W gruncie rzeczy sprawa nie warta splunięcia. Szkoda śliny bowiem na krytykę tego rodzaju intelektualnych wyżyn. Nie warta, bo ani antypolonizm, ani profanowanie, w tym medium nie jest niczym zaskakującym i nowym. Ba, plucie na religijne symbole, ani w Polsce, ani w świecie, to nic nowego. W czasach nam bliższych robili to jakobini, topiący katolicką Francję we rzekach krwi, bolszewicy mordujący prawosławie w Rosji w imię postępu, hiszpańscy komuniści z upodobaniem strzelający do zakonnic, oraz Niemcy z teutońską zapiekłością eksterminujący polskich księży. I właśnie w tym szeregu bojowników z „opium dla ludu” ustawiła się ta postępowa gazeta.
Może nie wszyscy wiedzą, ale chrześcijanie, od samego początku istnienia mają do czynienia z profanacją. Jak w każdej profanacji z jednej strony jest nienawiść, a z drugiej bezsilność. Kiedy Rzymianie ukrzyżowali Chrystusa nad głową umieścili, sprowokowani przez jerozolimski sanhedryn, napis „INRI”, co znaczyło – Jezus Nazareński Król Żydowski. Bo to Żydzi fałszywie oskarżyli Jezusa przed Rzymianami o obwołanie się żydowskim królem. Napis był oczywistym szyderstwem z Jezusa, z tego, że mówił iż jest Bożym Synem. Dla Jerozolimczyków miał być aktem poniżenia go przez oskarżycieli. Dowodem na to, że był nikim.
Chrześcijanom Jezus kojarzy się raczej z literami „alfa” i „omega”, pierwszą i ostatnia literą alfabetu greckiego. W warstwie symbolicznej znaczy tyle co od „a” do „zet”, co jest skróconym zapisem słów Jezusa „Jam jest początkiem i końcem” i często właśnie te dwie litery umieszcza się na krucyfiksie.
Szyderstwo wobec chrześcijan ukryte w literach INRI, zaczęło się ponad 2000 lat temu. Profanowanie, które niegdyś karano śmiercią, stało się stałą praktyką kolejnych wrogów chrześcijaństwa i rozmaitych rewolucjonistów, chcących ulepszyć świat według mniej lub bardziej świeckich konceptów. I jakoś specjalnie chrześcijaństwa nie udało się zniszczyć. Kolejna fala, tym razem neomarksistów, mających antypolskie korzenie, wierzących, że świat bez religii będzie lepszy, nie potrafi zyskać zwolenników bez lżenia polskich katolików. Liczą, że może tym razem uda się stworzyć nowe ateistyczne społeczeństwo. Budowanie jednak, jak zawsze, zaczynają od burzenia. Burzenie jest prostsze, a oni ślepi na historię idą udeptaną ścieżką do klęski.
Ich wysiłki są jedynie dowodem na siłę wiary. Siłę Matki Boskiej, jako symbolu macierzyństwa. Macierzyństwa nie wahającego poświęcić się dla własnego dziecka. Macierzyństwa które zaczyna się od bycia stanem błogosławionym. Bo tak katolicyzm nazywa ciążę.
Boże Narodzenie, to czas zgody i miłości. Czas wybaczania. Może dlatego mimo wszystko warto przytoczyć słowa: „Wybaczcie im, albowiem nie wiedzą co czynią”. Nie wiedzą, ale niewidzialna ręka rynku niebawem uśmierci to bluźniercze medium.