Tygodnik „Sieci” publikuje w poniedziałek zeznania świadków w śledztwie dotyczącym korupcyjnych podejrzeń wobec prof. Tomasza Grodzkiego. „Nawet mu powieka nie drgnęła, wsunął kopertę do szuflady i tyle ze mną gadał” – mówi w tych zeznaniach jedna z kobiet, cytowana przez gazetę.
Jak pisze tygodnik, prokuratura szczegółowo odtworzyła karierę marszałka Senatu i „zebrała obszerny materiał dowodowy, w który zawiera także zeznania blisko 200. osób obciążających chirurga”.
„Obrońcy prof. Grodzkiego wskazują, że cztery przypadki, na których opiera się prokuratorski wniosek o uchylenie senatorskiego immunitetu, to niewiele. Było wszak blisko 200 osób, które zdecydowały się zeznawać. Należy jednak zauważyć, że większość ujawnionych czynów uległa przedawnieniu przed wszczęciem śledztwa 4 grudnia 2019 r. Te cztery jeszcze nie”
– czytamy.
Tygodnik cytuje też fragmenty zeznań świadków z wniosku prokuratury.
„Nawet mu powieka nie drgnęła, wsunął kopertę do szuflady i tyle ze mną gadał”
– takie słowa Marek F. i Krzysztof F. usłyszeli od matki Ireny F. po tym, jak wyszła z gabinetu prof. Tomasza Grodzkiego.
„Bracia zgodnie zeznali, że kobieta miała łzy w oczach. W kopercie było 7 tys. zł. To była cena za to, by operację ojca rodziny Jana F., u którego w 2011 r. zdiagnozowano nowotwór płuca, przeprowadził osobiście dyrektor szpitala, a taką funkcję sprawował wówczas dzisiejszy marszałek Senatu”
– pisze „Sieci”.
We wniosku jest także streszczenie dalszych zeznań panów F.:
„Wiedza o tzw. cenniku za udział w operacji Tomasza Grodzkiego była, według relacji ojca i matki, wiedzą powszechną wśród pacjentów. Panowało wśród nich przekonanie, że jeśli chcesz być dobrze leczony, musisz zapłacić. (…) obydwaj byli przeciwni wręczaniu tych pieniędzy, jednak decyzję podjęli sami rodzice”.
Według wspomnianego cennika za osobistą operację należało zapłacić 10 tys. zł. Za asystowanie – połowę tej kwoty. Irena F. przed wejściem do gabinetu miała więc w kopercie pełną stawkę, ale jeden z synów wyjął z niej 3 tys., mówiąc, że „to jest za dużo, a poza tym, gdyby tata nie przeżył operacji, to aby miała środki na bieżące wydatki”. Finał sprawy: „Operację ojca faktycznie przeprowadził Tomasz Grodzki. Zabieg się udał, ojciec przeżył i żył jeszcze kilka lat”. Zmarł w2016 r., jego żona dwa lata później.
Oprócz fragmentów zeznań „Sieci” pisze, że wszyscy świadkowie byli przez prokuratora pytani także o motywację i o to dlaczego po latach zdecydowali się zeznawać przeciwko wpływowemu politykowi. Z tych relacji – cytowanych przez tygodnik – wynika, że „(…) impulsem do złożenia zeznań było powierzenie funkcji Marszałka Senatu RP Tomaszowi Grodzkiemu, przy ich jednoczesnym przeświadczeniu, że funkcję taką powinien piastować człowiek o nieposzlakowanej przeszłości i krystalicznym charakterze”.
Piotr L. „nie mógł pogodzić się, że funkcję taką ma sprawować osoba skorumpowana oraz nie chce, by taka osoba stanowiła prawo w Polsce”. Kolejny mężczyzna stwierdził, że „bardzo zbulwersowała go wypowiedź publiczna Tomasza Grodzkiego, podczas której padły prześmiewcze słowa o zmarłych pacjentach i ich zemście zza grobu”.
„Sieci” przypomina również, że pierwszy wniosek z marca został odesłany pod pretekstem rzekomych „błędów formalnych”.
„Miało chodzić o podpis niewłaściwej osoby – zastępcy prokuratura generalnego bez upoważnienia od zwierzchnika, a także o +niespójność zarzutów podnoszonych we wniosku z uzasadnieniem+. 23 kwietnia śledczy wysłali więc wniosek ponownie. Marszałek Grodzki przekazał prowadzenie tej sprawy wicemarszałkowi Bogdanowi Borusewiczowi. Ten ostatni przesłał dokument do analizy prawnikom senackim, ale też zewnętrznym. Jak mówi, to ich opinie zdecydują o dalszych losach wniosku”
– czytamy w tygodniku.