Pojęcie niezależności w kontekstach politycznych, społecznych a także medialnych jest czysto teoretycznym. To jedno z licznych słów z lewackiego katalogu rewolucyjnych pojęciowych wytrychów, którego jedynym celem jest sianie nienawiści do zastanej rzeczywistości i którą w trybie ekstraordynaryjnym należy wysadzić w powietrze, a na jej miejsce implantować jakąś właściwszą. Oczywiście lepszą. Dotyczy to także mediów.
Deklaratywnie, byt kształtuje świadomość. Jednak dobrze jest, stosownie do przyszłego bytu, najpierw ukształtować świadomość tak, aby obdarzeni nowym bytem nie cierpieli na dysonans poznawczy.
Media zatem tak kształtują świadomość, aby łatwiej nam było znosić byt. I choć każdy myślący wie, że nic poza wolą boską nie jest na tym świecie niezależne, to istnieją wyznawcy wiary w niezależność mediów, których nie będę nazywać płaskoziemcami. Media bowiem od zawsze były zależne i od starożytności miały intencje. Wiedzą o tym znawcy egipskich hieroglifów, badacze mitów greckich, koneserzy Galla Anonima, że o Jerzym Urbanie czy Adamie Michniku nie wspomnę.
W niezależność od niemieckiego rządu polskojęzycznych niemieckich mediów wierzą jedynie jawni i skryci miłośnicy niemieckiej kolonizacji Polski. Dla pieniędzy i wygodnego życia reprezentanci tej opcji bytu, aby uniknąć psychicznych dylematów na swój własny temat, mają świadomość gwarantującą im psychiczny komfort bytu. W ramach ich pokręconej logiki pisowskie media są upolitycznione, a uzależnione od rozmaitych niemieckich grup interesu, są niezależne. Zgodnie więc z logiką Kalego, jak cenzuruje się naszego wroga, to jest to dowód na niezależność mediów. Bo przecież oni wierzą, że zablokowanie konta Donalda Trumpa, to działanie w imię obrony demokracji. To, że demokracja zakłada wolność słowa, to pryszcz, bo cenzuruje się sk*****yna w imię wyższych racji.
Lewaccy bohaterowie jakim przed kilkoma dniami stali się miliarderzy, dla których kupienie setki polityków to kieszonkowe, odliczone od podstawy opodatkowania, miliarderzy nie płacący podatków, nawet we własnych krajach, którzy nie pozwalają prezydentowi USA na publiczne wypowiedzi w mediach społecznościowych, a którym wrogowie Donalda Trumpa biją brawa, próbują zawładnąć informacją o świecie. Wiedzą, że sterując naszą świadomością mogą tak kształtować byt, że oni będą jeszcze bogatsi, a my jeszcze biedniejsi. Z tego bogactwa sądzą, że wszystko im wolno.
A mimo to, ich pozorna niezależność ma ograniczenia. Są jak duże psy na złotym łańcuchu. Nie trzeba być zbyt przenikliwym, aby wiedzieć, że są jedynie czyimś narzędziem, że ktoś się nimi wysługuje. Ich bogactwo to raczej kwestia świadomości jak bytu. Kiedy ktoś, kto pozwala im bogacić się, wskazuje palcem kogo cenzurować, to owi miliarderzy karnie to realizują. Ba…i nie trzeba im niczego kazać wprost. Mają bowiem zaimplementowaną właściwą świadomość. Wszak są jedynie wysoko opłacanymi niewolnikami, mającymi swoich mentalnych panów.
Nie ma bowiem w realnej rzeczywistości, czegoś takiego jak niezależność. Każdy z nas od kogoś zależy. Nawet Zuckerberg robi ostatecznie to co mu każą. Choć zapewne to wewnętrzny imperatyw, a on sam z siebie ma świadomość, co ma robić z wdzięczności dla tych, którzy pozwalają mu zażywać takiego bytu. Choć wykluczyć się nie da, że jest za głupi, aby mieć niezależną świadomość bytu swojej uzależnionej świadomości.
Tekst: Krzysztof Chmielnik
Foto: archiwum