Pasywne mrowisko

Pasywne mrowisko Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Wodzostwo samorządowe idąc słuszną drogą postępu wprowadziło mnie w dysonans poznawczy, o parametrach stuporu. No bo zważcie sami, z jednej strony, przejawia ono silny trend integracyjny, czyli wszyscy niczym mrówki mają być na swoim i na kupie, a z drugiej w strategii napisali, sami przecież, że są za cyfryzacją. Co można rozumieć poniekąd, jako zrozumienie idei e-urzędnik, czyli takiej, że pracownik obrabia konieczne urzędnicze obowiązki w domu, bez fizycznego kontaktu z marszałkowskim batem (metafora).

Z jednej strony gadka o nowoczesności i nadążaniu za trendami, a z drugiej siermiężna rzeczywistość i tęsknota za machaniem nahajką, aby utrzymać kadry w przykładnej wierności. No bo skoro nie ma się zbyt wielkiego wpływu na rzeczywistość, to nich chociaż jest satysfakcja z rządzenia podwładnymi. Taki rodzaj prostej radości ekonoma z tego, że ludzie kornie zginają karki przed władzą.

Imperatyw niezbędności zbudowania Pałacu Marszałkowskiego motywowany dosyć niezdarnie, przez prominentnych przedstawicieli dworu jednych śmieszy innych denerwuje, a mnie akurat martwi. Martwi w kontekście ścieżki rowerowej pomiędzy Nową Solą, a Zieloną Górą. Ta skomplikowana wielce inwestycja jest wręcz symbolicznym dowodem sprawczej siły regionalnej samorządowej władzy. Bo od strony werbalnego rozmachu, Pałac jawi się jako klucz do sukcesu rozwojowego regionu, zaś od strony siermiężnej rzeczywistości samo procedowanie uzgodnień „w temacie” ścieżka rowerowa zajmuje więcej czasu i zapewne urzędniczej energii, jak PRL’owi zbudowanie Huty Katowice.

Ta ścieżka rowerowa, wydawałoby się prosta inwestycja, zaplątała się w nieusuwalne przeszkody proceduralne, w których niezdolność racjonalnego myślenia wraz z prowincjonalnymi ambicjami politycznymi tworzą węzeł gordyjski. I gdyby budowa pasywnej siedziby dawała choć minimalne prawdopodobieństwo dla procedowania bardziej aktywnego w jakiejkolwiek ważnej dla regionu sprawie, to nad Lubuskiem, być może, zaświeciłoby kiedyś słoneczko postępu. Ale, nie! Takiej nadziei raczej nie ma.

To dobrze, że w regionie buduje się drogi, że inwestuje się w szpitale, że … no i tu raczej koniec pochwał, ale każdy to wie, że bez silnej gospodarki region będzie się cofał w cywilizacyjnym rozwoju. Nawet z turystyki, mimo posiadania dosyć dużych atutów, władza nie umie uczynić gospodarczej dźwigienki, bo o dźwigni szkoda myśleć. Jak już się w tej dziedzinie za coś władza marszałkowska zabierze, to albo zepsuje, albo wywoła konflikt. Za pięknymi słowami, zawiść i szkodzenie. No takie partyjne DNA.

Tymczasem za Odrą powstała „Koncepcja rozwoju dla polsko-brandenburskiego obszaru powiązań”. W niej Lubuskie traktowane jest jak część Brandenburgii. Rząd landu, pod maską typowej niemieckiej ściemy, organizuje Lubuszanom przyszłość. A władza regionalna, zamiast postawić na autonomię, zgodnie z partyjnym hasłem „po co Polsce coś, jak Niemcy już to mają”, całą energię zużywa na walkę z banerem, a myśli jej wypełnia budowa mrowiska. Pasywnego. I Niemcy dobrze to wiedzą.
 
Tekst: Krzysztof Chmielnik
Fot. Pixabay
 
 

Exit mobile version