1.Pycha, 2.Chc… 8. Tolerancja

1.Pycha, 2.Chc... 8. Tolerancja Radio Zachód - Lubuskie

Fot. Pixabay

Osiem grzechów głównych:
1. Pycha
2. Chciwość
3. Nieczystość
4. Zazdrość
5. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
6. Gniew
7. Lenistwo
8. Tolerancja

i nie zawiesisz krzyża…

Rok 1989 przyniósł uwolnienie po 44 latach zaboru rosyjskiego wspomaganego przez polskich kolaborantów. Na fali radości, niezupełnie wiedząc co już można, a co dopiero za chwilę ujawniały się w społeczeństwie postawy i intencje. Można było człowieka zobaczyć w prawdzie o nim samym. Mój niewierzący przyjaciel pochwalił mi się któregoś dnia, że w jego klasie powieszono krzyż. Mówił o tym z dumą. Zapytany przeze mnie dlaczego akurat jego cieszy tak bardzo krzyż w lekcyjnej sali, skoro sam nie wierzy odparł, że jego ojciec (milicjant czasów minionych) powiedział mu, że to powrót do normalności i że Polska znowu ma szansę być Polską.

Na pierwszej z lekcji wychowawczych zaproponowałem, by i w naszej sali krzyż powiesić. Liczyłem się ze sporem w kwestii miejsca zawieszenia i wyglądu krzyża. Tymczasem, ku mojemu zdziwieniu, wychowawczyni poddała pod wątpliwość sens samego aktu. W ramach otwartości, jak to ujęła, poddała rzecz pod dyskusję między uczniami. Dyskusja trwała kilka lekcji wychowawczych. Podnoszono szereg argumentów przeciw, mówiono o wartościach katolickich w sercu, o nieepatowaniu zbytnim, przedkładano wnioski, odowływano się do historii, usprawiedliwiano komunizm, gloryfikowano tolerancję. I tak, w klasie liczącej dwóch niekatolików (niewierzący i świadek Jechowy), krzyż nie zawisł. Z perspektywy czasu widzę jak haniebną rolę odegrała w tym odrzuceniu krzyża moja wychowawczyni, która zręcznie manipulowała dyskusją włączając w szeregi przeciwników katolików, którzy chcieli się jej przypodobać, liczyli na lepszą ocenę, wychodzili z założenia, że lepiej siedzieć cicho, po co się wychylać. Tym sporem o krzyż na początku naszej klasowej drogi wychowawczyni rozbiła rodzącą się wspólnotę. Ten podział z biegiem czasu już tylko się pogłębiał.

Koronnym argumentem w sporze o krzyż była tolerancja. „Jeśli powiesimy krzyż – rzekła wychowawczyni – będziemy nietolerancyjni wobec osób niewierzących”. Mój argument, że niewierzący jest tylko troszkę jeden nie przekonał. Tolerancja wymaga liczenia się z każdą jednostką. Moje rozpaczliwe wołanie, że jeśli krzyża nie powiesimy, to będzie to objaw nietolerancji wobec większości zostało ucięte zdaniem „ale wcześniej nie wisiał”. Po lekcji podszedłem do wychowawczyni z cisnącymi się do oczu łzami, że przecież wisiał przed wojną. „Tak, ale to było dawno”.

 

kapłani durnej tolerancji

Ta lekcja tolerancji, w której w jej imię broni się mniejszości, a odmawia prawa większości, nauczyła mnie po życie moje jednego: tolerancji nie ma. To bardzo sprytny termin z dobrze uszytą definicją, która ma być szantażem na masy społeczne w rękach przypisujących sobie oświeconość kapłanów. Narzędzie, które ma służyć do poskramiania wszystkich, którzy prezentują inny światopogląd, wyznają inne wartości i chcą budować inaczej ład społeczny niż oni. Nie wierzcie im. Przychodzą pod płaszczykiem świadczonej uprzejmości wypsypując wam na stół gładkie słowa z lśniącej szkatułki. To miraż. Kryje się za nim obraz brutalnej pogardy wobec człowieczeństwa, żądza rządu dusz i zawłaszczenie waszego życia od poglądów po narządy. To nie są już opowieści z regałowej półki bibliotecznej opatrzonej hasłem sciene-fiction, to rzeczywistość.

Sztandarów o tolerancji nie niosą społeczne większości, nie ubiegają się o rozszerzenie swoich przywilejów, nie ma w nich woli przymuszenia odmiennych do respektowania i szanowania wartości przezeń wyznawanych. Bo czy kto słyszał, że katolicy protestują przeciw nietolerancji? Opluwani każdego dnia, piętnowani, prześladowani, z podpalanymi kościołami, niszczonymi świątyniami, narzucanymi dzieciom skrzywionymi ideami edukacji, poniewierani przez media, wyśmiewani przez lewackie środowiska, sekowani nawet przez polityków podających się za katolików.
To my, katolicy mielibyśmy prawo wyjść na ulicę, zablokować Warszawę, pójść pod sejm i protestować przeciw krzywdzie, którą nam mniejszościowa horda wyrządza. Ileż można wytrzymać słuchając pani Lempart i jej popleczników, jak się okazuje z politykami UE włącznie? Jak długo można ścierpieć te bluzgi na ulicach i w mediach, na które giganci medialni nie nakładają cenzury? Jak długo słuchać barbaryzacji ojczystej mowy, popisów chamstwa spod znaku posłanki Jachiry, parady idiotyzmów eurodeputowanej Spurek, czy sejmowego bandytyzmu posła Nitrasa? Jak długo można to znosić? I w imię czego?
Skoro jednak „wytrzymywać”, „znosić”, „ścierpieć” czy „przecierpieć” to tłumaczenie łacińskiego czasownika tolerare, od którego wywodzi się tolerancja… to musimy wytrwać. Wszak jesteśmy tolerancyjni.

Cały ten mit tolerancji upada na naszych oczach. Pogrzebią tolerancję ci, którzy z nią idą na sztandarach walczyć o prawa mniejszości dyskryminując większość. To koniec tolerancji. Nie może ona funkcjonować tylko w jedną stronę, bo przestaje być tolerancją. Mniejszość musi zrozumieć swoją pozycję w społeczeństwie. Dobrym przykładem jest imigracja. Przyjeżdżasz do obcego państwa i musisz respektować przyjęte tam od wieków obyczaje, prawa i stosować się do zasad. Jeśli chcesz wprowadzać swoje zwyczaje, to tylko pod warunkiem, że ci pozwolą. W przeciwnym razie staniesz się intruzem i zostaniesz deportowany do kraju pochodzenia albo zaczniesz wzbudzać rasizm. Dwie ilustracje dla przykładu:

 

strach w oczach Niemców

Znikomy blask słońca przeświecał przez parasole łagodnie ogrzewając oczekujących na swoje obiadowe przysmaki turystów z licznych stron świata w jednej z urokliwszych jadłodajni Garmisch- Partenkirchen. Usiedliśmy pośrodku wystawionego na słońce ogródka, z którego można było podziwiać najwyższy szyt Niemiec. Nim Heidi przyniosła dania mieliśmy okazję na chwilę rozgoszczenia. Gwar miasta nie doskwierał, obok nas słychać było ściszone rozmowy Niemców dyskretnie przyglądających się żywo dyskutującym dwóm parom mówiącym po rosyjsku. Znać było, że panowie nie żałowali sobie ochłody bawarskiego piwa w tym gorącym dniu sierpniowego lata.
Opróc powściągliwych Niemców, entuzjastycznych Rosjan i nas, pełnych podziwu dla urzekajacych widoków, był tam ktoś jeszcze. Ktoś, kogo pojawienie się zdjęło nadmierną radość z twarzy Rosjan, wymalowało niepokół u Niemców. Arabska rodzina, co zdradzał ubiór, usiadła przy stoliku między nami, a Rosjanami. Do tej pory gwarny ogródek wyraźnie przycichł. W jednym momencie, do tej pory „obcy” względem siebie narodowościowo Europejczycy, stali się mentalną jednością w punkcie widzenia i obserwacji. Dzieliliśmy też wtedy ten niepokój pełen niepewności. Nikt o nim głośno nie rzekł, ale spojrzenia wzajemne zdradziły aż nadto.

Kiedy Heidi wesoło i z temperamentem podeszła do stolika z arabskimi gościmi, życzliwie zapytała zwracając się ku kobiecie, co podać? Niefortunny był to zwrot. Kobieta sama odwróciła głowę dając do zrozumienia, że ona nie decyduje. I nie był to jedyny niesmaczny w postrzeganiu Europejczyków incydent. Heidi osbługiwała gości z całą elegancją, ale entuzjazm zgasł w niej tak dalece, że nie starczyło go nawet dla nas. Zrobiło się markotno. Potrawy jęły tracić smak, słońce zniknęło, a Zugspitze zasłonił szczyt chmuarmi.
Kiedy Arab zjadł wstał i poszedł. Ku naszemu zdumieniu zapłacenie rachunku i ogarnięcie trojga dość bezstresowo wychowanych dzieci zostawił żonie. Poszedł. Rosjanie, Niemcy, Polacy odchodząc od stolika poskładali wszystko tak, by Heidi miała ułatwione zadanie. Dziękowali jej w jej ojczystym języku, chwalili jakość potraw, obsługę i Bawarię. Arab nie powiedział nawet dziękuję.
Kiedy to się działo, w pewnym momencie spojrzałem na Niemców. Ich wzrok powiedział mi więcej niż wyczytam w DW/FAZ, obejrzę w ZDF/ARD czy usłyszę w Bundestagu. Zdawali się mnie pytać: bracie Polaku, jak to się stało, że my Niemcy nie czujemy się już we własnym domu bezpiecznie, nie czujemy, że możemy decydować o swojej tożsamości i u siebie nie możemy się czuć jak u siebie?

 

Piza pizza

Piza to jednak nie jest wielkie miasto, ale jak w każdym, w którym się jest pierwszy raz, można się zgubić. Później śmiejesz się z pomyłek i zastanawiasz się, jak mogłeś? Ale to później. Dojazd pod Krzywą Wieżę nie jest skomplikowany, także znalezienie parkingu. Z niedowierzaniem ustawiłem samochód niewiele ponad 200 kroków od zabytku płacąc niezbyt wygórowaną cenę. Wjeżdżając na plac parkingowy minęliśmy grupkę kilkunastu czarnoskórych mężczyzn w wieku około 20-30 lat. Wyraźnie chcieli mnie zatrzymać, ale minąwszy ich udałem się w najdalszy kąt, by uniknąć spotkania. W lusterku spostrzegłem, że jeden z nich ruszył za nami.
Ten 24 letni Senegalczyk przyjechał tu w poszukiwaniu lepszego życia i znalezienia białej kobiety. Wyciągnął z torby przeciwsłoneczne okulary i oczekiwał 20 euro. Nie ustępował pomimo moich argumentów, że nie potrzebuję okularów, bo mam swoje i że cena jest zbyt wysoka. Zmieniając temat zapytałem o dorgę do Krzywej Wieży. Podprowadził nas kawałek i wskazał uliczkę, którą dotrzemy tam w prostej drodze.

Po kilku dobrych godzinach pełnych wrażeń zapomniałem, że tam na parkingu będzie czekał na mnie biznes życia – okulary w cenie dwóch wyśmienitych włoskich pizzy serwowanych w pizzeri w Pizie z możliwością zrobienia selfie z Krzywą Wieżą bez odchodzenia od stolika. Piwo do pizzy gratis.
Parking tonął w słońcu, które stało jeszcze wysoko, choć było już popołudnie. Asfalt zdawał się uginać pod butami, ale było to tylko złudzenie. Takie samo jak to, że nikogo z przyjezdnych po lepsze życie i białe kobiety, przybyszów z Afryki nie ma na parkingu. Nie było. Tak mi się zdało, a kiedy otwierałem drzwi auta czułem już, że niewygodna rozmowa mnie ominęła. Spod półcienia rosnących na obrzeżach parkingu drzew odezwał się znajomy głos. Dostrzegłem, że siedzą tam wszyscy. Nagle, w centrum tego 85 tysięcznego miasta pełnego turystów na parkingu obok najważniejszego jej zabytku znaleźliśmy się tylko my i grupa kilkunastu imigrantów. Nie była to komfortowa sytuacja. W głowie powstawało mnóstwo dylematów. Dać 20 euro i mieć spokój, to przecież jednak ulec presji. Nie dać i liczyć, że odejdzie bez słowa do kolegów – ryzykowne. Wybrałem trzecią opcję. Dałem mu 3 euro, które miałem w kieszeni, za pilnowanie auta. Wsiedliśmy co prędzej do auta i odjechaliśmy.
To tylko dwa przykłady. Apropo widziałeś gdzieś na swiecie grupki Polaków, Niemców, Hindusów, Szwedów czy Australijczyków nagabujących natrętnie do zakupu okularów i widokówek?

 

tolerancja do sprawdzenia

Tolerancja XXI wieku zmierza w kierunku zamknięcia ust wolnym obywatelom krajów Unii Europejskiej, także Stanów Zjednoczonych, w imię poszanowania mniejszości, które będą swoje oczekiwania, wartości, obyczaje, światopogląd i rytuały narzucać. Tolerancja skierowana jest w chrześcijaństwo, ma je zniszczyć. Dziś Lempart, Tusk, Budka, cała opozycja z Hołownią razem wziętym i całe to Jourove towarzystwo z Brukseli nie podonoszą larum, że w Polsce katolicy atakowani są w sposób nie znający precedensu w historii naszego narodu. Jest gorzej, oni ten precedens wzmacniają, sankcjonują i będą chcieli utrwalić.
Tolerancja według niech jest wtedy jak jesteś niebinarnym, antykatolickim, proopozycyjnym entuzjastą Lesbijek, Gejów, Biseksualistów i Transseksualistów spod znaku pioruna, aborcja na życzenie to twoje drugie imię, a jak patrzysz na babcie z różańcem w ręku, to stanowczo domagasz się eutanazji!

Ich tolerancję łatwo sprawdzić:
Powiedz w miejscu pracy, że głosujesz na PiS, że słuchasz Radia Maryja, że jesteś przeciwko

propagowaniu wszelkich bezeceństw ruchu Lesbijek Gejów, Biseksualnych i transseksulanych, a twoje dziecko w szkole niech powie, że Trump to najlepszy prezydent dla Polaków, bo zniósł wizy i wspiera Polskę. Sprawdziłem.
Biały człowiek będzie opluwany, dyskryminowany, sekowany, wyśmiewany, wyszydzany, a na
na koniec zamordowany w imię tolerancji. Morderca zaś nie zostanie ukarany, bo do takiego czynu sprowokowała go ofiara. Sprowokowała swoim istnieniem.

 

Suplement

Czy tak ma jednak wyglądać Europa? Będziemy bać się u siebie? I w imię czego? Tolerancji?
Przecież ona nie istnieje.

Exit mobile version