Klucz prawego języka

Klucz prawego języka Radio Zachód - Lubuskie

fot.Pixabay

język ich zdradził

Podczas jesiennych marszów pewnych marginalnych środowisk została przekroczona granica przyzwoitości w sferze języka. Na marginesie tego marginesu środowiskowego pamiętać należy, że przekraczanie granic w różnych sferach to ich specjalizacja, oręż polityczny i demoralizacyjny. To, co się wydarzyło językowo w sferze publicznej dzięki tym konkretnym ludziom z nazwiskami, funkcjami politycznymi, a nawet tytułami naukowymi jest nieodwracalne. Co gorsza, ludzie ci za swą zuchwałość w prymitywizacji i pogardę wobec kultury języka zostali wzięci w obronę przez konkretne środowiska polityczne, które udzieliły im jednoznacznego wsparcia. Ta akceptacja dla niszczenia dyskursu publicznego w Polsce przyniesie wiele szkód, ale jest przestrogą dla Polaków i źródłem wiedzy o tych ludziach. Oni nie cofną się przed niczym, podepczą co dla Polek święte, co dla Polaków moralne, pogwałcą każdą normę i obyczaj. Siła niszczenia jest ich naturalnym pływem, co budzi grozę, ale i gniew. I ten gniew musi w nas rosnąć, by nie dopuścić do rozkładu moralnego, które tym środowiskom jest na rękę, a Polsce w młodych pokoleniach wyryje genetyczny błąd, którego wyzbycie się będzie o wiele trudniejsze niż niemieckich czy rosyjskich okupantów. 

Świadomość tej postępującej dyskredytacji Polskości w różnych jej obszarach, była zawsze w jakiś sposób zawoalowana. Głęboki podtekst, subtelny zamiar, skryta intencja. Z językiem im nie wyszło. Nie umieli się opanować i zabrakło im jego znajomości na wyższym poziomie. Do tego doszło jeszcze to mordercze pożądanie władzy, której od 6 lat nie sprawują, wybory za wyborami przegrywają i nie zanosi się, by cokolwiek mogli niebawem wygrać, bo… Polska wchodzi dynamicznie na wyższy poziom rozwoju cywilizacyjnego, czego nawet tak dziejowe zjawisko jak pandemia nie miało mocy zatrzymać. Wyszła z nich, poprzez język, wieloskładowa w komponenty, mieszanka prymitywizmu kołchoźnego i przodownickiego współzawodnictwa. Już nie ma żadnych wątpliwości kto zacz ci ludzie. Język ich zdradził.

 

być człowiekiem swoich słów

To zdradliwe uwolnienie emocji poprzez słowo przyniosło Polkom i Polakom prócz korzyści wiedzy także pewne nagatywy. Przesunięcie granicy przez środowiska lewackie wspierane opozycją zachwiało poczuciem i jasnością linii, za którą żaden patriota przechodzić nie powinien. Swoim splugawieniem mowy polskiej środowiska skupione wokół Lempart, Budki, Nowackiej, Wielgus itp. zwolniły wielu z obu stron sporu o Polskę z kultury języka, dbałości o słowo. O ile poplecznikom niszczenia Polskości ten rodzaj dyskursu licuje z tym, co w sercu i na myśli, o tyle ludziom mieniącym się prawymi, prawicowymi czy patriotycznymi taka wulgaryzacja i prymitywizacja powinna być obrzydzeniem i zohydzenie językowe ze swego słownika powinni natychmiast usunąć. Nie używałbym nawet jako cytatów. Język nasz jest tak genialny, że możemy wyrazić wszystko nie używając wprost słów, którymi posługują się barbarzyńskie hordy. 

Deklarowanie się jako prawy na profilach społecznościowych, przy jednoczesnym używaniu słów z lemparckiego słownika przynosi po pierwsze wstyd środowisku patriotycznemu, a po wtóre zaprzecza prawości samego autora. Bycie prawym w deklaracji jeszcze nic nie znaczy. Po owocach, ale i po słowach ich poznacie. Słowo bowiem ma moc i znaczenie. Jeśli w słowie jesteś nieuczciwy, to i w czynach nieuczciwy będziesz. Jeśli w słowie przeczysz patriotyzmowi… Za wypowiadane słowo człowiek bierze odpowiedzialność, chyba że rzuca je na wiatr, ale tym samym wiatrem się stanie i słów jego nikt poważnie nie będzie brał. Popatrzcie na polityków takich jak Budka, Biedroń czy Hołownia. Biedroń mówił, że nie zostanie w europarlamencie. Hołownia, że potrzebne jest rozbicie duopolu PO-PiS, a Budka… nie starczy miejsca, by wymienić. Biedroń ma się dobrze z pensji europarlamentarzysty, Hołownia przyłączył się do PO, a Budkę możecie sprawdzać każdego dnia. Jaka jest ich wiarygodność? Żadna, bo nie są ludźmi swoich słów. Człowiek prawy musi być człowiekiem swoich słów. Musi.

 

bezwstydni koślawiacze

Bogactwo języka polskiego jest jak chmura frontowa, końca nie widzisz, głębokości nie poznasz. Dbałość o język polski jest naszym codziennym zadaniem. Dziwno mi czasem kiedy słucham Polaków koślawiących język angielski, a przy tym wijących się ze wstydu. Powtarzam im zawsze: „Mówić łamaną Angielszczyzną to nie wstyd. Żaden. Ale mówić łamaną Polszczyzną już tak.” i zamyślam się… jak to jest, że Polacy wstydzą się błędów w mowie angielskiej, a nie mają wyrzutów w ojczystej. A przecież wskazówki mistrzowie mowy polskiej zostawili nam jasne: „aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa” i „odpowiednie dać rzeczy słowo”. Te dwie najważniejsze, a przecież gdy wyruszymy w podróż po literaturze polskiej znajdziemy ich jeszcze więcej. 

Był kiedyś, w nieodległych z perspektywy wieku Ziemi czasach, pewien mistrz. Powiedział On jednoznacznie, że „to, co z ust człowieka wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym”. Język stanowi nośnik nie tylko informacji, ale i kultury. Forma niech nie przerasta treści, ale niech do niej przystaje, zachowując dobry obyczaj i szacunek wobec drugiego człowieka. Niech język, którym zmieniamy naszą codzienność świadczy o naszej mądrości, serdeczności i przywiązaniu do Ojczyzny. Plugawienie go jest nie tylko zgorszeniem współczesnych, jest także obrazą i odwróceniem się plecami od tych, którzy w czasach germanizacji i rusyfikacji o wolność wyrażania w mowie polskiej kładli na szalę swoje życie. O tym należy pamiętać zanim się usta otworzy.

tekst: Simon White
foto: Pixabay

Exit mobile version