W Magazynie Śledczym Anity Gargas historia do dziś niewyjaśnionego wypadku ze skutkiem śmiertelnym spod Cigacic. Prokuratura bada sprawę od niemal 5 lat. Problemem jest ustalenie, czy sprawcą zdarzenia był pijany kierowca, czy jego córka siedząca w fotelu pasażera. Do tego brak nagrań z monitoringów, niewiedza na temat rzeczywistej prędkości bmw i wyliczenia biegłego, według których dwulatek waży… 75 kg.
W efekcie zapadają jak dotąd dwa wyroki. W pierwszym, podająca się za winowajczynię wypadku, 18-letnia dziewczyna zostaje uniewinniona. Z kolei, w drugim, za współwinnego tragedii uznany zostaje kierowca samochodu, w którym zginęła kobieta. Czy ktoś roztacza parasol ochronny nad pijanym kierowcą? Co tak naprawdę wydarzyło się na S3 pod Cigacicami?
Sprawie przyglądał się Maciej Piotrowski, dziennikarz śledczy. Reportaż można obejrzeć w całości na stronie TVP VOD.
Pechowy wieczór
16 września 2018 r., na drodze ekspresowej S3 koło Cigacic doszło do tragicznego wypadku. Karolina i Dezydery Wasielewscy wraz z dwuletnim wówczas synem oraz dwojgiem przyjaciół – Teresą i Mirosławem Szwedami wybrali się na mecz żużlowy do Gorzowa Wlkp. Po godz. 22:00 wyjechali ze stadionu. Razem z Tomaszem Walczakiem, który jechał przed nimi wracali w stronę Zielonej Góry.
Jechałem pierwszy, a Dezydery jechał za mną – relacjonuje Tomasz Walczak. – Zwracaliśmy na siebie uwagę. Co jakiś czas spoglądałem we wsteczne lusterko, by upewnić się, że nie tracę z pola widzenia samochodu znajomych.
Byliśmy podekscytowani i bardzo zadowoleni, nie pamiętam dokładnie, która była godzina – opisuje przebieg wydarzeń Karolina Wasielewska.
Droga powrotna wiodła przez udostępniony do użytku rok wcześniej, most w Cigacicach. Budowa jednak wciąż nie była ukończona i kierowcy poruszali się jedną nitką nowo budowanej drogi S3. Na moście obowiązywało przewężenie.
Przed mostem w Cigacicach należało zmniejszyć prędkość, bo był tam tylko jeden pas ruchu do przejazdu – potwierdza Mirosław Szwed, mąż kobiety, która poniosła śmierć w wypadku.
Podejrzane zachowanie na drodze
Jeszcze przed dojechaniem w okolice mostu w Cigacicach uwagę bohaterów reportażu zwrócił inny pojazd – biały volkswagen passat, który na drodze zachowywał się dziwnie.
Pamiętam tę sytuację, bo chaotyczna jazda prowadzącego passata wzbudziła niepokój u mojego męża – przyznaje Wasielewska. – Dezydery powiedział do mnie: Coś jest nie tak.
Kierujący bmw Dezydery Wasielewski i jadący przed nim Tomasz Walczak wjechali za passatem na most, gdzie było zwężenie. Kilkaset metrów dalej w użyciu były już dwa pasy, zatem Walczak zdecydował się na manewr wyprzedzania. Chwilę później białego passata chciał wyprzedzić Dezydery Wasielewski.
Śmiertelny manewr passata
Biały passat po prostu wtargnął na lewy pas, bez oznajmiania wykonywanego manewru – potwierdza Mirosław Szwed.
Niemalże równocześnie pas ruchu postanowił zmienić kierujący białym passatem.
To auto nawet nie zasygnalizowało swojego manewru, po prostu przecięło moją trasę – wspomina Wasielewski.
Pamiętam moment krzyku Mirka, który siedział obok, mojego męża – relacjonuje moment wypadku Wasielewska. – Zdążył tylko powiedzieć: ej, ej… Spojrzałyśmy z Terenią i zobaczyłyśmy, jak ten samochód zajeżdża nam drogę.
Biały passat po prostu wtargnął na lewy pas, bez oznajmiania wykonywanego manewru – potwierdza Mirosław Szwed.
Nie ma dokąd uciec
Kierujący bmw Wasielewski próbował uniknąć zderzenia.
Podejmując próbę ucieczki bezwarunkowo „odbiłem” w lewo, w stronę barierek – opisuje swoją reakcję kierowca. – Na barierkach „skantowaliśmy”, auto postawiło się w poprzek drogi i zaczęliśmy koziołkować. Zauważyłem, że w aucie nie mam Teresy.
Mirek stracił żonę, Terenia życie, a ja zdrowie – wylicza łamiącym się głosem Wasilewska. – Do tego ktoś ewidentnie próbuje mojego męża wrobić w ten wypadek. Chcą zrobić z niego sprawcę, a prawda jest zupełnie inna – wyznaje.
CZYTAJ TEŻ: Był pijany na szpitalnym dyżurze. Minęły 2 lata, a lekarz nadal leczy
Dramatyczna prośba o pomoc
Na zarejestrowanej z dyspozytorem numeru alarmowego 112 rozmowie słychać, co działo się tuż po wypadku. Uczestnicy byli w ogromnym szoku. Zgłaszający zdarzenie mężczyzna dowiaduje się od osoby trzeciej, że brakuje jednego z pasażerów. W tle słychać jęki i płacz kobiety. W końcu pada informacja:
Proszę jak najszybciej karetkę, był wypadek drogowy – słychać w słuchawce. – Jedno auto rozwalone na samym środku drogi, drugie dachowało. Szukamy jednej osoby, najprawdopodobniej wypadła z auta….
Trzask, szok, tragedia…
We wraku nie było Teresy Szwed. Znaleziono ją w polu kilkanaście metrów dalej.
Kiedy przyjechały służby ratownicze dawała jeszcze oznaki życia, podjęto decyzję o reanimacji – wspomina Dezydery Wasielewski.
Kilka minut później poszkodowana zmarła na miejscu wypadku. Mirosław Szwed o śmierci żony dowiedział się dopiero w szpitalu, po wykonanych badaniach. Syn o śmierci matki został poinformowany dopiero rankiem następnego dnia.
Mój ojciec właściwie dzwonił wtedy do mnie dwa razy – opowiada Rafał Szwed. – Za pierwszym razem powiedział o wypadku. Informacja tak wyprowadziła mnie z równowagi, że zacząłem używać wulgaryzmów, więc tato się rozłączył. Kiedy zadzwonił ponownie powiedział, że nie mamy matki. Wtedy wszystko runęło.
Trauma na całe życie
Jak staję pamięcią jeszcze raz w tamtym miejscu, to mam koniec… Ta Teresa…, w tym polu…, ten mój syn…, żona…
Wasielewscy ze łzami w oczach opisują swoje reakcje na śmierć przyjaciółki.
Dezydery mi powiedział – mówi płacząc Wasielewska.
Dokładnie nie pamięta reakcji, ale przypomina sobie, że poczuła złość, cholerną złość.
To wszystko wraca – opowiada wycierając łzy rękawem bluzy Wasielewski. – Jak staję pamięcią jeszcze raz w tamtym miejscu, to mam koniec… Ta Teresa…, w tym polu…, ten mój syn…, żona…
Rusza machina (nie)sprawiedliwości
W związku ze śmiercią Teresy Szwed na miejscu wypadku pojawił się prokurator. Policja nie miała żadnych wątpliwości co do faktu, który kierowca zawinił. Na miejscu byli też świadkowie. Jeden z nich, Dariusz Mazurek zauważył, że w białym passacie miejsce pasażera zajmowała Zuzanna K.
Jak czytamy w złożonych w sprawie zeznaniach:
„Dojechałem do nich w 10-15 sekund. W tym passacie była dziewczyna i mężczyzna. Dziewczyna krzyczała, płakała, ona była w szoku. Nie mówiła, co się stało. Auto było przerysowane od strony pasażera. Dziewczyna siedziała na miejscu pasażera. Ten mężczyzna wysiadł z samochodu od strony kierowcy. Moim zdaniem samochód prowadził on. Drzwi od strony pasażera ciężko było otworzyć. Pamiętam, że trzeba było użyć siły, by to było możliwe. Jestem pewien, że ta dziewczyna była pasażerką”.
CZYTAJ TEŻ: Lekarz na promilach leczy dalej. Czy za jego decyzje odpowie młody medyk z Białorusi?
Pijany kierowca kryty przez córkę?
Kiedy podszedłem do passata, zobaczyłem w nim puste puszki po piwie, rozsypane orzeszki – wspomina Wasielewski. – W późniejszym czasie doszło do dwukrotnego badania alkomatem mężczyzny z volkswagena.
Badanie wykazało, że Rafał K. miał ponad 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Winę na siebie wzięła jego 18-letnia córka, przyznając, że to ona siedziała za kierownicą.
Prokurator Wojciech Uszak przyjął jej wersję, jednak nie wierzą w nią ani sami Wasielewscy, ani syn zmarłej w wyniku wypadku.
Fotel nie dawał mi spokoju – mówi Rafał Szwed. – W tamtym czasie miałem taki sam samochód. W białym passacie fotel kierowcy był ustawiony tak, że ja mógłbym go prowadzić, nie dziewczyna o wzroście ok. 160 cm. Musiałaby siedzieć prawie w pozycji leżącej. Dla mnie to niemożliwe – przyznaje.
Rażące zaniedbania? Prokurator nie realizuje wniosków dowodowych poszkodowanego
„Złożyłem wnioski dowodowe, m.in. o zabezpieczenie monitoringów z drogi, stadionu i stacji benzynowej”. Prokurator nie zabezpieczył żadnego nagrania.
W związku z zaistniałymi niejasnościami Dezydery Wasielewski zwrócił się o pomoc do adwokata. Ten natychmiast złożył wniosek o zabezpieczenie kluczowych dowodów w sprawie.
By nie tracić czasu, już w obecności funkcjonariusza policji, który zapoznawał mnie z aktami sprawy złożyłem odręcznie pisane wnioski dowodowe, m.in. o zabezpieczenie monitoringów z drogi, stadionu i stacji benzynowej – opowiada mecenas Maciej Marciniak.
Prokurator nie zabezpieczył jednak żadnego nagrania.
W części miejsc monitoring stanowił atrapę, a gdzie indziej został nadpisany – tłumaczy przyczynę prokurator Ewa Antonowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Adwokat Wasielewskiego nie rozumie opieszałości w działaniach organów ścigania.
Bulwersujące dla mnie jest to, że mimo złożonych wniosków dowodowych, natychmiast nie zabezpieczono nagrań – przyznaje Marciniak. – Rodzi się pytanie, czy dziś brakowało by nam tych dowodów, gdyby policja niezwłocznie, a nawet przed złożeniem przeze mnie wniosku zabezpieczyła monitoring – pyta retorycznie.
Adwokat wniósł też o zabezpieczenie śladów odcisków palców na kierownicy i całej konsoli passata. Złożył również wniosek o przeprowadzenie badania określającego, jak umiejscowiony był fotel kierowcy i czy w tym miejscu mogła siedzieć kobieta. Prokurator prowadzący sprawę nie wykonał także tego, a rzecznik, prokurator Antonowicz twierdzi, że nie może się wypowiadać na temat materiału dowodowego.
Ekspert miażdży ustalenia prokuratury
„Z ustawienia fotela wynika, że musiała na nim siedzieć osoba o dużym wzroście. Mógł to być tylko ten mężczyzna”
W obliczu tak wielu luk i niejasności reporter Maciej Piotrowski poprosił o opinię emerytowanego biegłego sądowego z zakresu kryminalistyki i rekonstrukcji wypadków, Jerzego Hyżorka. W swojej karierze specjalista analizował setki podobnych spraw.
Z informacji, które otrzymałem wynikało, że dziewczyna, która podała się za kierującą miała ok. 158 cm wzrostu, była niska – analizuje Hyżorek. – Z ustawienia fotela wynika, że musiała na nim siedzieć osoba o dużym wzroście. Mógł to być tylko ten mężczyzna – zapewnia.
Wyrok w niejasnych okolicznościach
Kiedy ruszyła sprawa kierowcy volkswagena Zuzanna K. zasiadła na ławie oskarżonych. W końcu zapadł wyrok.
Postępowanie wobec kierowcy volkswagena passata zostało prawomocnie zakończone wyrokiem uniewinniającym, ponieważ pojawiły się wątpliwości, czy oskarżona faktycznie kierowała tym pojazdem – przyznaje Marta Nikiel-Rzadkowska, prezes Sądu Rejonowego w Świebodzinie.
CZYTAJ TEŻ: Wracają pociągi z Zielonej Góry do Zbąszynka. Urzędnicy sprawdzili stan prac
O krok od zarzutów dla pijanego sprawcy, ale prokurator gmatwa sprawę
Prokurator Michał Uszak nie wyjaśnia roli pijanego Rafała K. w chwili wypadku, nie wszczyna nowego postępowania karnego. Postępowanie wszczęto dopiero po wysłaniu przez dziennikarza pytań do prokuratury.
Mecenas Maciej Marciniak zwraca uwagę na fakt, że mimo, iż sprawa Zuzanny K. zakończyła się kilka miesięcy temu, nie wszczęto nowego postępowania karnego, pozwalającego wykazać czy pijany mężczyzna jadący passatem rzeczywiście nim kierował. Prokurator Michał Uszak nie wyjaśnia roli pijanego Rafała K. w chwili wypadku. Postępowanie zostało wszczęte dopiero po wysłaniu przez dziennikarza pytań do prokuratury.
Rafałowi K. jednak nie postawiono żadnych zarzutów. Prokurator Ewa Antonowicz tłumaczy prokuratorską opieszałość dopiero niedawno uprawomocnionym wyrokiem uniewinniającym. Zasłaniając się prowadzonym postępowaniem i trwającymi czynnościami nie chce przed kamerą udzielać żadnych informacji.
Wody w usta nabrał również prokurator Wojciech Uszak. Po zakończonej (ws. Dezyderego Wasilewskiego) rozprawie powiedział rzecz budzącą wątpliwości. Przyznał, że „tylko jeden świadek jest pewien, iż białego passata nie prowadziła dziewczyna”. Podobno reszta wypowiedziała się w odmienny sposób. Jeśli tak, to dlaczego jednak została uniewinniona i dlaczego zarzutów nie usłyszał dotąd jej ojciec? W passacie nie było nikogo więcej.
Passat widmo i prokuratorska bezradność
Po pięciu latach organa ścigania wciąż nie potrafią lub nie chcą wskazać winnego spowodowania śmiertelnego wypadku. Prokuratur Antonowicz zapytana, czy prokuratura zamierza ostatecznie postawić zarzuty pijanemu kierowcy, odpowiada: „Z uwagi na dobro prowadzonego postępowania przygotowawczego takich okoliczności nie możemy w tej chwili ujawniać”.
Prezes sądu nie zezwoliła na wgląd do akt sprawy. Sędzia Nikiel – Rzadkowska wymownym milczeniem skomentowała nieudolność organów ścigania, w ustaleniu osoby kierującej passatem. Wątpliwości, co do tego, kto spowodował wypadek nie ma za to syn zmarłej.
Ja wiem, kto spowodował ten wypadek, wiedziałem to już przed pogrzebem matki – oświadcza pewnym głosem Rafał Szwed.
Sam Rafał K. niewiele wyjaśnił. Kiedy Piotrowskiemu udało się go znaleźć zaprzeczył, jakoby prowadził auto, a zeznania świadków nazwał kłamliwymi. Ponieważ dziennikarz drążył temat, najpierw umówił się na rozmowę, jednak już drugiego dnia zerwał kontakt.
Gdy nie ma winnego, jest kozioł ofiarny
Choć prokurator Michał Uszak wydaje się mało skuteczny w zabezpieczaniu dowodów w sprawie i ustaleniu sprawcy wypadku, zażądał ukarania uczestniczącego w nim Dezyderego Wasielewskiego. Za przyczynienie się do wypadku chciał dla niego trzech lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Głównym powodem miała być nadmierna prędkość samochodu Wasielewskiego.
Na kanwie wcześniejszego wyroku nie spodziewałem się, że moja wina będzie rozpatrywana pod jakimkolwiek kątem – mówi zaskoczony Wasielewski.
Tymczasem według zleconej przez prokuraturę ekspertyzy, na liczniku prowadzonego przez Wasielewskiego samochodu, w momencie wyprzedzania passata było co najmniej 186,48 km/h.
Tej wersji nie dają wiary, ani jadący przed Wasielewskim Tomasz Walczak, ani siedzący w bmw obok niego Mirosław Szwed. Pierwszy tłumaczy, że gdyby tak było, to Dezydery w błyskawicznym tempie musiałby go wyprzedzić i nie zdołałby utrzymać dzielących ich 200 – 300 metrów. Z kolei drugi uważa, iż to mało prawdopodobne, by przy zwężeniu drogi i wynikających z tego ograniczeń ruchu jechać z taką prędkością.
Ktoś tu się przeliczył – jak 2-letnie dziecko waży 75 kg!
„W polskim materiale dowodowym nie ma takiego wzoru” – tłumaczy biegły Hyżorek. „Wynik ekspertyzy jest błędny.”
W postępowaniu przygotowawczym ws. Wasielewskiego brał udział biegły Michał Krzemiński. Jego zadaniem było odczytanie prędkości z kluczyka i rejestratora bmw. Niestety kluczyk, który był niezbędny do odczytania prędkości zaginął, a rejestrator okazał się uszkodzony. Ponieważ nie dało się odczytać prędkości z nośników elektronicznych, biegły zastosował wątpliwy, jak się okazuje, wzór matematyczny.
W polskim materiale dowodowym nie ma takiego wzoru – tłumaczy biegły Hyżorek. – Wynik ekspertyzy jest błędny, bo nieprawdziwe są wartości podstawione do zastosowanego szablonu – wyjaśnia ekspert.
Biegły z dziedziny elektronicznych śladów kolizji mylnie przyjął m.in., że dwuletni syn Wasielewskich ważył 75 kg.
Co ciekawe, rodzina Wasielewskich twierdzi, że nie tylko kluczyk zaginał z ich samochodu, Mają to być też inne rzeczy, m.in. pieniądze, dokumenty, biżuteria i rzeczy osobiste. Jako, że nie wszystko udało się odzyskać od prokuratury, zgłosili ten fakt na policję. Śledztwo w sprawie zaginionych przedmiotów umorzono po 18 dniach. Dezydery Wasielewski uważa, że przyczyną problemów z wymiarem sprawiedliwości mogła być jego nadmierna gorliwość w dociekaniu prawdy także w tej sprawie.
CZYTAJ TEŻ: Centrum Zdrowia Matki i Dziecka zbyt małe? Pacjenci oceniają
Temida wydaje wyrok
Mimo licznych wątpliwości, co do prędkości bmw sąd pierwszej instancji przychylił się do wersji prokuratora i skazał Wasilewskiego na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz zakaz prowadzenia samochodów przez trzy lata.
– Gdyby nie przekroczył tej prędkości do wypadku by nie doszło – komentuje wyrok Marta Nikiel-Rzadkowska, prezes SR w Świebodzinie.
Z tym werdyktem nie zgadza się biegły Hyżorek. W jego ocenie do wypadku by nie doszło, gdyby kierujący volkswagenem passatem nie wykonał nagłego manewru zjazdu na lewy pas ruchu, tuż przed bmw. Prędkość, z jaką poruszały się oba samochody jest jego zdaniem sprawą drugorzędną.
Czuję się po tym wszystkim, jakbym był sprawcą tego wypadku, w blasku pijanego kierowcy, z którym prokuratura nie chce nic zrobić, zupełnie nic – konkluduje całą sprawę Wasielewski.
Jak dalej potoczą się losy Rafała K. i czy w końcu uda się ustalić, kto feralnego wrześniowego wieczora 2018 r. prowadził białego volkswagena passata? Czy rodzina Szwedów doczeka się sprawiedliwości i upragnionego spokoju? Dlaczego w łatwej z pozoru sprawie pojawiło się tyle niewiadomych, a ostatecznie jedyną odpowiedzialnością obarczono nie sprawcę lecz uczestnika wypadku? Kim jest Rafał K. i czy ktoś roztacza nad nim parasol ochronny, skoro przez niemal pięć lat jest niewidoczny dla wymiaru sprawiedliwości? W tej sprawie jak na razie pozostaje więcej pytań niż odpowiedzi.
Reportaż autorstwa Macieja Piotrowskiego został wyemitowany w ubiegły czwartek w Magazynie Śledczym Anity Gargas. Można go obejrzeć w całości na stronie TVP VOD.
Znajomi podczas meczu w Gorzowie. Ostatni raz razem przed wypadkiem. Fot. Magazyn Śledczy Anity Gargas