Wracamy do tematu.
Siostry Irena i Jola wychowały się w domu, w którym każdy mógł liczyć na wsparcie rodziny. Dorosłe już rodzeństwo z uwagi na różnicę wieku i zajmującą codzienność, żyje każde własnym życiem, choć trzymają się razem i w razie potrzeby jedno staje przy drugim. Tego nauczyli ich rodzice.
Irena zmaga się z chorobą nerek od ponad 30 lat. Jako młoda kobieta spodziewająca się dziecka dowiedziała się, że jej życie już nigdy nie będzie takie jak przedtem. Jeszcze przez kilka lat funkcjonowała w miarę normalnie, jednak to, co nieuniknione wróciło do niej ze zdwojoną siłą. W grę wchodził już tylko przeszczep. Ratunkiem okazała się nerka, którą dostała od osoby zmarłej. Po szpitalu wróciła do normalnego życia.
Piętnaście lat później choroba znów dała o sobie znać. Był to okres pandemii COVID-19. Czas mijał, a kolejnego dawcy nie było. Na to wszystko patrzyła najmłodsza z rodzeństwa Jola. Widziała słabnącą siostrę i przedłużające się procedury związane z przygotowaniem do operacji. Obawiała się, że wyścig z czasem może okazać się przegrany. Dlatego postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
Historią sióstr zainteresowałem się wracając samochodem po pracy do domu, widząc wielokrotnie przy ulicy Fabrycznej w Zielonej Górze wielkoformatowy bilbord z ich wizerunkiem. Postanowiłem poznać historię „życia z billboardu”. Pomogła mi w tym prof. Bogumiła Burda, prezeska zielonogórskiego oddziału Stowarzyszenia „Nerka”.
Posłuchaj reportażu.