W programie „Alarm!” TVP druga część bulwersującej sprawy z Krosna Odrzańskiego. W maju 2021 r. Mikołaj Mądry, ordynator szpitalnego Oddziału Wewnętrznego wyrzucił ze szpitalnej Izby Przyjęć pacjenta z gorączką i silnym bólem głowy. Zaniepokojona zachowaniem lekarza żona chorego wezwała na miejsce policję. Badanie potwierdziło obecność we krwi medyka ponad dwóch promili alkoholu. Absurdalne tłumaczenia głównego zainteresowanego oraz brak wyciągniętych do dziś zawodowo i karnie konsekwencji poruszyły opinię publiczną.
To jednak nie koniec wątpliwości wokół pracy doktora Mikołaja Mądrego. W sprawie pojawia się także wątek śmierci jednej z pacjentek i próba obarczenia za to odpowiedzialnością młodego lekarza z Białorusi, pracującego pod nadzorem ordynatora. Dlaczego rozstrzygnięcie w tej sprawie trwa tak długo i czy na bezkarność doktora Mądrego mają wpływ rodzinne powiązania z Marcinem Jabłońskim, politykiem lubuskiego samorządu i byłym podsekretarzem stanu MSWiA?
Pił, by odreagować
W pierwszej części reportażu dziennikarz śledczy Maciej Piotrowski przypomniał głośną aferę z ordynatorem Oddziału Wewnętrznego Szpitala Zachodniego Centrum Medycznego w Krośnie Odrzańskim, Mikołajem Mądrym, który przyjmował pacjentów mając ponad dwa promile alkoholu we krwi. Tłumaczenia medyka mogły wprawiać w osłupienie, a nawet budzić złość.
– Myślę, że była to forma odreagowania permanentnego zmęczenia – tłumaczył Mądry.
Śledztwo w sprawie wszczęła prokuratura, jednak mimo zabezpieczonej dokumentacji, lekarz nie został odsunięty od wykonywania zawodu. Do dziś nie poniósł też konsekwencji karnych. Ewa Antonowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze tłumaczyła, że prokurator nie jest w stanie ocenić, czy stan lekarza narażał pacjentów na utratę życia. Z kolei kroki dyscyplinarne Izby Lekarskiej miało blokować nie przesłanie przez prokuraturę pisemnej dokumentacji.
– Nic nie możemy zrobić z tą wiedzą, bo nie mamy jej potwierdzonej na piśmie – wyjaśniał Andrzej Nonckiewicz, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Zielonej Górze.
Ordynator nadal leczy, gdy w szpitalu umiera pacjentka
Kilka miesięcy po przyłapaniu Mikołaja Mądrego na pijaństwie w pracy, do lecznicy trafiła Irena Bober.
– Mamusia miała problem z jelitami i zabrano ją do szpitala – tłumaczy w telewizyjnym reportażu Helena Bober, córka pacjentki. – Leżała na oddziale chirurgicznym. Do domu miała wrócić po trzech dniach.
U pani Ireny stwierdzono ostre zapalenie płuc. W czasie pandemii córka chorej wielokrotnie próbowała telefonicznie uzyskać informacje o przebiegu leczenia matki. Jak mówi reporterowi „Alarmu!”, ordynator unikał konkretnych odpowiedzi. Początkowo, po podaniu antybiotyków stan pacjentki polepszył się, jednak w kolejnych dniach uległ pogorszeniu. Mimo tego kobietę wypisano ze szpitala. Decyzję osobiście podjął ordynator Mądry.
– Przywieźli do domu nieprzytomnego człowieka – ze wzburzeniem wspomina Helena Bober. – Mamusia praktycznie nie reagowała.
„Zdarza się, że umawiam się z rodziną pacjenta na wypis ze szpitala, ale zanim pacjent wyjedzie z oddziału, już umrze. Nie jestem gwarantem przeżycia pacjenta.”
Fot. „Alarm!” TVP1
Personel szpitala wiedział o problemie alkoholowym ordynatora?
Córka pacjentki relacjonuje, że podczas jednej z rozmów z personelem wprost powiedziano jej o problemach alkoholowych ordynatora. Godzinę po przewiezieniu do domu Irena Bober zmarła, a sprawa ewentualnego zaniedbania lekarza trafiła do Izby Lekarskiej.
– Zdarza się, że umawiam się z rodziną pacjenta na wypis ze szpitala, ale zanim pacjent wyjedzie z oddziału, już umrze – skomentował sprawę Mikołaj Mądry. – Nie jestem gwarantem przeżycia pacjenta – dodaje.
Szukanie czarnej owcy. Pada na młodego Białorusina
Jednym z pracujących pod nadzorem Mikołaja Mądrego był pochodzący z Białorusi Dzmitry Anikiyenka. Nie był jeszcze samodzielnym lekarzem i nie mógł bez konsultacji z ordynatorem podejmować żadnych decyzji. Anikiyenka przyjął pacjentkę, by zrobić diagnostykę. Personel medyczny nie ma żadnych zastrzeżeń do jakości pracy Białorusina.
– To młody, niezwykle uzdolniony i pracowity lekarz – zachwala pracę Anikiyenki Zbigniew Zdónek, zastępca obecnego ordynatora oddziału wewnętrznego szpitala w Krośnie Odrzańskim.
Brak możliwości ostatecznego decydowania o sposobie leczenia pacjentów i terminie ich wypisów ze szpitala przez Anikiyenkę potwierdza także zarządzająca lecznicą.
– Pan doktor nie mógł podjąć samodzielnie żadnej decyzji, wszystko konsultował z ordynatorem – tłumaczy Jolanta Siwicka, prezes szpitala w Krośnie Odrzańskim.
Dalsza część tekstu pod zdjęciem.
Fot. „Alarm!” TVP1
Sam Anykienko przyznał, że pacjentka nie powinna zostać wypisana do domu i że personel zgłaszał takie uwagi ordynatorowi. Mądry jednak podjął inną decyzję, od której zresztą nie odżegnywał się przed kamerą.
Jak świadek staje się winowajcą
Młody lekarz zdradził Maciejowi Piotrowskiemu, co zaczęło się dziać po śmierci Ireny Bober. Początkowo uspokajano lekarza i zapewniano, że jest jedynie świadkiem w sprawie.
– Taka sytuacja jest jednoznaczna – ocenił Zdónek. – Odpowiedzialność za podjęte decyzje ponosi ordynator oddziału. Doktor Dima jest szpitalnym asystentem – podsumował.
Jednak Izba Lekarska widziała sprawę nieco inaczej i postanowiła wyciągnąć konsekwencje nie od ordynatora, ale właśnie jego asystenta – Dzmitra Anykienko. Izbie nie przeszkodził w tym nawet fakt, że w momencie, kiedy stan pacjentki się pogarszał młody lekarz nie pełnił szpitalnego dyżuru.
– Zarzuty zostały postawione na podstawie zebranego materiału dowodowego – tłumaczy Andrzej Nonckiewicz, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej Izby Lekarskiej w Zielonej Górze.
Pewność przedstawiciela Izby Lekarskiej wydaje się niepojęta dla zarządzających szpitalem.
„Jak to jest możliwe? Przecież nie podejmowałem decyzji w ukryciu. Poza tym na wszystko są dokumenty. Ze świadka stałem się podejrzanym i mam otrzymać zarzuty?”
Fot. „Alarm!” TVP1
– Mam świadków i potwierdza to też personel medyczny, że decyzję o wypisaniu podjął ordynator – zapewniła Siwicka. – Zdumiewające i dla mnie niezrozumiałe jest to, co robi Izba Lekarska – podsumowała prezes.
– Dopełnił swoich obowiązków, zrobił, co należy. Przyjął i należycie zaopatrzył pacjenta – bez wątpliwości stwierdza Zdzisław Zdónek. – Tymczasem próbuje mu się wykazać winę, co doprowadzi do utraty prawa wykonywania zawodu i wymusi powrót na Białoruś.
Dzymitr Anykienko przyznał wprost, że w tej sprawie czuje się wykorzystany, bo nagle ze świadka znalazł się w położeniu kozła ofiarnego.
– Jak to jest możliwe? – pyta retorycznie młody medyk. – Przecież nie podejmowałem decyzji w ukryciu, poza tym na wszystko są dokumenty. Ze świadka stałem się podejrzanym i mam otrzymać zarzuty?
Kto w rodzinie, ten nie zginie?
Obecny zastępca ordynatora chorób wewnętrznych szpitala w Krośnie Odrzańskim przedstawia jeszcze jeden aspekt tej bulwersującej, wymykającej się rozumowi sprawy. Mikołaj Mądry jest w bliskim stopniu pokrewieństwa z wicemarszałkiem województwa lubuskiego Marcinem Jabłońskim (PO).
– Ojciec pana marszałka i mój ojczym byli braćmi, takie są powiązania między naszymi osobami – wytłumaczył Mądry.
I choć rodzinne koneksje mogły nie mieć wpływu na tok wydarzeń, faktem jest, że Mikołaj Mądry kilka miesięcy temu objął posadę ordynatora oddziału pulmonologicznego w podległym Urzędowi Marszałkowskiemu szpitalu wojewódzkim w Gorzowie Wlkp.
Wiary w siłę rodzinnych więzi brakuje samemu Mądremu.
– Nie wyobrażam sobie, żeby wicemarszałek Marcin Jabłoński przez dwa lata lobbował w mojej sprawie, choć oczywiście nie da się zaprzeczyć, że się znamy – przyznał lekarz.
Jabłoński: „Jesteśmy dorosłymi mężczyznami. Nie utrzymujemy kontaktów”
Jak to możliwe, że lekarz, na którym ciąży poważne podejrzenie narażenia pacjentów na niebezpieczeństwo i przeciwko któremu toczy się postępowanie prokuratorskie, znajduje pracę w szpitalu podległym współkierowanemu przez Jabłońskiego urzędowi marszałkowskiemu?
Wicemarszałek Jabłoński unikał rozmowy przed kamerą, a gdy za sprawą determinacji reportera „Alarmu!” Macieja Piotrowskiego doszło do spotkania, wykazał się niepamięcią.
– Ten pan nie jest moim kuzynem, nie znam tego pana za bardzo – powiedział. A o swoich więziach rodzinnych mówi: – To jest historia sprzed kilkudziesięciu lat. Jesteśmy dorosłymi mężczyznami i nie utrzymuję z tym panem kontaktów. Nigdy nie było między nami żadnych relacji – podsumował.
Marcin Jabłoński stanowczo zaprzeczył, że kiedykolwiek miał wiedzę na temat tego, gdzie pracuje Mikołaj Mądry i nigdy nie uczestniczył w żadnym etapie jego prywatnego życia. Pozostaje jednak pytanie, jak to możliwe, że lekarz, na którym ciąży poważne podejrzenie narażenia pacjentów na niebezpieczeństwo, poprzez udzielanie im porad pod wpływem alkoholu i przeciwko któremu toczy się postępowanie prokuratorskie, znajduje pracę w szpitalu podległym współkierowanemu przez Jabłońskiego urzędowi marszałkowskiemu?
Życie toczy się dalej. Mikołaj Mądry pracuje w Gorzowie i czeka na rozstrzygnięcie w swej sprawie. Pozostaje mieć nadzieję, że już lepiej sypia i nie jest przemęczony, bo przypomnijmy, że to w jego ocenie sprawiło, że po pijanemu próbował leczyć ludzi. Jak dotąd prokuratura nie stawia jemu żadnych zarzutów. Izba Lekarska czeka cierpliwie na kroki prokuratury, jako że ma w sprawie wątpliwości. Wątpliwości, których nie ma w ocenie działań białoruskiego lekarza Anikiyenki, który może odpowiadać zawodowo za medyczne decyzje swojego przełożonego.
Wyemitowany dziś odcinek programu „Alarm!” TVP można w całości obejrzeć na stronie TVP VOD.