Le Pen oskarżyła Macrona o „administracyjny zamach stanu”

Fot. Zdjęcia PAP

Fot. Zdjęcia PAP

Liderka francuskiej skrajnej prawicy Marine Le Pen oskarżyła prezydenta Emmanuela Macrona o „administracyjny zamach stanu” po dokonanych przez niego nominacjach na stanowiska państwowe. Macron przeprowadził je przed wyborami do parlamentu, w których faworytem jest partia Le Pen.

– To forma administracyjnego zamachu stanu

– powiedziała Le Pen we wtorek (2 lipca).

Wyraziła przypuszczenie, że Macron wprowadza na stanowiska ludzi, którzy mieliby „przeszkadzać w możliwości prowadzenia polityki, jakiej Francuzi pragną”. Zapewniła, że jeśli jej partia – skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe – dojdzie do władzy, to powróci do tych nominacji, „aby móc rządzić”. 

Zapewniła, że RN „jest gotowa do rządów” i potwierdziła, że obecny szef partii Jordan Bardella obejmie stanowisko premiera tylko wtedy, gdy ugrupowanie to zyska większość bezwzględną w parlamencie. Wyraziła nadzieję, że tak się stanie. Jak wskazała w pierwszej turze wyborów 30 czerwca kandydaci RN prowadzili w 258 okręgach wyborczych, a 39 (w tym sama Le Pen) zostało wybranych już tej pierwszej turze. 

– Naturalnie, że ta większość bezwzględna jest do osiągnięcia

– powiedziała Le Pen. Do większości bezwzględnej potrzebnych jest 289 mandatów w 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym, niższej izbie parlamentu. 

Jak dodała Le Pen, jeśli po drugiej turze wyborów jej partia będzie bliska takiej większości – np. uzyska 270 mandatów – to będzie poszukiwała sojuszników, którzy będą gotowi z nią współpracować. Wyjaśniła, że chciałaby przekonać „różnych deputowanych z prawicy” i niektórych parlamentarzystów z partii Republikanie, którzy w przeszłości mieli zbieżne z nimi opinie. 

Jak podał we wtorek dziennik „Le Monde”, 26 czerwca na ostatnim posiedzeniu Rady Ministrów przed pierwszą turą wyborów dokonano licznych nominacji w armii, policji, dyplomacji i nauce. Wyznaczono m.in. nowego gubernatora wojskowego Paryża, szefa sztabu sił powietrznych, dyrektora ds. Unii Europejskiej w MSZ i trzech ambasadorów. 

Druga tura wyborów parlamentarnych we Francji odbędzie się 7 lipca.

 „Le Monde”: Macron obsadza stanowiska szykując się na kohabitację z RN

Prezydent Francji Emmanuel Macron dokonuje nominacji na istotne stanowiska, przygotowując się w ten sposób do wygranej skrajnej prawicy i współrządzenia z premierem wywodzącym się ze Zjednoczenia Narodowego (RN) – podał we wtorkowym wydaniu dziennik „Le Monde”.

W szczególności, gazeta zwraca uwagę na wypowiedź prezydenta na temat nominacji francuskiego komisarza do przyszłej Komisji Europejskiej oraz na decyzje kadrowe podjęte 26 czerwca, tuż przed pierwszą turą wyborów, która odbyła się 30 czerwca. 

Macron powiedział, że chciałby, by w KE zasiadł ponownie Thierry Breton, ponieważ ma on niezbędne kwalifikacje i doświadczenie. Ta pospieszna deklaracja, na kilka dni przed pierwszą turą wyborów parlamentarnych „jest sposobem na przejęcie stanowiska, które ma wielkie znaczenie dla Francji” – powiedział „Le Monde” jeden z byłych ministrów ds. europejskich. Liderka skrajnej prawicy Marine Le Pen skrytykowała ten krok i zapowiedziała, że jeśli szef RN Jordan Bardella zostanie premierem, to sprzeciwi się nominacji Bretona. 

Według „Le Monde” Macron podjął kuluarowe działania, aby jego były doradca ds. europejskich Alexandre Adam znalazł się w gabinecie szefowej KE Ursuli von der Leyen. 

Również „na scenie krajowej Macron mianuje na stanowiska swoich ludzi” – relacjonuje „Le Monde”. 26 czerwca na ostatnim posiedzeniu Rady Ministrów dokonano licznych nominacji w armii, policji, dyplomacji i nauce. Zatem jeszcze przed drugą turą trwa „próba sił” między prezydentem i przywództwem RN – podkreśla „Le Monde”. 

„W przypadku przeważającego zwycięstwa RN Emmanuel Macron będzie mocno osłabiony. Pozbawiony zostanie znacznej części wsparcia w Zgromadzeniu Narodowym (niższej izbie parlamentu), kanałów informacji, którymi dysponuje urząd premiera (oprócz służb wywiadowczych). Nie będzie też mógł stanąć do wyborów w 2027 roku”, bo kończy się wówczas jego druga kadencja – podkreśla „Le Monde”.

Czytaj także:

Exit mobile version