Patokultura

Patokultura Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 03. 05. 21

Jakość, czy jak kto woli poziom kultury politycznej w Polsce to nie tylko owo „aksjologiczne bagno” (copy right by o. prof. Jacek Salij), którym wszak łacno można obdzielić też inne sfery życia, w tym również społecznego w najszerszym tego słowa znaczeniu. Słowem, nie warto byłoby poświęcać jej zbyt wiele uwagi jako zjawisku łatwemu dość do opisania i zdiagnozowania.

Nie trzeba być bowiem choćby Maxem Weberem, ale warto pamiętać o jego precyzyjnym metodologicznym warsztacie, żeby zdiagnozować współistnienie i wzajemne wpływy tak patologii mentalnej, kulturowej, prawnej, naukowej i …ideowej (cokolwiek miałoby to znaczyć). To przecież w ujęciu najszerszym „osiągnięcia” naszego (?) trzydziestokilkulecia, które u zarania miały patologiczne układy w Magdalence, dla których z kolei tzw. Okrągły Stół był li tylko sztafażem swoistym. Przez ten czas bowiem (32 lata) budowaliśmy podwaliny (po drodze jeszcze mizerna i tragicznie wieloznaczna Konstytucja RP) pod nadwiślańską wersją demokracji liberalnej, często bardzo różnej od wzorów (hm) zachodnich i to zarówno po stronie wyborców jak wybrańców (sprzężenie zwrotne?).

Natomiast u podstaw owej „wersji” legły zapoczątkowane tzw. grubą kreską przyzwolenia na patologie wszelakie tak w sferze etycznej (donosicielstwo!) bylejakość, w tym intelektualną miałkość, cwaniactwo czy wręcz złodziejstwo „w białych rękawiczkach” (?) w postaci przeróżnych prywatyzacji, reprywatyzacji i innych „przekształceń” z postaciami „wielkich paserów” w tle oraz … artystyczny kicz w imię twórczej wolności. A wszystko to poparte społeczną i mentalną wersją amnezji również w postaci zwodniczych i bałamutnych hasełek typu: „Wybierzmy przyszłość”. Nie dziwota zatem, że wszystkie inne dziedziny naszego życia z kulturą, nauką, sportem, a osobliwie (hm) sprawiedliwością w większym lub mniejszym stopniu zostały owym specyficznym ethosem zainfekowane. A kto to mówił w początku lat 90. ubiegłego wieku, że „pierwszy milion ($ czy E ?) trzeba… ukraść”?

Oczywiście trudno tu pominąć (pro domo sua) rolę mediów wszelakich, których zakres od jakiegoś czasu wymyka się najbardziej nawet błyskotliwym definicjom i opisom, co można od biedy określić kryzysem słowa. Dziś bowiem pełna hipokryzji medialna (nomen omen) burza w związku z prostowaniem ścieżek właścicielskich w mediach (ład medialny?) aż prosi się o opisanie i …diagnozę szerszą wobec możliwego zjawiska mediokracji (a sądokracja?), co niniejszym obiecuję. Zaś na koniec dzisiejszych wywodów proponuję „rzucić okiem” na dziwaczne wystąpienia publiczne, również via GW np. elitarnej artystki Agnieszki Holland autorki „odlotowego” POKŁOSIA, na gościnnych występach (genetycznie obciążonej?), albo dla równowagi zwrócić uwagę na zjawisko „wegeseksualizmu”. Do wyboru zatem, polityka czy kultura? A może sławetne 2 w 1?

Tekst: Andrzej Pierzchała

Fot. Pixabay

 

Exit mobile version