Zielone oczy marszałka

Zielone oczy marszałka Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Rok 2020 rozpoczął się w niejako pod auspicjami dwóch bardzo ważnych osób w państwie. Bo z jednej strony mamy bożyszcze tłumów, estradowego partnera polskiej królowej popkultury Maryli Rodowicz, lewar oglądalności kultowego wręcz Sylwestra Marzeń, którym media publiczne zmiażdżyły tegoroczną sylwestrową konkurencję – Zenka Martyniuka, absolutnego króla każdej imprezy z alkoholem w tle, a z drugiej strony – trzecią osobę w państwie, Marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego – lekarza, wykładowcę akademickiego, któremu złośliwcy z opcji rządzącej doklejają przydomek Kopertnik.

Pomieszczenie tych dwóch bohaterów medialnej wyobraźni w jednym felietonowym worku, wynika ze statystyki, czyli milionów słów jakie internetowa infosfera, poświęca obu panom. Rzecz jasna pochyla się na obu panami z całkowicie innych powodów, ale za to z bardzo podobnym arsenałem hejterskich emocji, semantycznego jadu i lepkich od wysiłku intelektualnego inwektyw. Śmiało można rzec, że trudno komukolwiek innemu ścigać się w społecznościowych mediach z którymkolwiek z obu Panów na hasztagową popularność. I tu, jak kac po Sylwestrze, nasuwa się natrętnie pytanie natury poznawczej, czy jednak przypadkiem obie postacie nie niosą w swoim behawioralnym etosie jednakowych pierwiastków desygnacyjnych? Czy Zenek Martyniuk, śpiewając, nie wypełnia kryteriów natury politycznej i czy nie jest figurą polityczną, a Marszałek Tomasz Grodzki, politycznie i w oczywisty sposób kabaretowo się prężąc, nie należy do kategorii figur z komedii del arte, albo, żeby było bardziej swojsko, nie jest częścią kultury Disco Polo?

Z behawioralnego punktu widzenia, Zenek Martyniuk, postrzegany jest przecież przez salon, jako twórca dla, jak to zgrabnie ujął klasyk, folwarcznych parobków, czyli generalnie pisorów. Tym samym salon awansował Zenka Martyniuka do rangi barda sporej części konkretnego, bo prawicowego elektoratu. Z drugiej strony Marszałek Tomasz Grodzki. Kiedy analizuje się z kolei jego behawior, można wyraźnie dostrzec, że kreuje się on jako Sancho Pansa, wchodzący w rolę Świętego Jerzego walczącego ze smokiem pisowskiego totalitaryzmu w Polsce, nieświadom, że dosiadł kabotyńskiego osiołka swojej wątpliwej uczciwości. Tym samym idealnie, jak gnój pod ogórki, nadaje się jako inspiracja dla kabaretowej twórczości, która, co by o niej nie mówić, od lat należy do sfery, intelektualnej żenady, zaspokajającej potrzebę ludycznego rechotu mało wymagających odbiorców, swoistego kabaretowego Disco Polo.

To pomieszanie ról, Zenek Martyniuk discopolowo śpiewający w polityce i Tomasz Grodzki politycznie rzeźbiący w Disco Polo, ciekawie wróży temu co będzie się działo w polskiej polityce i popkulturze. Pomieszanie behawiorów, politycznego z discopolowym, nakłada na komentatorów politycznych obowiązek wrażliwości na discopolowe zapędy polityków. Szczególnie, że jakoś magicznie ich pociąga discopolowy polityczny blichtr, którego atrakcyjności nie mogą się oprzeć, jak żeglarze z łodzi Odysa, oczarowani śpiewem syren o zielonych oczach.

Exit mobile version