Panjshir, broni się jeszcze…

Panjshir, broni się jeszcze... Radio Zachód - Lubuskie

Fot.Pixabay

hańbę mamy, wojny nie unikniemy

Obserwuję sytuację Panjshiru. Jest wrzesień, a to miesiąc dla nas Polaków szczególny. 82 lata temu przez pierwsze siedem dni tego miesiąca Polskie Radio podawało komunikat, jak różańcową nadzieję: „Westerplatte broni sie jeszcze”. Przez siedem długich dni zdezorientowanemu narodowi przyświecał duch żołnierzy dowodzonych przez majora Henryka Sucharskiego. Westerplatte padło. Nadzieja gasła. Z każdym niewypełnionym sojuszem, z każdą zdradą uświadamialiśmy sobie, że na końcu w tej walce zostaliśmy sami, sami wobec diabelskiej siły, rzuceni na pastwę złowróżbnego losu, porzuceni przez cały świat. Nikt broni nie podniósł, nikt przy nas nie stanął, nikt z nami nie poległ.
Każde takie powstanie, każde wsparcie, każda nawet z pozoru beznadziejna inicjatywa mogły zakończyć wojnę, nim się zaczęła. Mocni tego świata, a raczej ci, którym wydawało się że nimi są, sprzedali nas za cenę swojego spokoju. Po podpisaniu przez premiera Chamberlaina porozumienia z Monachium, na mocy którego Sudety przejęli Niemcy z III Rzeszy Winston Churchill powiedział: „Nasz rząd miał do wyboru hańbę lub wojnę. Wybrał hańbę, ale wojny nie uniknie”. Tak się stało. Koniec wojny i zwycięstwo tych, którzy stchórzyli na jej początku nam nie przyniosło wolności. Musieliśmy na nią czekać jeszcze 70 lat.

odebrana nadzieja

Dziś możemy się tą wolnością cieszyć, ale ile pokoleń Polek i Polaków okupiło tę naszą radość własnym życiem? Przez te długie siedem dekad wystawiani na próbę przez reżimy, systemy, podstępy ludzi na ich usługach, ludzi pozbawionych wszelkiej moralności, byliśmy regularnie eksterminowani. Eksterminowani jako naród związany od tysiąclecia z Bogiem, a przez zawierzenie króla Jana Kazimierza, ponowione przez Kardynała Stefana Wyszyńskiego szczególnie związani z Maryją. Dziś ta wolność nie jest mniej krucha, niż była przed 1939 rokiem. Wtedy też wierzono, że Niemcy się nie odważą, a jeśli się nawet by odważyli, to mamy podpisane sojusze z Anglią i Francją.
Tymczasem dziś kiedy o tę wolność trzeba dbać więcej niż kiedykolwiek, politycy opozycji próbują desperacko zbijać kapitał polityczny na problemie uchodźców. Podła to rzecz w dwójnasób. Raz dlatego, że występują przeciwko bezpieczeństwu i suwerenności własnego państwa, a dwa fałszywie rozbudzając nadzieje ludzi, którzy choć nie są uchodźcami a imigrantami, uczynili z nich marionetki fikcyjnego konfliktu, który im tylko przynieść ma doraźną korzyść.
A co z prawdziwymi uchodźcami? Co z ludźmi, którzy pozostali tam w Afganistanie i tak jak Polacy w 1939 stają bezradni wobec terroru, bezsilni wobec bestialskiej przemocy, zrozpaczeni w oczekiwaniu na pomoc, która nie tylko nie przychodzi, ale już wiedzą, że nie nadejdzie, zadziwieni w niemym krzyku, że nikt im nie pomoże, nikt broni nie podniesie, nikt przy nich nie stanie, nikt przy nich nie polegnie. Gdzie są nasi odważni posłowie z opozycji? Gdzie organizacje broniące praw człowieka? Gdzie walczący o tolerancję dla mniejszości?
Przecież tam, w górach Hindukuszu, za przełęczą Chawak łamane są prawa mniejszości, demokracja, prawa człowieka… Cisza. Jak wtedy, kiedy Polska osamotniona walczyła z najeźdźcą. I tak jak Polsce we Wrześniu 39′, tak teraz Panjshirowi odbierana jest wszelka nadzieja.

Co jest nie tak ze światem

Czytam informację zamieszczoną w sieci przez obrońców Panjshiru:
„Setki rodzin opuszcza swoje domy po ludobójstwie, które miało miejsce w ciągu ostatnich kilku dni. Talibowie zaczęli przeszukiwać dom po domu, wioskę po wiosce i mordują młodych. Nadal będziemy walczyć o naszą wolność… Co jest nie tak ze światem? Nikt nie reaguje na barbarzyństwo Talibów.”
Ten dramatyczny apel musi stanowić przesłanie, które odbuduje na nowo nasz świat, gdzie wybiórczą tolerancję zastąpi wszechobecna miłość bliźniego, gdzie interes ekonomicznych potentatów cofnie się przed prawem do życia, a wolność od ustąpi miejsca wolności do, gdzie słychać wołanie Świętego „spod Damaszku”, że wszystko choć wolno, nie może nic w tym być egoizmem…

Reakcja świata na Panjshir jest symboliczna, bo choć to niewielka prowincja odległego kraju, to stała się testem dla wszystkich państw i polityków, papierkiem lakmusowym na ich prawdziwość słów o wolności, tolerancji i solidarności. Kto dziś solidaryzuje się z Panjshirem? Kto wesprze ich w walce o wolność? To ostatnia reduta, a powiedziałbym nawet że pierwsza, w walce z terroryzmem. Ostatnia nadzieja, choć niewiele jej już zostało, że z terrorystami można walczyć skutecznie, że można się im oprzeć. Ostatni szaniec bohaterskiego oporu, który w całym Afganistanie brutalnie zostanie stłumiony. Patrzymy na Panjshir stąd, skąd świat patrzył we wrześniu 1939 na Polskę, na Warszawę, na Westerplatte. Panjshir… broni się jeszcze.

Tekst: Simon White
Foto: Pixabay

Exit mobile version