Bulwersujący „Garbicz Festival”. Impreza głównie dla Niemców, degradująca piękne lubuskie tereny pod ochroną

Garbicz Festiva

Fot. "Garbicz Festival". Kadr z reportażu Macieja Piotrowskiego w "Magazynie Śledczym Anity Gargas"

Samowole budowlane, łomot muzyki techno, narkotyki i dewastacja przyrody, czyli o skutkach „Garbicz Festival”, imprezy organizowanej pod Niemców na polskim obszarze „Natura 2000” była mowa w „Magazynie Śledczym Anity Gargas”, wyemitowanym 26 października. Sprawą zajął się dziennikarz śledczy Maciej Piotrowski.

Miał być Międzynarodowy Festiwal Muzyczny, a jest uciążliwa dla mieszkańców i szkodliwa dla środowiska naturalnego blisko tygodniowa, masowa balanga. To „Garbicz Festival”, impreza bardziej znana w Niemczech, niż w Polsce. Mieszkańcy mają dość i pytają dlaczego, skoro przyjeżdżają tu głównie Niemcy, to wydarzenie nie jest organizowane w ich kraju tylko u nas. W dodatku na obszarze, który powinien być chroniony.

Garbicz to niewielka wieś w naszym województwie, leżąca przy granicy polsko – niemieckiej. Słynie z jednego z najczystszych jezior w regionie – Wielicko.

– Pierwszy raz jak tutaj przybyłam zobaczyłam piękne jezioro z krystaliczną wodą. Moją uwagę zwróciła duża liczba ptaków wodnych. Nade mną przeleciał bielik, także wiedziałam, że jestem rzeczywiście w miejscu o dużych walorach przyrodniczych

– mówi Agata Brzezińska, prezes fundacji ekologicznej AQUILA.

– Na Mazurach jest ponad 3 tys. jezior, a jeziora z taką czystością wody, otoczeniem i czymś dla mnie magicznym – jak tu, nie pamiętam – ocenia Zbigniew Smoliński, mieszkaniec Garbicza. – Po prostu zakochałem się w tym miejscu i już!

– kwituje Smoliński.

– To jest piękna okolica i naszym marzeniem było, żeby tutaj na emeryturze osiąść, zostać

– przyznaje Andrzej Trepczyński, wiceprezes stowarzyszenia Przyjaciele Garbicza.

Garbicz leży w obszarze „Natura 2000”, o czym kiedyś informowała zdewastowana dziś tablica. 

– Niestety panujące tu bezprawie doprowadza do degradacji tego środowiska. Serce boli, że na terenie Polski dzieją się takie rzeczy

– z żalem przyznaje Henryk Bulera.

– Jedna scena, druga scena, hałas w dzień i noc 24h/7. Bębni muzyka kilka dni – opowiada o przebiegu imprezy Elwira Trepczyńska ze stowarzyszenia Przyjaciele Garbicza. – Tu przecież ludzie mieszkają, rano muszą wstać do pracy, a nikt na to nie zwraca uwagi. Uczestnicy przyjechali, żeby się wyżyć kosztem innych

– podsumowuje.

– W nocy spać nie można, w dzień też nie da się wypocząć, Basy rozchodzą się po wodzie

– potwierdza Marzena Rossi, mieszkanka Garbicza.

Dalsza część tekstu pod zdjęciem

Odcięty dostęp do jeziora

Na czas trwania imprezy publiczny, 1,5m pas przy jeziorze, który powinien być dostępny dla każdego, traktowany jest jak własność prywatna. Dziennikarza Macieja Piotrowskiego, realizującego materiał i Henryka Bulerę zatrzymuje jeden z organizatorów z Niemiec, informujący (w języku angielskim), że potrzebują stosownej przepustki, by móc tu przebywać, bo… miejsce jest zarezerwowane.

– Tak, to prawda, to miejsce publiczne, ale podczas festiwalu nie jest publiczne

– twierdzi organizator.

– Zniknęła droga, która była nad jeziorem. Po prostu została sprzedana i nagle nie mieliśmy tam wstępu – wyjaśnia Zbigniew Smoliński. – To była najładniejsza droga spacerowa w tej okolicy

– podkreśla.

Festiwal niekoniecznie dla Polaków

Jak wynika ze strony internetowej organizatorów festiwalu oferta skierowana jest głównie do gości zagranicznych.

– Początkowo ten festiwal był organizowany tylko dla Niemców – informuje Smoliński. – Nikt w Polsce o nim nie wiedział.

Słowa te potwierdzają stojące kolejki autokarów, głównie z niemieckimi tablicami rejestracyjnymi.

Mimo, że festiwal odbywa się w Polsce na polskojęzycznych stronach internetowych można znaleźć jedynie szczątkowe informacje. Znacznie więcej na temat tego wydarzenia wyczytamy ze stron niemieckich.

– Oglądając stronę tego festiwalu, ale także jego marketing jest on skierowany głównie do odbiorców po stronie niemieckiej, przede wszystkim w Berlinie – mówi Aleksandra Fedorska, korespondentka w Niemczech, BiznesAlert.pl

Sex, Drugs And Elektronika

Imprezie towarzyszą alkohol, narkotyki i przygodny seks.

– Tam niestety na wielką skalę dochodzi do handlu i konsumpcji narkotyków – wprost przyznaje Fedorska.

– Oni nawet nie kryją się z tym, że biorą narkotyki – potwierdza Trepczyńska. – Wchodzą wszędzie, gdzie to tylko możliwe. Sceny seksu też były. Jakiś podstarzały hipis pływał nago na nartach wodnych

– wylicza mieszkanka.

„Garbicz Festival ” odbywa się na ogrodzonej, ponad 30ha działce, przylegającej do jeziora. Bawi się tu ponad 10 tys. ludzi przy pięciu scenach z muzyką elektroniczną. Właścicielem terenu stała się spółka, w której udziałowcami są Niemiec, Brytyjczyk i dwóch Polaków.

– Znane mi festiwale muzyczne z reguły odbywają się gdzieś na polach lub w lasach, terenach, które nie są tak cenne przyrodniczo

– mówi Agata Brzezińska.

Mieszkańcy zauważyli, że z roku na rok uczestników zza zachodniej granicy przybywa. Na terenie, który dotychczas słynął z walorów przyrodniczych rozpoczęły się intensywne prace. Po małej wsi nieustannie kursowały koparki i samochody ciężarowe.

– Co roku ten event jest większy, a infrastruktura coraz bardziej rozbudowana. Z kilkuset osób, które przyjechały na festiwal w pierwszym roku, zrobiło się kilkanaście tysięcy obecnie – szacuje Smoliński. – Wieś liczy ok. 300 osób, a tu naraz przyjeżdża taki tłum i to na grunty leżące w obszarze „Natura 2000”

– oburza się mieszkaniec.

Dalsza część tekstu pod zdjęciem

Obszar (nie)chroniony

Teren zaliczany jest do sieci obszarów objętych ochroną przyrody na terytorium Unii Europejskiej. Ma to na celu zachowanie określonych typów siedlisk przyrodniczych oraz gatunków, które uważane są za cenne i zagrożone w skali całej Europy.

– Tutaj takim siedliskiem, dla którego powołano ten obszar są łąki ramienicowe oraz kompleks leśny, występujący wokół tego jeziora

– tłumaczy Brzezińska.

Ramienice to ściśle chroniony rodzaj glonów. Znacząco wpływający na czystość wody w jeziorze. Po kilku edycjach festiwalu naukowcy zauważyli ich niemal całkowite wyginięcie.

– Mamy potwierdzone badaniami specjalisty dowody, że zniszczeniu, tzn. zniknięciu uległo już 87% łąk ramienicowych z jeziora Wielicko

– poświadcza prezes ekologicznej fundacji.

Tym specjalistą był Andrzej Pukacz, profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Niestety ceniony hydrobiolog zmarł 8 sierpnia br., zanim zdążył wypowiedzieć się do reportażu. Profesor zginął podczas wykonywania prac w terenie.

W sporządzonym ubiegłego roku raporcie swoich badań napisał:

– Stan jeziora Wielicko na przestrzeni ostatnich dwóch lat uległ znacznemu pogorszeniu. Wskazują na to zarówno analizy fizyko-chemiczne wody, jak i badania roślinności. Na szczególną uwagę zasługuje tu degradacja łąk ramienicowych (…).

Prof. Andrzej Pukacz, jako prawdopodobną przyczynę szkód w jeziorze wskazał organizowany tu wielotysięczny „Garbicz Festiwal”.

Dalsza część tekstu pod polecanym artykułem

Czytaj także:

 – Ponieważ nie zachodzą żadne inne czynniki mogące mieć wpływ na taki stan rzeczy zakładamy, że przyczyną zniszczenia łąk ramienicowych jest organizacja festiwalu tuż przy jeziorze

– stwierdza Agata Brzezińska.

– Mamy dowody, że ramienice były wyciągane z wody na pomost (nielegalnie wybudowany)

– przyznaje burmistrz Stanulewicz. 

Mieszkańcy mają pretensje do burmistrza, który pierwszy dał międzynarodowej spółce prawo do organizacji festiwalu. Chciał promować region i dać mieszkańcom inną formę kultury.

– Oczywiście mieszkańcy mają rację, że jako organ wyrażałem zgodę, ale podkreślam i akcentuję – nie miałem do końca wiedzy jakie uciążliwości faktycznie ten festiwal ze sobą przyniesie

– tłumaczy Ryszard Stanulewicz, burmistrz miasta i gminy Torzym. 

Bezradność Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska

Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska odpowiada za ochronę przyrody, w tym na obszarach „Natura 2000”.

Mieszkańcy zarzucają urzędowi, że od 2013r., kiedy to pojawił się pomysł organizacji masowej imprezy RDOŚ umiejętnie omijał temat i unikał odpowiedzi na zadawane przez nich pytania.

Andrzej Korzeniowski, zastępca Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Gorzowie Wlkp. zapytany, czy festiwal powinien odbywać się w miejscu objętym ochroną odpowiedział: „To nie jest pytanie do mnie”. RDOŚ umorzył postępowanie w sprawie degradacji środowiska.

– Szkoda musi być mierzalna, musi być podmiot, który korzysta ze środowiska i trzeba tę szkodę udowodnić

– nieprzekonująco tłumaczy Korzeniowski.

Zapytany o konkretne badania, jakie urząd przeprowadził w celu zweryfikowania tych informacji odpowiedział: „nie jesteśmy instytucją, która w tym celu przeprowadza badania, dlatego, że nie mamy do tego kompetencji”.

– Pytanie jest takie: czy badania są potrzebne i my tę kwestię rozpatrujemy. Nie wiem, czy są potrzebne

– brnie dalej Korzeniowski.

„Garbicz Festival” odbywa się w okresie lęgowym cenionych na tym terenie gatunków ptaków.

– Czy celem działalności tej spółki jest np. płoszenie ptaków – zadaje urzędnicze pytanie Korzeniowski. – Gdyby firma „Garbicz Festival” chciała płoszyć ptaki specjalnie to podpadałoby pod zakazy związane z siedliskami ptaków, ale tego nie robi. To nie jest jej celem, także w tym zakresie w ogóle nie rozpatrujemy sprawy

– ucina krótko wyjaśnienia.

Dalsza część tekstu pod zdjęciem

Na zdjęciu Andrzej Korzeniowski, zastępca Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Gorzowie Wlkp.

Kilkudniowa impreza, całoroczny problem

 „Garbicz Festival” trwa kilka dni, ale infrastruktura z nim związana stoi cały rok. Na terenie dopuszczono się licznych samowoli budowlanych, prowadzona jest działalność turystyczna, na którą nie ma zgody. Organizatorzy festiwalu twierdzą, że potrzebują zaplecza technicznego i kontenerów do przechowywania swojego sprzętuZapewniają przy tym o współpracy z Powiatowym Inspektorem Nadzoru Budowlanego. Problem w tym, że firma nie składała żadnych wniosków o legalizację dokonanych przez siebie budów.

– Te obiekty, które ustaliłem są w tej chwili do rozbiórki

– przyznaje wprost pracownik inspektoratu.

– To kolejne łamanie przepisów przez spółkę „Garbicz Festival” i jej wspólnika, spółkę „Lake Wielkie”- mówi burmistrz Stanulewicz. – Bez pozwolenia wycięto drzewa, które nie powinny być wycięte

– dodaje.

Zgłoszono również fakt niszczenia drzew poprzez wycinanie i tzw. „ogławianie”. Okazało się, że drzewa są wycinane pod domki kempingowe. Tworzy się też osie widokowe, by uzyskać panoramę na jezioro. Organizatorzy twierdzą, że drzewa są dla nich wielką wartością i wycinane są tylko te, które zagrażają bezpieczeństwu.

– Prowadzimy złożone postępowanie, które chcemy zakończyć wyegzekwowaniem nałożonych kar – zaręcza burmistrz Torzymia. – Jak to możliwe, że wycina się drzewa bez żadnego pozwolenia

– pyta retorycznie Stanulewicz.

Spotkany na miejscu rzecznik festiwalu najpierw umówił się z dziennikarzami na rozmowę przed kamerą, by już następnego dnia, po konsultacjach z międzynarodowym zarządem, zmienić zdanie i nie wpuścić ekipy na teren imprezy.

Walka z wiatrakami

Otwarta batalia Burmistrza i mieszkańców z organizatorami festiwalu trwa już od kilku lat. Dwa lata temu zapadł wyrok sądu nakładający maksymalną grzywnę za nadmierny hałas.

– Zakazuje się prowadzenia działalności generującej uciążliwy hałas lub emisję związków aromatycznych do atmosfery

– czytamy w postanowieniu sądu.

Mocą kolejnych wyroków nakładane są na organizatorów grzywny, ale kwoty 5 tys. zł najwyraźniej nie zniechęcają do kontynuacji procederu.

– Monitujemy, piszemy pisma, niestety to niewiele daje – przyznaje Zbigniew Smoliński.- Kiedy przyjeżdżała Policja, okazywało się, że nic nie mogą w tej kwestii zrobić.

Na skierowane do funkcjonariuszy Komendy Powiatowej Policji w Sulęcinie pytanie, dlaczego, mimo wyroku sądu, nie reagują na wciąż utrzymujący się nadmierny hałas i zawiadomienia mieszkańców, telewizyjna ekipa nie otrzymała odpowiedzi. Przyczyną była nieobecność rzecznika prasowego, zaś Pani Komendant wymówiła się nadmiarem obowiązków.

– Jeszcze nie spotkałam się z podobną sytuacją, jak w Garbiczu. Tutaj prawo nie działa – mówi rozżalona Brzezińska. – To jest kuriozalne lekceważenie ze strony policji.

Dalsza część tekstu pod zdjęciem

Na zdjęciu Agata Brzezińska, prezes fundacji ekologicznej AQUILA

Burmistrz konsekwentnie od kilku lat odmawia wydania pozwolenia na organizację „Garbicz Festivalu”. Spółka odwołała się od decyzji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Gorzowie Wlkp. SKO uchyliła decyzję burmistrza.

– Uchybienia popełnione w rozpoznawanej przez kolegium sprawie polegały na tym, że okoliczności, które burmistrz wskazał jako podstawę odmowy nie dotyczyły działki objętej treścią wniosku

– wyjaśnił Przemysław Kledzik, prezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Gorzowie Wlkp.

Okazuje się, że organizatorzy zgłosili chęć urządzania imprezy masowej, ale tylko na 2 godziny w ostatni dzień trwania festiwalu.

– Wniosek dotyczył konkretnej działki, konkretnego dnia i konkretnych godzin, w tym przypadku dwóch godzin organizacji imprezy masowej – potwierdza Kledzik. – Tylko w tym zakresie mogliśmy badać przedmiotową sprawę

– tłumaczy prezes SKO.

– Kolejne kuriozum polegające na tym, że kilkudniowy festiwal niesie ze sobą wielogodzinne uciążliwości, a organizator twierdzi, że hałasuje tylko przez wskazane dwie godziny. Tego niuansu prawnego nie możemy przeskoczyć

– bezradnie rozkłada ręce burmistrz.

Jak to możliwe, że trwający blisko tydzień festiwal, na który bilet kosztuje ok. 400 euro ma pozwolenie na organizację imprezy masowej tylko na 2 godziny w ostatnim dniu jego trwania.

– Kolegium może weryfikować tylko i wyłącznie treść złożonego wniosku, wyrażającego rodzaj deklaracji  organizatora co do pewnego zamierzenia. Czy on jest realizowany zgodnie z planem, czy nie powinno być weryfikowane w odrębnym trybie kontrolnym. Kolegium nie ma prawnych możliwości weryfikacji czy impreza przebiega w prawidłowo

– wyjaśnia prezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego.

– To, co się tutaj dzieje to jest impreza kulturalno-plenerowa, która się odbywa na całym tym terenie. Ona jest oficjalnie zgłoszona – objaśnia rzecznik prasowy „Garbicz Festivalu”. – Oprócz tego jest impreza masowa przez 2 godziny w niedzielę, między 19.00, a 21.00

– przekonuje rozmówca.

Tymczasem przepisy stanowią, że organizator ma obowiązek zgłosić imprezę masową, jeśli dotyczy ona powyżej jednego tysiąca osób. W przypadku „Garbicz Festival” jest to powyżej 10 tys. osób.

– Wygląda na to, że urzędy nie chcą tego widzieć i zamykają oczy – ocenia Smoliński. – Ja tego nie rozumiem

– podsumowuje.

Mieszkańcy zgłosili sprawę do Prokuratury Rejonowej w Sulęcinie, ale ta umorzyła postępowanie. W uzasadnieniu Prokurator stwierdził, że nie jest w stanie ustalić czy na terenie festiwalu przebywa więcej, niż tysiąc osób.

– Ewidentny szwindel i pozwolenie na bezprawie. Zamykają oczy na prawo, niech się dzieje, co chce

– kwituje Smoliński.

– Jako samorządowiec stwierdzam, że jest to bolesne – mówi Stanulewicz. W festiwalu uczestniczą w ponad 90% obywatele Niemiec. Przyjeżdżając tutaj korzystają z obszaru, który powinien być chroniony. Można zadać pytanie czy w Niemczech impreza w takim wydaniu i towarzyszących jej okolicznościach byłaby możliwa do zorganizowania?

– To nie jest kwestia tylko tego jeziora – zwraca uwagę Agata Brzezińska. – Tutaj tracimy kawałek siedlisk, ale kolejny kawałek tracimy w innym miejscu. W momencie, kiedy będziemy przymykać oko na mniejsze i większe zniszczenia, za 10, 15, 20 lat może być już za późno. Możemy się obudzić w kraju, w którym degradacja przyrody będzie tak daleko posunięta, że nie będziemy już w stanie jej odtworzyć. Musimy zacząć działać już teraz, wszędzie

– przestrzega prezes fundacji ekologicznej AQUILA..

Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie działania na szkodę gminy Torzym.

Wyemitowany odcinek programu „Magazyn Śledczy Anity Gargas można w całości obejrzeć na stronie TVP VOD.>>vod.tvp.pl/<<.

Exit mobile version