Simon White: Plastikowe zmartwienia

Simon White: Plastikowe zmartwienia Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Młodość nie wieczność

„Przemija uroda w nas” – śpiewa dojmująco nostalgicznie Seweryn Krajewski – „w zdumieniu i w oczach gwiazd, przemija uroda jak nagła pogoda, jak zima w La Paz.” Zarówno treść jak i poetyka melodyczna utworu wywołują w nas jednako niezgłębiony żal, za nieodwracalnością procesu i wszystkich tych młodości przywilejów, atrybutów, wyjątkowości jej tylko przypisanej, jak i przynaglenie, by z tych dobrodziejstw młodości właściwie korzystając, nie licząc, że coś można odłożyć na później. Później wszak nie istnieje. Młodość trwa krótko, właściwie omijając nasze dorosłe życie. Proces starzenia rozpoczyna się w momencie osiągnięcia dojrzałości fizycznej i nie można go zatrzymać, a jedynie spowolnić.

Jak każdy proces w przyrodzie, także i starzenie, zależy od trzech czynników: genetyki, środowiska i jakości naszej egzystencji. O ile na genetykę mamy niewielki wpływ, acz wiedząc o chorobach w rodzinie można przeciw im działać (vide Angelina Jolie), o tyle styl życia jakie prowadzimy i środowisko w którym, z pewnością może ulec licznym zmianom, które opóźnia nasze pożegnanie z młodością. W tej materii wzorem do naśladowania może być Christiano Ronaldo, którego biologiczny wiek wynosi 10 lat mniej niż Jego metryka. Zmiany w stylu życia przeprowadzone rozważnie, z ropoznaniem swojego organizmu (nie tylko rodzinnych skłonności do chorób, ale własnych preferencji dostosowanych do zdrowego trybu) przyniosą pewny skutek. Jeśli do tego dołożymy „update” środowiska, które nas otacza, to otrzymamy redukcje prędkości postępującego procesu, którego postępowaniem w ogóle nie jesteśmy zainteresowani.

 

Oszukać przemijanie

Niestety spowolnienie procesu starzenia nie oznacza, że będziemy wiecznie młodzi, jak Lenin wiecznie żywy. Dla wielu to klopot. Pomijając kwestie akceptacji samego siebie, która jest kluczowa dla owocnego istnienia w społeczeństwie i pozytywnego sobie, odwieczne poszukiwanie eliksiru młodości znalazło w erze medycyny estetycznej szerokie rzesze entuzjastów, niebezpiecznie i ze szkoda ulegające złudzeniu, że metal i chemia mogą skutecznie odwrócic słowa piosenki Seweryna Krajewskiego. I choć zwykle zaczyna się od drobnych korekt urody w postaci zmniejszenia nosa, wypełnienia zmarszczek, podniesienia powiek, to kończy na karykaturze.

Trzeba by w odpowiednim momencie powiedzieć stop, tylko że ten moment jest w chwili kiedy myśl o chemii i chirurgii w głowie zaświta. Potem już za późno. Pułapek w próbie oszukania przemijania jest więcej niż na akapit, ale na jedną pragnę szczególnie zwrócić uwagę. Kobieta, która ma powiedzmy 30 lat i dostrzegła pierwszy cień zmarszczki na swej skroni, postanawia dać zdecydowany odpór biologii i zadaje się z chemią. Po 10 latach oglądania siebie w lustrze z radością, w wieku zatrzymanych 30 lat, za namową ekonomii zrywa z chemią. Biologia przesuwa ją w ciągu miesiąca abstynencji od zabiegów do metryki, która wynosi 40. Przerażenie w oczach widokiem w lustrze może skończyć się samobójstwem, albo natychmiastowym powrotem do randek chemicznych. Człowiek obserwując swoje starzenie dzień po dniu, mniej lub wcale je zauważa; postarzenie się o dekadę w ciągu kilku tygodni przyprawia o szok. (inny przykład podobnego działania biologii to rozwój dzieci: nasze rosną powoli dzień po dniu, dalekiej rodziny: „aleś wyrósł przez te dwa lata”). Szok przenosi nas na kolejny poziom. Z chemii przechodzi się na chirurgię i ryzykuje, że utrzymywanie twarzy w wieku 30 lat za kolejne 10 lat, czyli do 50 skończy się chirurgią dożywotnią.

I tak oto zamiast oszukać przemijanie, oszukujemy samych siebie.

 

Na cześć młodości

Trawestując reklamę jednego z banków można by napisać: „chirurgia plastyczna – co jeszcze możemy dla Ciebie zrobić?” Wydaje się, nie bez powodu, że jedna z najważniejszych zasad medycyny „primum non nocere”/po pierwsze nie szkodzić, nie ma tu zastosowania. Tu działa raczej inna: „no problem”. Chcesz zmienić to? „No problem”. Tamto? „No problem”. Co będzie za 10 lat? „No problem”. Zawsze coś będzie można wyciąć, podnieść, ostrzyknąć, przeszczepić. Medycyna sobie z tym poradzi. „No poroblem”. A człowiek?

„W baśniach śpią prawdziwe dzieje… woda życia nie istnieje, ale zawsze warto po nią iść” napisał w „Bajce o głupim Jasiu” Jacek Kaczmarski. I to prawda, tyle że większość z nas, za podpuchą nowej gałęzi przemysłu, chce pójść na skróty. To zwykle drogo kosztuje. Dlatego coraz częściej nastolatki wybierając swojego partnera, szacują jego możliwości sponsorowania jej przyszłych operacji plastycznych. Czasem finansują te fanaberie rodzice, czasem zarabiają na powiększenie ust same. Dziś do oceny autentycznej urody młodej dziewczyny sam demakijaż może nie wystarczyć. Tym więcej w świecie plastiku naturalna uroda jest w cenie. Nawet jeśli z jakiegoś punktu może być niedoskonała. Tylko pytanie kto definiuje punkt i co znaczy w tym przypadku niedoskonała? No własnie.

Skoro jednak poprawianie urody zaczyna sie dziś przed 20 rokiem życia, to algorytm plastiku trzeba redefiniować. Celem samym w sobie nie staje się już hamowanie procesu starzenia, przybierające formę wciąż pożądanego, acz ubocznego produktu, a idealizacja swojej fizyczności.
Skoro nie wystarcza nam naturalna uroda, której nie da się przecież skategoryzować, sprecyzować, dookreślić, to dlaczego nie martwi nas nasza osobowość, intelekt, kultura? Dlaczego z równą determinacją nie występujemy o korekty, poprawki w tych obszarach swego życia? Martwią nas zbyt małe usta, ale nie martwi co nimi mówimy i jak mówimy. Spędza nam z powiek sen ta lub inna, subiektywnie przez nas dostrzeżona bzdura fizyczna, a nie wzdraga rażące w oczach innych niedomaganie w obejściu czy kulturze jezyka. Zalewamy się łzami nad starzeniem, a nie zauważamy swego galopującego ogłupienia. Z wytrwałością zakonnika dopatrujemy się najmniejszych nawet oznak starości, a nie zauważamy postępującej degeneracji osobowości. Człowiek zewnętrzny przytłoczył naszą duchowość, a świat podsuwa nam błyskotki i karmi fałszywym obrazem dążenia do doskonałości, która i tak w końcu sczeźnie. 

Nasze dzieci nie będą mądrzejsze od dwóch zmarszczek mniej, dyrektor nie nagrodzi premią za grubsze usta, a mąż nie będzie bardziej dumny, z wyglądu prawie własnej córki. Dbanie o urodę to co innego, niż utrzymywanie jej na sztucznym, niezgodnym z rzeczywistością poziomie. Warto to zrozumieć. Warto skoncentrować się na rozwoju swojej osobowości. To jest dopiero pole do popisu!

Ja wiem… do tego trzeba wysiłku, konsekwencji, czasem samozaparcia. Przyniesie to jednak efekty daleko bardziej opóźniające proces starzenia i doda urody naszemu wnętrzu, a ono nie mniej ważne niż ciało. Plastikiem się nie trapcie!

 

Suplement

Pewna moja znajoma, prosząca o anonimowość, zwróciła mi uprzejmie uwagę, że gdyby można było wiedzę wstrzykiwać do mózgu w postaci „botoksu”, to ona się pisze!

 

Tekst: Simon White
Foto: Pixabay

Exit mobile version