Nigdy nie zapomnę min i żywych reakcji, przed wielu laty, moich studentów (5. rok filologii polskiej, specjalność dziennikarska) na tzw. „mapę” własności mediów w III RP. Tym bardziej, że sam na poprzednich zajęciach omówiłem kontekstowo sytuacje w tej materii w wielu demokratycznych państwach ze szczególnym uwzględnieniem naszych zachodnich sąsiadów.
W Niemczech bowiem sytuacja ta była (i jest!) w sposób jednoznaczny pod kontrolą państwa i prawa oraz zwyczajów, a sławetna awantura wokół próby przejęcia przez kapitał amerykański lokalnej berlińskiej gazety, przybrała rozmiar tak histerycznie znaczący, że Amerykanie czym prędzej wycofali się z tego biznesu (!).
Dzisiejszy kompletny chaos na polskim rynku medialnym nie ma swego odpowiednika w żadnym cywilizowanym i demokratycznym kraju na świecie.
I choć wspomniana „mapa” w Polsce wówczas wyglądała inaczej nieco niż obecnie, to ogólny obraz zmienił się nieznacznie tylko. Np. lokalne dzienniki (Polska Press) miały niemieckiego właściciela, a dla odmiany w Rzeczpospolitej nie było jeszcze kapitału Sorosa. A’propos „Rzepy” to przez pierwsze ponad 10 lat w III RP (wiem, współpracowałem) na podstawie niepisanej umowy była ona dziennikiem w dużej mierze rządowym, również kapitałowo. Do dziś zaś istnieje wszak nieaktualny już encyklopedyczny zapis, że jest to: „ogólnopolski dziennik ekonomiczno-prawny o profilu konserwatywno-liberalnym”(sic!).
Medium rządowe więc z jasnym zapisem to niekoniecznie zbrodnia i gwałt na demokracji, ale to już… historia.
Natomiast warto wiedzieć, że dzisiejszy kompletny chaos na naszym rynku medialnym ze zdecydowaną dominacją kapitału zagranicznego nie ma swego odpowiednika w żadnym cywilizowanym i demokratycznym (!) kraju na świecie. Korzenie tego chaosu tkwią wszak historycznie zarówno w magdalenkowych ustaleniach, gdzie przyznano prasowy monopol „Gazecie Wyborczej”, a Michnik skwapliwie z niego skorzystał eliminując sukcesywnie „inaczej myślących” byłych opozycjonistów. Kapitałowo zaś spółkę Agora stworzyli oprócz niego Bujak, Wajda i Paszyński, którzy wpłacając „grosze”, szybko w warunkach swoistego monopolu zostali milionerami.
Natomiast w dziedzinie mediów elektronicznych (TV i radio) nieocenione „zasługi” ma ówczesny prezydent Wałęsa i jego kancelaria z przemożnym udziałem agentury łącznie z ks. Cybulą, gdzie w niejasnych okolicznościach i „po uważaniu” przyznawano koncesje. Przypominam o tym w tzw. telegraficznym skrócie, bowiem pisałem na ten temat po wielokroć. Toteż odsyłam do archiwum i publikacji ś. p. Stanisława Remuszki.
Dość, że w początkach III RP zachłystując się, za parawanem pseudoliberalnych hasełek, chęcią obcego kapitału do inwestowania w nasze media i namiętnie prywatyzując koncern RSW Prasa-Książka-Ruch stworzono podwaliny pod dzisiejszy „chory” system medialny, który z owym ładem medialnym nie ma wiele wspólnego.
Na koniec zaś kwestia dynamiczna i gorąca (in statu nascendi?) w sensie dosłownym, co do której nie tylko przy cyklu produkcyjnym „Magazynu Gazety Lubuskiej” trzeba zachować stosowny dystans, ale przecież historycznie ominąć nie sposób. Kolejne rządy III RP bowiem przez swoich kadencyjnych przedstawicieli w KRRiTV, a ostatnio przez umocowaną ustawowo (tak!) Radę Mediów Narodowych, powoływały kolejne władze mediów publicznych, aż tu nagle…
Wobec czego tradycyjnie niejako zostawiam Państwa z pytaniem tylko z pozoru oczywistym: Czyje powinny być media publiczne i jak to się ma do owego ładu medialnego?