Śledczy ustalili, w jaki sposób doszło detonacji ładunków wybuchowych na trasie kolejowej Warszawa-Lublin. Oba sterowane były z telefonów komórkowych zarejestrowanych u polskiego operatora.
Numery są zarejestrowane na konkretne paszporty, ale – jak podkreślają funkcjonariusze – właściciele numerów nie muszą być powiązani ze sprawą.
Jak wiadomo z dotychczasowego śledztwa, sprawcy położyli dwa ładunki. Jeden w okolicy miejscowości Mika, natomiast drugi niedaleko Gołębia. Tylko pierwszy z nich się zdetonował. Uszkodzenia torów mogły doprowadzić do katastrofy kolejowej.
Według ustaleń reporterów RMF24.pl służby posiadają już informację na temat tożsamości osoby, która zakupiła telefony komórkowe. Karty SIM zabezpieczono, funkcjonariusze dotarli do numerów paszportów tych osób.
Służby w gotowości
„Po uszkodzonym torze na linii kolejowej Warszawa-Lublin przejechało kilka pociągów zanim maszynista jednego z nich zauważył wyrwę” – poinformował wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Wiesław Szczepański. Zapewnił, że wszystkie procedury bezpieczeństwa zostały zachowane, a służby szybko zareagowały na zgłoszenie o zagrożeniu.
Na antenie Programu 1 PR minister Szczepański wyjaśniał możliwy przebieg zdarzeń:
„Wszystko wskazuje na to, że w dywersję na torach w Polsce zaangażowane są rosyjskie służby specjalne” – powiedział natomiast rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński.
Dobrzyński ostrzega, że Rosja będzie szerzyć dezinformację o śledztwie, między innymi podsuwając fałszywy ukraiński wątek. Podkreśla, że polskie służby zajmują się wyjaśnieniem sprawy:
W związku z aktami dywersji na kolei z inicjatywy premiera odbyło się nadzwyczajne posiedzenie rządowego Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Narodowego. Wzięli w nim udział dowódcy wojskowi, szefowie służb i przedstawiciele prezydenta.


















