Mc Wczasy

Mc Wczasy Radio Zachód - Lubuskie

fot.Pixabay

turystyka z taśmy montażowej

Kiedy dobrze rozejrzymy się wokół dostrzeżemy w detalach jak makdonaldyzacja wniknęłą głęboko w nasze życie. Dziedziny, które pochłonęła zaciskają wokół nas pętlę i jest ich coraz więcej. Padają jedna po drugiej w uścisku finansowego zysku napędzającego coraz potężniejsze kompanie, których jedynym mottem jest pieniądz, a hasłem ogłupienie. Mechanizm, przed którego wciągającym trybem coraz trudniej nam uciec działa bardzo prosto, zgodnie z założeniami taśmy Forda. „Pomysł rzeczonej taśmy montażowej nasunął Fordowi wiszący przenośnik stosowany w chicagowskich zakładach mięsnych do oprawiania bydła. Ubite zwierzę przesuwano wzdłuż przenośnika, a stojący w rzędzie wyspecjalizowani rzeźnicy wykonywali określone czynności, tak że na końcu tusza była kompletnie oprawiona”. 

Przykro stwierdzić, ale we współczesnym świecie rodzajem taśmy montażowej jest paleta sieciowych usługodawców, a bydłem na haku my. Znawcy problemu dowodzą, że taśma montażowa jest nieracjonalna, jest bowiem miejscem, które odczłowiecza. Przenosząc ten wniosek na wcześniejszą przenośnię można stwierdzić, że nasze życie jest dość odczłowieczone. Czy możemy z tym walczyć? Oczywiście, ale nie da się pozostać suchym pływając w wodzie. Najważniejsze to mieć świadomość, kiedy podlega się procesowi makdonaldyzacji. Świadomość ta nas przed nim nie uchroni, ale przynajmniej mamy tę satysfakcję, że nie ulegamy tej manipulacji nieświadomie. 

 

ostatnia wolna kraina

Makdonaldyzacja ma swoje pozytywne strony, ale nie we wszystkich dziedzinach życia. O ile korzystanie z sieciowego baru szybkich dań, podczas przemierzania odległej drogi, daje nam komfort i bezpieczeństwo otrzymania znanego i oczekiwanego produktu, o tyle w odkrywaniu świata format, którym coraz częściej obarczone jest nasze życie zabija to, co w turystyce jest najpiękniejsze – niespodziankę. Makdonaldyzacja świata sprawiła, „że wielu ludzi zaczęło woleć świat, w którym niespodzianki zdarzają się rzadko”. Człowieka z natury pociąga nieznane, które jest równocześnie wykładnią stabilności, w której człowiek żyje. Nieustanne niespodziewane byłoby nie do zniesienia, ale bez odrobiny szaleństwa stabilizacja bardzo szybko zamieniłaby się w monotonię, a ta w życie obok życia.

Jak nadmieniłem wcześniej istotą życia jest świadomość, dlatego powziąwszy wiedzę o makdonaldyzacji naszego życia do formatu dookreślonego, mamy szansę wyjść poza, zupełnie jak Truman Burbank w znakomicie opowiedzianej aluzji do postępującej maknodaldyzacji w obrazie Petera Weira. Jak dobrze pamiętamy marzeniem Trumana był wyjazd na Fidżi. Jest w tej alegorii coś profetycznego, bowiem podróżowanie było „ostatnią wolną krainą”, która opierała się machnie jednego z najpotężniejszych procesów, któremu ludzkosć została poddana. Mówiono, że na świecie nastanie pokój wtedy, kiedy w każdym mieście będą widoczne złoto łuki McDonald’sa, lecz czy będziemy wtedy jeszcze wolni? 

 

…i niech to będzie Fidżi

Wchodząc do biura podróży, przeglądając katalog wycieczek jesteśmy jak klient sieci baru szybkich dań. Bierzemy to, co mają w karcie, zupę dnia i coś obowiązkowo, może WZtki, bo biją się o Złotą Patelnię. A czyż nie marzymy o Fidżi? Skoro jednak nie ma w menu naszego marzenia, odnajdujemy jakiś substytut i zdajemy się na specjalistów. Ci zaś, dostrojeni w tym samym stylu, co Fordowska inspiracja w osobach rzeźników na taśmie z bydłem jako i ich późniejsi naśladowcy owiający hamburgera, kilkoma pytaniami dobierają nam urlop w miejscu, którego rzekomo nie będziemy żałować. Wychodzimy zadowoleni, że za całkiem przystępną cenę spędzimy czas w kurorcie, którym można pochwalić się na grillu u Dzidka, a przy okazji odwiedzimy miejsce, które choć nie budzi w nas żadnego zainteresowania, to na rodzinnym spotkaniu podniesie wartość spędzonego urlopu w oczach wujostwa. I niczym nie różni się ten zakup od McDonald’sa, skąd wychodzimy syci, ale bez smaku, najedzeni, lecz bez przyjemności, z oszczędnością pomieszaną z żalem, że można było wydać nieco więcej, ale zjeść jak się by chciało, z przyjemnością i ze smakiem. Podświadomie zaś czujemy, że daliśmy się nabrać, że pułapka którą na nas zastawiono była prosta do odczytania i właściwie nie wiemy czemu daliśmy się kupić na efekciarskie reklamy, błyskotliwe sloganiki i mimo wszystko oklepane fajerwerki. 

We wszystkim, by osiągnąć poziom zadowolenia z siebie, ze swojej postawy i wyborów własnych, potrzeba indywidualizmu. To my liczymy się jako jednostka i do siebie tylko winniśmy wszystko dostosować. Do siebie, swojej rodziny. Jeśli pójdziemy na kompromis z ułudą – przegramy. Sprzedając nam, sprzedadzą nas. Swojej ofercie. Dlatego do biura podróży warto iść ze swoim pomysłem na urlop. A jeśli taka oferta w biurze się nie znajdzie, to samemu sformatować dwa tygodnie tak, by wrócić z niego z emocją, co zostanie z nami na całe życie. I niech to będzie Fidżi! 

Tekst: Simon White
Foto: Pixabay

Exit mobile version