Wiatr w pampersach

Wiatr w pampersach Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Metafora o oddzielaniu ziarna od plew znalazła rym w pewnym wierszyku Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (a swoją drogą jaką kiedyś ludzie mieli fantazję, a by dawać dzieciom takie imiona, zamiast Kamil albo Alan). Oto ostatnia jego strofka. Warto ją przytoczyć:
Gdy wieje wiatr historii,
Ludziom jak pięknym ptakom
Rosną skrzydła, natomiast
Trzęsą się portki pętakom.

W innej opowieści, tym razem dawnego przedwojennego mieszkańca Kolesina jest opowieść o procesie wiania ziarna, czyli oddzielania ziarna od plew, który odbywał się we wrotach stodoły. Wentylator tak był ustawiony, aby plewy wywiewane na podwórze mógł sobie wydziobać drób.
W takiej metaforycznej stylistyce łatwiej można dostrzec pozytywne skutki epidemii koronawirusa. No bo jednym trzęsą się portki, a innym wyrastają skrzydła. Widać ziarno, są i plewy, na które drób, rzuca się łakomie, aby się tym żywic.

Dzięki epidemii okazało się, że uczenie zdalne tak wiało w dziatwę szkolną, że z jednej strony wyników egzaminów maturalnych poniżej średniej było więcej, ale z drugiej wyników wybitnych także było więcej. Statystyka odkryła, bo edukatorzy nie zdołali, że stacjonarna edukacja utrudnia wyrastanie skrzydeł u tych, którzy chcą latać. Miesza ziarno z plewami. A to podpowiada, że warto dla ambitnych stworzyć zdalny system edukacyjny, oderwany od miernoty, która szkołę traktuje jako formę opresji. Warto stworzyć system w którym najlepsi edukatorzy pomogą licealistom w wyrastaniu skrzydeł. Reszta niech sobie będzie miernotami.

Kiedy gimbaza wyszła na ulicę, aby zdawać egzamin z przygotowania do życia we wspólnocie, odkryły się nabyte w czasie edukacji pokłady chamstwa i nieuctwa. Epidemiczny wiatr zwiał cienką warstewką pozoru a odsłonił żałosne skutki mentalne i edukacyjne kontaktu z systemem, który należałoby nazwać nie tyle edukacyjnym co deprawacyjnym. Okazuje się, że bolszewia i lewactwo skutecznie sączą w tym systemie koncept, że prawo do skrobanki zapewnia kobiecie godność i wmawiają gimbazie, że nienarodzone dziecko nie jest człowiekiem, godnym ochrony, czyli podczłowiekiem. Ponadto w polskiej szkole gimbaza nabywa przekonania, że do życia w stylu „róbta co chceta” świeże pampersy ma im dostarczać państwo.

Zapomniano, że edukacja nie jest rodzajem społecznego rytuału, przekazanego w pacht kaście demiurgów, których nikt nie kontroluje. Dzisiaj szkolne programy tak w zakresie wychowania jak i wiedzy, nie mają nadrzędnego celu. Szkoła nie wie po co uczy. Nie ma jasnego celu. Szkoła nie ma jasnej wizji tego, że gimbaza będzie kiedyś napędzać gospodarkę, budować silne państwo, zakładać rodziny. Program szkolny wciąż, mimo współczesnych wyzwań, polega na jego odbębnianiu i testowaniu stopnia przyswojenia formułek. Nauczyciele zamiast być wzorcami do naśladowania, przewodnikami po wiedzy, zredukowali się do urzędników realizujących narzucone przez system procedury. Ich związek zawodowy z dumą nienawidzi państwa.

Tymczasem na ulicach policja, choć niby przynależy do resortów siłowych, przegrywa z gimbazą. Uzbrojona w pałki i tarcze nie daje sobie rady z demoralizacją, beztroską i bezmyślnym instynktem wolności, bycia na złość starszym i państwu. Gimbaza w imię wolności od rozumu, bo to najłatwiej ludziom przychodzi, zainicjowała swoistą sztafetę śmierci, aby oddać pałeczkę, a dokładnie koronawirusa swoim dziadkom, którzy poniosą życiowe skutki za takie, a nie inne wychowanie własnych dzieci i wnuków.

Może zatem czas najwyższy, aby rząd zauważył głęboką mądrość wierszyka Mistrza Konstantego i przestał trząść portkami, w kwestii przywrócenia edukacji Polsce i państwu. Bo ostatecznie cały modernizacyjny dzisiejszy wysiłek nie ma sensu, jeśli za lat 10-20 państwo przejmie gimbaza, taka jaka się teraz objawiła na polskich ulicach. Beztroska, ordynarna, roszczeniowa. A przede wszystkim niedouczona, w intelektualnych pampersach.

Autor: Krzysztof Chmielnik

Fot. Pixabay

 

Exit mobile version