertin’a wciąż towarzyszy sportowcom spotykającym się raz na cztery lata z radością udziału w igrzyskach nie mniejszą od radości zwycięstwa. 

Pierwsza z heroin udowadaniających swoją karierą, że można wygrywać naturalnym talentem wspartym pracowitością jest Merlene Ottey. Długowłosa piękność z Jamajki zachwycała sobą lekkoatletyczne bieżnie przez ponad dwie dekady. Nie zdobyła worka złotych medali, bo miała obok na bieżni laboratorium z NRD i ZSRR oraz Amerykanki, ale startowała w latach 1980 – 2004 w siedmiu kolejnych Igrzyskach Olimpijskich, co czyni ją największą z legend kobiecego sprintu. Mając 19 lat przebiegła 200m w 11.59, a 33 lata później w wieku 52 lat w 11.82. To o czymś dobitnie świadczy. Została najstarszą wśród lekkoatletek medalistką olimpijską zdobywając brąz w sztafecie w wieku 40 lat i 5 miesięcy. 

Drugą heroiną jest Allyson Felix, dla której IO w Tokyo są piątymi z kolei. 13-krotna mistrzyni świata, 6-krotna mistrzyni olimpijska, jako jedna z niewielu sprinterek w historii biegająca wszystkie sprinterskie dystanse. Otwiera się przed nią kolejna szansa na powiększenie dorobku medalowego i dopisanie rozdziału do własnej legendy. Ona jednak, chyba jak nigdy wcześniej, będzie cieszyć się udziałem w święcie sportu, bo udowadniać już nic nie musi. Co więcej, swoją najważniejszą bitwę stoczyła dwa lata temu, kiedy urodziła córeczkę w 32 tygodniu, a życie dziecka było poważnie zagrożone. Padły wtedy z jej ust znamienne słowa: „Urodziny Camryn zmieniły moje życie. Wiem, po co żyję i co jest dla mnie ważne. Nie biegnę już po to, by wygrać więcej medali. Próbuję otworzyć się na to, co Bóg przygotował dla mnie i mojej rodziny”.

Kiedy Merlene kończyła karierę, Allyson ją zaczynała. Spotkały się w pierwszym półfinale biegu na 200m w IO w Atenach.Występy obu biegaczek obejmują 11 olimpiad od Moskwy 1980 do Tokyo 2020. Są świadectwem, ża naturalnością w sporcie można osiągnąć więcej zdobywając sławę, która nie przeminie z biegiem lat, stając się współczesnymi heroinami dla pokoleń szukających wzorców do naśladowania, wzorców odbiegających od wyobrażeń plastikowego świata i medialnego opowiadania nieznaczących treści. W młodych ludziach tkwi głęboko skrywana potrzeba bycia kimś więcej. Starożytni Grecy mieli swoje igrzyska, mieli swoich herosów i chieli być jak oni. Czym my różnimy się od nich? Niczym. Czasy się zmieniają, ludzie nie. Potrzeba wyzwań i wyjątkowości pozostaje zawsze do spełnienia. Oni mieli Ariadnę i Helenę, a my Merlene i Allyson.

 

Exit mobile version