Dach nad głową

Dach nad głową Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Mulimiliarder z Ameryki postanowił wybudować gigantyczną fabryką pod Berlinem. Fabryka ma zatrudniać w niedalekiej przyszłości ok 20 tys. pracowników. Inny multimiliarder, także z Ameryki, postanowił wybudować magazyn i pakowalnię pod Świebodzinem. Ów światowy dystrybutor dobra wszelakiego planuje dać pracę kilku tysiącom pracowników. Czy coś łączy te wielkie inwestycje, wielkie plany, zapowiadany w ogłoszeniach rozmach innowacyjny? Owszem, ale o tym w konkluzji, bo warto nieco młodszym słuchaczom uzmysłowić kilka faktów, o których jakoś w szkołach słabo uczą.

Otóż Łódź, wybrana przez władze Królestwa Polskiego w latach 20 XIX stulecia na centrum włókiennicze z powodu powszechnej biedy i kiepskiego rolnictwa w okolicy, po 100 latach rozwoju liczyła pół miliona mieszkańców. Reymont opisując miasto w „Ziemi Obiecanej” zaprezentował kapitalistów jako krwiopijców. Tymczasem wyzyskiwani przez tych ohydnych wyzyskiwaczy robotnicy mieszkali w domach wybudowanych nie przez miasto, nie przez państwo, nie przez deweloperów i nie przez robotników. Przez kogo zapytacie? Przez owych krwiopijców. A przecież nie robili tego z dobroci serca. Budowali bo nie mieli wyjścia. Ówczesne podatki zbyt niskie, aby miasto, albo państwo miało środki na budowanie mieszkań robotnikom nabijającym kasę kapitalistom. Mniej płacili pracownikom, ale dawali mieszkania za darmo.

Kiedy w Polsce po wojnie, już w ramach realnego socjalizmu, powstawała Nowa Huta, Nowe Tychy, Konin, w Warszawie Ursynów, a w Zielonej Górze osiedla Słoneczne, Łużyckie, Pomorskie, Śląskie, Zastalowskie, nie było deweloperów, którzy za kredyty udzielane przyszłym lokatorom wyręczali kapitalistów w budowie dla pracowników mieszkań. Państwo przejęło fabryki, a wraz z nimi obowiązek dawania dachu nad głową swoim pracownikom.

W tle tego budownictwa mieszkaniowego, są zachęty państwa dla kapitalistów. Zachęty te zawsze istniały. Przez całą historię. Albo w formie personalnych przywilejów, albo w formie praw przedmiotowych, na przykład ceł na określone dobra. W przypadku Łodzi, cła na bawełnę nie było, ale było cło na tkaniny bawełniane. Wystarczyło wytyczyć teren, aby kapitaliści z całej Europy zaczęli w Łodzi budować swoje biznesy i sprzedawać tkaniny w Rosji. Bo Łódź wówczas leżała w Rosji. Mieszkania budowano, niejako przy okazji.

Fabryka pod Berlinem liczy na pracowników, już mających mieszkania w Berlinie i okolicy. Także w Polsce. Podobnie jak centrum sprzedażowe pod Świebodzinem liczy na tanich Lubuszan. Podberlińską fabrykę zapewne wielkimi ulgami wsparły rząd federalny i landowy. Tę pod Świebodzinem raczej nikt specjalnie nie wsparł. W obu przypadkach, kapitalista kiepsko płaci, mieszkań nie buduje, a i podatków od zysków nie płaci. Cła też nie musi uiszczać.

Jak donosi prasa zza Odry już w tej chwili rysuje się poważny deficyt zatrudnieniowy. Ze spodziewanych 7 tysięcy, na razie zrekrutowano 1 tysiąc pracowników. W Świebodzinie burmistrz pręży muskuły i zamierza wybudować mieszkania dla przyszłego, jak to ładnie ujął, rozwoju miasta, czyli de facto dla amerykańskiego inwestora, który będąc na szczycie listy najbogatszych firm i tak nie wie co z robić z kasą, szczodrze finansując ugrupowania promujące zboczenia seksualne.

A teraz konkluzja.
Jeżeli ktoś sobie wyobraża, że władza spoczywa w rękach rządów czy samorządów, niech sobie pomyśli o Łodzi i wielkim magazynie pod Świebodzinem. Dla amerykańskiego kolosa handlowego 100 mieszkań w Świebodzinie to 0,01% jego majątku, dla miasta to prawie 20% budżetu. Więc kto tu rządzi? A … i mały aneks. Zarobki właściciela sieci handlowej inwestującej pod Świebodzinem, to 4,5 mln dolarów na…godzinę. To jakieś 50 mieszkań.

Tekst: Krzysztof Chmielnik

Fot. Pixabay

Exit mobile version