Były premier Mateusz Morawiecki nie działał w granicach prawa i nadużywał swoich kompetencji – wynika z przedstawionego projektu raportu sejmowej komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych. Jak wskazano, Morawiecki miał świadomość podejmowanego przez siebie ryzyka.
W projekcie stanowiska sejmowa komisja śledcza odnosi się do działań różnych organów państwa zaangażowanych w przygotowanie wyborów prezydenckich zaplanowanych na maj 2020 r.
Przedstawiając ustalenia dotyczące b. premiera Mateusza Morawieckiego, posłanka Anita Kucharska-Dziedzic (Lewica) wskazała, że wydając decyzję z 16 kwietnia 2020 r. Morawiecki „uznał się samozwańczo za organ uprawniony do wydawania poleceń związanych z procesem przeprowadzenia wyborów na prezydenta RP”.
Jak podkreśliła, w tej sprawie b. premier nie działał w granicach prawa i nadużywał swoich uprawnień. Jej zdaniem, wiele wskazuje również na to, że organy władz generalnie nadużywały przepisów wprowadzanych w związku z pandemią COVID-19, a organizacja wyborów była tylko jednym z takich przykładów.
Z ustaleń komisji wynika, że właściwym działaniem ze strony byłego szefa rządu byłoby poczekanie do momentu wejścia w życie ustawy o szczególnych zasadach przeprowadzenia wyborów albo ogłoszenie stanu nadzwyczajnego, który w legalny sposób pozwoliłby na przesunięcie ich terminu.
„W ocenie komisji prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki zaryzykował złamanie prawa, będąc świadomym ryzyka swojego działania (…) Tym bardziej, że na te ryzyka i potencjalną odpowiedzialność premiera wskazywała opina prawna Departamentu Prawnego KPRM, o której miał premiera poinformować szef KPRM Michał Dworczyk” – podkreśliła Kucharska-Dziedzic.
Wcześniej szefowa komisji Magdalena Filiks (KO) negatywnie oceniła też aktywność Państwowej Komisji Wyborczej, która jej zdaniem „nie podjęła żadnej znaczącej aktywności, aby uniknąć sytuacji, w której wybory zarządzane na 10 maja mogłyby naruszać standardy demokracji”. Według sejmowej komisji śledczej, apolityczność nie powinna oznaczać przyjęcia w takiej sytuacji roli „cichego obserwatora”.