Ostatnie pożegnanie Jerzego Stuhra

Fot. PAP/Łukasz Gągulski

Fot. PAP/Łukasz Gągulski

Zgasły reflektory, a kurtyna zapadła. Ale artyści tacy jak Jerzy Stuhr nigdy nie odchodzą – tymi słowami żegnała aktora podczas mszy żałobnej ministra kultury Hanna Wróblewska. Po uroczystościach w kościele św. Piotra i Pawła w Krakowie kondukt żałobny udał się na cmentarz Rakowicki, gdzie zmarły spoczął w rodzinnym grobowcu.

Uroczystej mszy w kościele św. Piotra i Pawła przewodniczył kard. Grzegorz Ryś. Uczestniczyli w niej m.in. żona Barbara, syn Maciej i córka Marianna, marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, ministra kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska, Anna Polony, Agnieszka Holland i Katarzyna Adamik, Olgierd Łukaszewicz, Dorota Segda, Magdalena Zawadzka, Jerzy Fedorowicz i Marek Kondrat.

Kiedy urna z prochami Jerzego Stuhra opuszczała kościół św. Piotra i Pawła, rozległy się brawa. Następnie kondukt udał się na cmentarz Rakowicki, gdzie aktor spocznie w rodzinnym grobowcu.

Jerzy Stuhr urodził się 18 kwietnia 1947 r. w Krakowie. W 1970 r. ukończył polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w 1972 r. krakowską PWST, której po latach został rektorem. Po studiach został zatrudniony w Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. Już wcześniej, w 1971 r., pojawił się jako aktor filmowy w „Milionie za Laurę” Hieronima Przybyła i w „Trzeciej części nocy” Andrzeja Żuławskiego. 

W 1977 r. stworzył pierwszą ze swoich najsłynniejszych filmowych kreacji. W „Wodzireju” Feliksa Falka wcielił się w postać Lutka Danielaka. Człowieka dwuznacznego moralnie – pozbawionego skrupułów adwokata – Stuhr zagrał następnie w dramacie „Bez znieczulenia” w reżyserii Andrzeja Wajdy (1978). Do znanych ról Stuhra należą także kreacje w filmach: „Szansa” Feliksa Falka (1979), „Pociąg do Hollywood” Radosława Piwowarskiego (1987), „Obywatel Piszczyk” Andrzeja Kotkowskiego (1988), „Persona non grata” Krzysztofa Zanussiego (2005) oraz „Kajman” włoskiego reżysera Nanniego Morettiego (2006). 

Jako artysta teatralny przez wiele lat – od 1972 roku – był związany ze Starym Teatrem im. Modrzejewskiej w Krakowie. Na jego deskach grał w spektaklach reżyserowanych m.in. przez Andrzeja Wajdę, Konrada Swinarskiego, Jerzego Jarockiego, Jerzego Grzegorzewskiego. Na scenie tej samodzielnie reżyserował przedstawienia. W dorobku Stuhr miał też m.in. wieloletnią, zapoczątkowaną w latach osiemdziesiątych współpracę z teatrami włoskimi. 

W 2020 r. aktor przeszedł udar mózgu. Wcześniej, w 2011 r. wykryto u niego nowotwór krtani. Obserwując świat ze szpitalnego łóżka, zaczął pisać dziennik, który później ukazał się pod tytułem „Tak sobie myślę”. 

W lutym br. artysta powrócił jednak na teatralne deski. W warszawskim Teatrze Polonia wyreżyserował spektakl „Geniusz” wg sztuki Tadeusza Słobodzianka, w którym zagrał rosyjskiego reżysera i pedagoga – uważanego za ojca nowoczesnego teatru – Konstantina Stanisławskiego. Aktor filmowy i teatralny, reżyser, polonista, profesor sztuk teatralnych zmarł 9 lipca br. w wieku 77 lat.

Aktor filmowy i teatralny Jerzy Stuhr spoczął na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Pogrzeb artysty odbył się o godz. 14.

Dalsza część tekstu pod polecanym artykułem

Czytaj także:

Kard. Ryś na pogrzebie Jerzego Stuhra: dla mnie został na zawsze Piotrem Wysockim

Dla mnie został na zawsze Piotrem Wysockim z „Nocy listopadowej” Andrzeja Wajdy – powiedział na pogrzebie Jerzego Stuhra kardynał Grzegorz Ryś. Wspominał scenę z jego udziałem i usłyszaną przez niego obietnicę: „Będziesz nieśmiertelność miał”.

– 77 lat życia, pół wieku pracy, przychodzimy i kładziemy to na ołtarzu, pytamy Jezusa, co z tego jest nieśmiertelne, co z tego może nas przenieść w wieczność

– powiedział kardynał Ryś. 

Dodał, że dla niego Jerzy Stuhr „został na zawsze Piotrem Wysockim” z „Nocy listopadowej” w reż. Andrzeja Wajdy. „To też prawie pół wieku. Pamiętam scenę, kiedy wkracza do podchorążówki i wzywa 160 młodych podchorążych do walki o wolność. I mam w uszach obietnicę, którą składa mu Atena: +Będziesz nieśmiertelność miał” – wspominał kardynał. 

– Marzenie o nieśmiertelności, marzenie Wysockiego, Wyspiańskiego do kogo zaadresowane? Do aktora, do tego, który słucha, do tego, który przeżywa? Czy to pragnienie wolności, pragnienie sprawiedliwości, która likwiduje krzywdę, czy właśnie to jest to, co nas przenosi w nieśmiertelność? Czy dzielenie się tą wartością, tym marzeniem to jest to, co nas przenosi w nieskończoność, nieśmiertelność?

– zastanawiał się kard. Ryś. 

– To są nasze pytania i Jezus na nie dzisiaj odpowiada, odpowiada objawieniem tego, kim jest Bóg?

– mówił.

Marszałek Senatu: Jerzy Stuhr był i pozostanie przedstawicielem elity wielkiego talentu

Elita, której przedstawicielem był i na zawsze pozostanie Jerzy Stuhr, to nie jest elita drażniącej wyższości, to elita wielkiego, autentycznego talentu i ciężkiej pracy nad rzemiosłem – powiedziała marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska podczas środowych uroczystości pogrzebowych aktora.

Po mszy żałobnej w intencji Jerzego Stuhra marszałek Senatu zwróciła uwagę, że nikt nie był przygotowany na odejście artysty.

– Przychodzą nam do głowy oczywiste słowa: wielki aktor, wspaniały nauczyciel, prawdziwy przedstawiciel polskiej inteligencji, prawdziwy przedstawiciel polskiej elity, przyjaciel, społecznik, wspaniały człowiek. Wszyscy wiemy, że te określenia mówiące o polskiej inteligencji, o elitach, brzmią prowokacyjnie w ostatnich czasach – w czasach małości, która nie potrafiąc sama stworzyć czegoś wielkiego, wyciągała rękę po wielkość, żeby tę wielkość zniszczyć

– powiedziała. 

Kidawa-Błońska podkreśliła, że elita, której przedstawicielem „był i na zawsze pozostanie Jerzy Stuhr, to nie jest elita pustego przywileju czy drażniącej wyższości”.

– To elita wielkiego, autentycznego talentu i naprawdę bardzo ciężkiej pracy nad rzemiosłem, warsztatem aktorskim, słowem. I taki Jerzy Stuhr był przez całe życie – ze swoimi wspaniałymi rolami, słabościami, błędami, mądrymi, odpowiedzialnymi i odważnymi deklaracjami

– stwierdziła. 

Dodała, że „w czasach populistycznego ataku na inteligencję” aktor „stał się celem”.

– Jako człowiek wrażliwy cierpiał z tego powodu. Bardzo dobrze widzieli i czuli to najbliżsi, ale także my wszyscy to widzieliśmy. Ale Jerzy Stuhr w tych czasach zachował męstwo, nie stracił odwagi. A co najważniejsze, nie zniszczyło to jego pracy. Nie dał tej satysfakcji atakującym go małym ludziom

– wspomniała marszałkini Senatu.

Hanna Wróblewska: artyści, tacy jak Jerzy Stuhr, nigdy nie odchodzą

Artyści tacy, jak Jerzy Stuhr nigdy nie odchodzą. Jego role, filmy, książki będą z nami na zawsze. Dziedzictwo, jakie pozostawił będzie żyło w naszych sercach i umysłach – mówiła ministra kultury Hanna Wróblewska podczas środowych uroczystości pogrzebowych aktora.

– Polska kultura i sztuka żegna wyjątkową osobowość Jerzego Stuhra – znakomitego artystę, jednego z najbardziej wszechstronnych polskich aktorów teatralnych, filmowych, kabaretowych, wspaniałego reżysera, pedagoga, pisarza, ale także bardzo uważnego przyjaciela. Żegnamy artystę, którego twórczość pozostanie zarówno w polskiej, jak i światowej kulturze

– powiedziała ministra kultury i dziedzictwa narodowego. 

Podkreśliła, że „była i jest to twórczość niezwykła, o znaczeniu fundamentalnym dla kinematografii”.

– Jerzy Stuhr to wyjątkowy przykład aktora kompletnego, pozostawiającego swój ślad zawsze tam, gdzie był obecny – w filmie, w teatrze czy w telewizji, czy po prostu pośród nas. Wspominając go dzisiaj nie możemy zapomnieć o jego niezwykłej inteligencji. Nie wstydził się słabości, przekuwał ją w najsilniejszą siłę, siłę szczerości. Jerzy Stuhr z każdym rozmawiał jak równy z równym. Bawił, zadziwiał, wprowadzał w stan melancholii, dzielił się swoim doświadczeniem, wiedzą i zamiłowaniem do zawodu aktora z kolejnymi pokoleniami artystów i artystek

– powiedziała Wróblewska. 

– Jego talent i wkład w sztukę były i są nieocenione. Jego postać będzie kojarzona z wielkimi kreacjami scenicznymi, filmowymi, z mądrością którą wnosił w każdą swoją rolę, z humorem i ludzkim ciepłem, które bezpośrednio emanowało z każdej jego wypowiedzi. 9 lipca 2024 r. zgasły reflektory, a kurtyna zapadła. Ale artyści tacy jak Jerzy Stuhr nigdy nie odchodzą. Jego role, filmy, książki będą z nami na zawsze. Dziedzictwo, jakie pozostawił po sobie będzie żyło w naszych sercach i umysłach, a kreacje aktorskie będą inspirować kolejne pokolenia

– podkreśliła.

Dorota Segda o Jerzym Stuhrze: był pan bezcennym darem, który otrzymaliśmy

W czasach, gdy świat potrzebuje autorytetów, był pan bezcennym darem, który otrzymaliśmy i wciąż uczymy się, jak z niego korzystać – powiedziała w środę rektor Akademii Sztuk Teatralnych (AST) im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie Dorota Segda.

– Wielki aktor, reżyser, ale też nasz rektor. Pan prof. Jerzy Stuhr sprawował tę funkcję przez cztery kadencje. Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna – dzisiaj Akademia Sztuk Teatralnych – była jego miejscem na Ziemi

– przypomniała Dorota Segda podczas uroczystości pogrzebowych w kościele św. Piotra i Pawła w Krakowie. 

– Byliśmy, jesteśmy, zawsze będziemy dumni, że artysta i człowiek tej klasy podjął się misji poprowadzenia naszej uczelni i nas w drodze do teatru przez wielkie „T”

– podkreśliła rektor AST. 

Dorota Segda zacytowała słowa, które opublikowali studenci prof. Jerzego Stuhra po jego śmierci.

– Jerzy Stuhr, mój mistrz. Jedna z najważniejszych osób, które ukształtowały mnie jako aktora. Był moim ukochanym pedagogiem w krakowskiej PWST

– przeczytała wpis aktora Rafała Dziwisza. 

– Był gigantem aktorstwa. Dzielił się hojnie swoim doświadczeniem. Otwierał mnie i moim koleżankom i kolegom oczy oraz serca na piękno i trudy tego zawodu. Uwrażliwiał na siłę i znaczenie słowa i rytmu. Kształtował moje poczucie smaku. Rozmiłował w literaturze, muzyce, sztukach plastycznych. Jego wiedza, erudycja i skrywana pod maską wybujałego ego niezwykła wrażliwość – to wszystko w znacznym stopniu ulepiło ze mnie aktora, ale i człowieka, którym jestem. Moja wdzięczność dla niego za te wszystkie dary trudna jest do ujęcia w słowach

– zacytowała opinię Dziwisza rektor AST. 

– Kochany mój profesorze, wielki aktorze, wielki pedagogu zawsze będziesz w mojej pamięci

– przytoczyła słowa aktora Romana Gancarczyka. 

Dorota Segda wyjaśniła, że „przytoczyła tylko niektóre z wpisów”.

– Ale takich wpisów było bardzo, bardzo dużo. I to one są świadectwem wdzięczności i podziwu dla naszego mistrza

– oceniła. 

– Pana artystyczne dokonania, oddanie sprawom uczelni. Pana wspaniałe pomysły, jak nią kierować, jak ją rozwijać, ale też pana obywatelska postawa, pana odwaga i bezkompromisowość, pana patriotyzm będą zawsze naszym drogowskazem – mówiła. – W czasach, gdy świat potrzebuje autorytetów, był pan bezcennym darem, który otrzymaliśmy i wciąż uczymy się, jak z niego korzystać. Cześć Pana pamięci

– podkreśliła rektor AST w Krakowie. 

Aktor filmowy i teatralny, reżyser, polonista, profesor sztuk teatralnych Jerzy Stuhr zmarł 9 lipca br. w wieku 77 lat. Jerzy Stuhr spocznie na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Agnieszka Holland o Jerzym Stuhrze: aktorstwo rozumiał jako służbę

Aktorstwo rozumiał jako służbę i rolę artysty w społeczeństwie tak, żeby nie odwracać się od tego społeczeństwa tyłem, tylko by zawsze dawać. Pielęgnował konsekwentnie i wiernie właśnie te wartości – mówiła reżyserka Agnieszka Holland podczas uroczystości pogrzebowych Jerzego Stuhra.

– Wyposażył nas w wielkie bogactwo, bo są ludzie, którzy przechodzą przez życie tak, że nie zostawiają prawie śladu i potem wypłukują się z pamięci i bliskich, i znajomych, i kolejnych pokoleń, natomiast Jurek zostawił tyle śladów materialnych i niematerialnych (…). I myślę, że pozostanie właśnie dla mego pokolenia, to na pewno, ale i również dla pokolenia jego dzieci i jego wnuków

– powiedziała Holland w środę na krakowskim cmentarzu Rakowickim. 

Jak zaznaczyła, Jerzy Stuhr „od początku miał w sobie dwoistość, która była szalenie intrygująca”.

– Z jednej strony bardzo był przywiązany do tradycji krakowskiego konserwatyzmu i takiego krakowskiego inteligenta, a z drugiej strony był zawadiaką i komediantem, który nie stronił od uciech. I ta podwójność i w jego aktorstwie, i w jego różnych rolach życiowych się powtarzała

– mówiła. 

W jej ocenie tym, co odróżnia „narcyza czy człowieka z wielkim ego od prawdziwego inteligenta, jest to poczucie obowiązku, że dostało się tyle, że trzeba dawać”.

– I wszystko – jak by nie popatrzeć – już nie mówię o aktorstwie, w którym był tak hojny, nie mówię o tych pedagogicznych czasach, kiedy obdarzył naprawdę niebywałą uwagą i wiedzą ogromną grupę studentów i aktorstwa, i reżyserii, i w szkole krakowskiej, i katowickiej. Oni są po prostu już nosicielami wiedzy, której bez niego nigdy by nie dotknęli i takiego systemu wartości

– wskazała. 

– Myślę, że niezależnie od niedoskonałości, błędów czy momentów zatracenia Jurek pielęgnował bardzo konsekwentnie i wiernie właśnie wartości służby. Aktorstwo rozumiał jako służbę, a rolę artysty w społeczeństwie tak, żeby nie odwracać się od tego społeczeństwa tyłem, żeby zawsze dawać. Nawet kiedy dotknęła go po raz pierwszy ta straszna choroba, z której się wykaraskał, pierwsza rzecz, którą chciał zrobić, to podzielić się tym i dać swoje doświadczenie i wesprzeć nim innych

– mówiła Holland.

Prof. Beata Guczalska: spektakle Wajdy ukształtowały sceniczny wizerunek Jerzego Stuhra (wywiad)

Najlepsze, najgłośniejsze role Jerzego Stuhra to kreacje u Andrzeja Wajdy. Nimi zapisał się w historii polskiego teatru, to one ukształtowały jego sceniczny wizerunek – mówi PAP prof. Beata Guczalska, badaczka teatru, autorka książek m.in. o krakowskich aktorach.

Polska Agencja Prasowa: Jerzy Stuhr w 1970 r. ukończył polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Następnie – po studiach w krakowskiej PWST – rozpoczął pracę w Starym Teatrze, z którym współpracował blisko 30 lat. Na krakowskiej scenie zagrał wybitne role w przedstawieniach Andrzeja Wajdy, Konrada Swinarskiego, Jerzego Jarockiego i Jerzego Grzegorzewskiego. 

Beata Guczalska: Jerzy Stuhr miał wyjątkowe szczęście, ponieważ do Starego Teatru został przyjęty w roku 1972 za sprawą Jerzego Jarockiego, który był jego pedagogiem w krakowskiej szkole teatralnej. Dzięki Jarockiemu edukacja teatralna Stuhra została też skrócona, bo został przeniesiony na wyższy rok. Uznał, że jest on dojrzałym młodym aktorem i właściwie może już kończyć szkołę. 

Do zespołu Starego Teatru dołączył w momencie, w którym pracowała w nim trójka wybitnych artystów, czyli Jarocki, Swinarski i Andrzej Wajda. Zaraz po otrzymaniu angażu dostał się do obsady „Dziadów”, gdzie grał bardzo ważną rolę Belzebuba. To była postać stworzona przez Swinarskiego z kilku postaci duchów, które pojawiają się w celi Konrada. Ów Belzebub w scenach u Senatora był lokajem, a potem kimś w rodzaju mistrza ceremonii. Uosabiał zło i demoniczne siły. Stuhr zagrał tę rolę świetnie. 

Później miał grać w słynnym, niedokończonym z powodu tragicznej śmierci Swinarskiego „Hamlecie”. Postać Horacego, przyjaciela księcia Danii, została przez reżysera zinterpretowana odmiennie od ujęć tradycyjnych i Stuhr doskonale wyczuwał tę koncepcję. Równocześnie grywał u Jarockiego, np. w jego „Procesie” wg Kafki, w którym kreował Studenta. W „Wiśniowym sadzie” zagrał lokaja Jaszę. 

Niemniej jednak jego najlepsze, najgłośniejsze role to były kreacje w spektaklach Andrzeja Wajdy. Nimi zapisał się w historii polskiego teatru, bo to przedstawienia Wajdy ukształtowały jego sceniczny wizerunek. Pierwszą dużą rolę u tego reżysera powierzono mu niejako w zastępstwie za Wojciecha Pszoniaka. Wajda wyreżyserował w Starym Teatrze w 1971 r. słynne „Biesy”, w których dwie genialne role grali Jan Nowicki jako Stawrogin i właśnie Wojciech Pszoniak jako Piotr Wierchowieński. I kiedy Pszoniak odszedł do Warszawy, Wajda tę rolę powierzył Stuhrowi. Te „Biesy” w nowej obsadzie grane były jeszcze długie lata, jeżdżono z nimi po świecie. 

Kolejną rolą u Wajdy był Piotr Wysocki w legendarnej „Nocy listopadowej”, którą zarejestrowano jako spektakl Teatru Telewizji. Postacią zapamiętaną przez widzów i krytykę teatralną był inteligent AA w „Emigrantach” Mrożka. To było przedstawienie z 1976 r., wystawione na Scenie Kameralnej, w którym Stuhr z Jerzym Bińczyckim w roli XX stworzyli pamiętny duet. Później Stuhr zagrał jeszcze u Wajdy np. Fikalskiego w „Z biegiem lat, z biegiem dni…”. I wreszcie pojawiła się niezwykle odważna decyzja Wajdy, by w 1981 r. powierzyć mu rolę Hamleta, który powstawał kilka lat po tym niespełnionym „Hamlecie” Swinarskiego i musiał być inny od tego, co z prób zapamiętali aktorzy. 

No i rola, z którą Jerzy Stuhr i partnerujący mu Jerzy Radziwiłowicz (Raskolnikow) objechali cały świat, czyli sędzia Porfiry Pietrowicz w „Zbrodni i karze” z roku 1984. Na szczęście ten spektakl zarejestrowano i możemy go oglądać do dziś. 

Dzięki postaciom zagranym w przedstawieniach Wajdy dostrzec można było skalę talentu Stuhra. Piotr Wierchowieński wymagał wysiłku fizycznego, ale także ogromnej ekspresywności; aktorstwa mieniącego się ruchem, błyskotliwością, zagarniającego całą scenę. A jednocześnie to była rola ukazująca człowieka pozbawionego moralności. Nawet więcej – kogoś, kto reprezentuje historię, która ma nadejść, a jest absolutnie cyniczna. Jej uczestnicy będą się kierować wyłącznie efektem politycznych działań, nawet za cenę życia kogoś bliskiego. Z drugiej strony zaistniała postać Piotra Wysockiego w widowisku właściwie muzycznym, jakim była „Noc listopadowa” – żarliwego młodego człowieka, patrioty; swoisty prototyp powstańca z naszej historii. Zupełnie inna w wyrazie emocjonalnym, w stosowanych środkach aktorskich. Stuhr objawił wtedy kompletnie inną twarz. 

Jeszcze inny wizerunek aktorski, potem mocno związany z kinem moralnego niepokoju, aktor pokazał w „Emigrantach”. Jako AA środkami ściszonymi, dyskretnymi jak na siebie pokazał tego polskiego inteligenta na emigracji, który wali głową w mur i jest absolutnie bezsilny wobec argumentów prostaka, który wyjechał tylko po to, żeby zarobić. Z kolei Fikalski to rola komediowa, która mogła się kojarzyć choćby z „Wodzirejem” Feliksa Falka. A po niej Hamlet. Jak pisano, to był „Hamlet z drzwi obok”. Był postacią bliską nam, kimś zwyczajnym. Nie miał rysów uwznioślonego bohatera z teatralnej tradycji grania tej postaci. 

PAP: W drugiej części swojego życia artystycznego Jerzy Stuhr sam zaczął reżyserować, zresztą z sukcesami, spektakle teatralne i filmy. Jednak widzowie zapamiętali go przede wszystkim dzięki kreacjom w filmach Feliksa Falka, Krzysztofa Kieślowskiego, Andrzeja Wajdy, Juliusza Machulskiego, Krzysztofa Zanussiego i Radosława Piwowarskiego. Czym wyróżniało się jego aktorstwo filmowe? 

B.G.: Umiejętnością zbliżenia się do ludzi, do zwykłego życia, jakie prowadzili ówcześni obywatele. Stuhr umiał się wyrzec nimbu aktorstwa, lokowania się powyżej odbiorcy. Autorzy kina moralnego niepokoju dążyli do tego, żeby pokazać życie Polaków, którzy mają dylematy moralne, egzystencjalne, miłosne, zawodowe etc. To mieli być zwykli ludzie, a nie bohaterowie z przeszłości. Dlatego unikano maniery teatralnej i patosu. Takich bliskich nam ludzi Jerzy Stuhr potrafił genialnie uchwycić i pokazać na ekranie. Był blisko swoich bohaterów, ale także blisko swoich widzów. 

Jego aktorstwo filmowe, dialogi, które wypowiadał, świadczyły o tym, że był aktorem niezwykle reaktywnym, tzn. umiał zbierać wszystkie impulsy i od razu je twórczo przetwarzać. Najlepszym dowodem jest to, że w wielu filmach kina moralnego niepokoju był także autorem dialogów. Podpowiadał reżyserom, jakie słowa w danym momencie powinny paść przed kamerą. Miał taką rozwibrowaną wręcz kreatywność, pomysły wyczulone na realia codzienności. Można powiedzieć, że był czułym medium rzeczywistości PRL-u. 

PAP: Stuhr miał wieloletnie związki z teatrami włoskimi i tamtejszym kinem. Zagrał w filmach Nanniego Morettiego, uczył systemu Stanisławskiego włoskich studentów, grywał przedstawienia po włosku. Skąd wziął się ten jego śródziemnomorski romans? 

B.G.: Był rok 1980, wybuchła epoka „Solidarności” i kraje zachodnie zaczęły się interesować Polską. W polskim teatrze pracował wówczas włoski reżyser Giovanni Pampiglione, który ukończył studia w PWST w Warszawie. Był zafascynowany kulturą i literaturą polską i przez lata stanowił pomost pomiędzy kulturami włoską i polską. 

Pampiglione zaprosił grupę aktorów do Włoch po to, żeby zrealizować „Onych” Witkacego i spopularyzować jego twórczość. Można powiedzieć, że tak to się zaczęło. Najpierw Stuhr grał we Włoszech w przedstawieniach reżyserowanych przez Pampiglionego – „Onych”, „Rzeźni” Mrożka. A jako że był ambitny i uzdolniony językowo, zaczął się uczyć włoskiego. Szybko stał się aktorem, który mógł grać w tym języku, co stanowiło jego wielki atut. A ponieważ miał kontakty ze środowiskiem teatralnym, ze szkołami aktorskimi we Włoszech i kinem włoskim – to zagrał w filmach Nanniego Morettiego, zaczął także reżyserować po włosku i uczyć aktorstwa. Po latach wystawiał już nie tylko polską dramaturgię, ale też np. w 1997 r. na festiwalu w Palermo zagrał jedną z dwóch głównych ról w „Ashes to Ashes”, czyli „Z prochu powstałeś” późniejszego noblisty Harolda Pintera w reżyserii samego autora. 

Nawiązał współpracę ze szkołą aktorską w Bolonii. Podtrzymywał kontakty z festiwalami teatralnymi w Palermo i Spoleto. Słowem, stał się ambasadorem polskiego teatru i polskiej kultury we Włoszech. 

PAP: Właściwie przez całe życie zawodowe Jerzy Stuhr był związany z krakowską Państwową Wyższą Szkołą Teatralną (obecnie Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego). Był wykładowcą i dwukrotnie – w latach 1990-96 i 2002-08 – rektorem tej uczelni. Jakie wywarł piętno na krakowskiej szkole i pokoleniach swoich studentów? 

B.G.: To duży temat i spory obszar jego działalności. Zaczynał bodaj w 1974 r. jako asystent, od 1976 r. był pełnoprawnym wykładowcą. Rzeczy, które zrobił i załatwił dla uczelni w Krakowie, jest tak wiele, że nie wiadomo, od czego zacząć. 

Powiem o dwóch. Zapisał się jako rektor, którym był przez cztery kadencje (dwa razy po dwie kadencje). Pierwszy raz został rektorem w 1990 r., kiedy rozpoczynał działalność rząd Tadeusza Mazowieckiego. Wówczas PWST w Krakowie z wielkim trudem wznosiła swoją siedzibę. I to, że obecnie mamy wspaniały budynek przy ul. Straszewskiego 22, świetnie wyposażony, że mamy wspaniałą salę teatralną – to efekt trudów podjętych jeszcze przez rektora Jerzego Trelę, ale kontynuowanych przez sześć lat przez rektora Jerzego Stuhra. To była właściwie treść tych dwóch pierwszych jego kadencji – wieczna walka o realizację kolejnych etapów budowy. 

Druga rzecz to zamiejscowy Wydział Teatru Tańca w Bytomiu. Bo to właśnie Jerzy Stuhr wymyślił, że trzeba kształcić aktora, który przy okazji będzie umiał tańczyć, lub odwrotnie – że należy uczyć tancerzy, którzy będą także umieli grać na scenie. Wydział w Bytomiu funkcjonuje już od kilkunastu lat. 

Wiele energii i uwagi Stuhr poświęcił nauczaniu teatru klasycznego, gry aktorskiej, pracy z kamerą. Wykładał i prowadził zajęcia z wielu przedmiotów, ale też reżyserował spektakle dyplomowe – zagrało w nich wielu studentów, którzy dziś są wielkimi aktorami. Wprowadzał ich do teatru i promował. Pomagał im profilować swój wizerunek sceniczny, odkrywać potencjał artystyczny. Myślę, że był wyjątkowym pedagogiem, który wierzył w studentów i dzielił się z nimi swoją wiedzą. 

PAP: Jakie elementy złożyły się na fenomen artystyczny Jerzego Stuhra? 

B.G.: Wszechstronność twórcza Jerzego Stuhra była czymś absolutnie niespotykanym. Jest postrzegany jako wybitny aktor o niezwykle szerokiej skali kreowanych wizerunków. Część ludzi zna go przede wszystkim jako aktora komediowego – z „Seksmisji”, „Kilera”, z innych filmów Juliusza Machulskiego. Ale przecież w kinie moralnego niepokoju i we własnych filmach, które kontynuowały ten nurt polskiej kinematografii, grywał role kompletnie inne. Psychologiczne, poważne, zupełnie nie używał komediowych środków, jakimi podbił serca publiczności. 

Warto podkreślić, że był aktorem i reżyserem działającym także poza Polską. Autorem scenariuszy. Pedagogiem aktorów, ale i reżyserów. No i wreszcie był też autorem książek o swoim zawodzie i przygodach artystycznych. Nie zapominajmy o dubbingu i rolach w słuchowiskach Teatru Polskiego Radia. 

Myślę, że Jerzy Stuhr był człowiekiem, który tworzył sztukę w bardzo różnej postaci. Kreował opowieści, narracje, wymyślał historie, sam je reżyserował. Zdobywał środki na kolejne realizacje, sam w nich grał. Ale też hojnie dzielił się swoim doświadczeniem i wiedzą ze studentami, z adeptami teatralnych rzemiosł. 

Był postacią niezwykłą z uwagi na szerokość horyzontów intelektualnych i rozpiętość talentów. Miał też rzadką cechę w naszym środowisku kulturalnym – nie gardził żadną formą sztuki. Nie traktował gatunków sztuki z góry. Nie odrzucał propozycji dlatego, że to tylko komedia lub tylko bajka dla dzieci. Używał swojego talentu absolutnie egalitarnie. 

Nie tworzył barier. Potrafił docierać do bardzo różnych grup odbiorców. Nie czuł wyższości nawet wobec tych, którzy lubią tzw. grube dowcipy.

Exit mobile version