„Diabeł tkwi w szczegółach”, czyli kłopotów z UE ciąg dalszy

"Diabeł tkwi w szczegółach", czyli kłopotów z UE ciąg dalszy Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 6. 06. 21

Założyłem sobie dzisiaj, karkołomnie zgoła, że w jakimś zakresie dokonam podsumowania owych „kłopotów” z Unią Europejską, jakie nota bene powinien mieć każdy zdroworozsądkowy… obywatel UE (sic!).

Oczywiście mam na myśli obywatela (również RP) „sceptyka”, czyli mającego wątpliwości, myślącego, kojarzącego i krytycznego wobec faktów etc. Tu bowiem „entuzjasta” jawi się jako raczej bezkrytyczny „miłośnik” rzeczywistości kreowanej poza jego wpływami, świadomością i raczej bez… udziału. To też taki swoisty powrót do przeszłości sprzed 2004 roku, choć przecież wiedza na temat prozaicznych zgoła ale dających do myślenia „unijnych absurdów” była i jest dostępna, podobnie jak dość znaczna liczba urzędniczych afer oraz swawoli finansowych i prawnych.

Cóż, o tych oburzających często arbitralnych werdyktach, orzeczeniach, opiniach, nakazach i zakazach unijnych urzędników warto wspomnieć oddzielnie, dziś tylko przypominając, że „autorzy” to struktury biurokratyczne nie mające nieomal żadnego oparcia w demokratycznych (wyborczych!) decyzjach obywateli unijnych państw, struktury (min. tzw. Trybunały), które działają najczęściej wbrew traktatowo zapisanym zasadom (solidarności, pomocniczości czy też równości) wobec państw członkowskich, pod przemożnym wpływem i w trudnym do ukrycia interesie „dominatorów”, choćby Niemiec. Warto też pamiętać, że ten swoisty kontrolowany bałagan i brak przejrzystości legły u podstaw… Brexitu.

Zaś rejestr unijnych idiotyzmów i absurdów znany i wciąż powiększający się od lat 90. ubw., nie powinien wszak wyłącznie budzić uzasadnionej wesołości, że przypomnę choćby krzywiznę bananów i ogórków, brukiew kontra rzepa, ślimaki jako ryby, marchew jako owoc oraz sprawę żarówek i odkurzaczy czy instrukcje do drabiny.

Do tej samej (?) kategorii zaliczyć trzeba bowiem np. zakaz pomocy publicznej (czytaj ratowania) dla polskich stoczni, który uratował od plajty stocznie… niemieckie. Tych, którzy śledzą wszystkie te przypadki kontekstowo i przyczynowo-skutkowo (cui bono?) nie dziwi wszak dzisiejsze tendencyjne zamieszanie wokół Nord Stream 2 i Baltic Pipe.

A Europejski Zielony Ład z neutralnością klimatyczną w tle, dekarbonaryzacja, rosnące ceny praw do emisji Co2 oraz m. in. sprawa naszej kopalni Turów to wszak przykłady gry interesów z zaciemniającymi obraz hasłami „na sztandarach”. A co bardziej dociekliwi i umiejący liczyć przyglądają się np. unijnym funduszom (dotacjom?) już nie tylko w kontekście naszych wpłat do budżetu niebezpiecznie zbliżających nas do statusu płatnika netto. To wszak swoista pułapka na kraje, głównie tzw. nowe, rozwijające się… zbyt szybko. Tu bowiem szczegółowe analizy przepływu owych funduszy ujawniają niepokojącą tendencję wyrażaną kwotą 70 – 80 centów, która wraca na Zachód via firmy europejskie obsługujące owe inwestycje, z każdego euro dotacji. A to juz pachnie nowoczesnym, europejskim neokolonializmem!

Toteż warto to wszystko wiedzieć i analizować na bieżąco, nie wstrzymując się od zdroworozsądkowych wniosków. Na koniec zaś jeszcze raz przypomnę myśl prostą i logiczną : ” Polska powinna należeć do UE tylko dotąd, dokąd jej się to będzie… opłacało. Ani dnia dłużej”. I kropka.

 

Tekst: Andrzej Pierzchała

Fot. Pixabay

 

 

Exit mobile version