Minister zdrowia o proteście pielęgniarek: nie wybieram się przed Sejm

PAP/Paweł Supernak

PAP/Paweł Supernak

Minister zdrowia o proteście pielęgniarek: nie wybieram się przed Sejm

Minister zdrowia Izabela Leszczyna zapowiedziała, że nie wybierze się w czwartek (6 czerwca) przed Sejm na protest pielęgniarek i przyznała, że nie bardzo go rozumie. „Rozmawiamy ze środowiskiem, jest przypływ chętnych do zawodu, pensje rosną” – zaznaczyła.

Szefowa MZ była pytana na konferencji prasowej w Warszawie o czwartkowy protest pielęgniarek i położnych. Wydarzenie zorganizowano w południe przy pomniku Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego. Organizatorki zapowiadały, że przed Sejmem stanie armia tekturowych pielęgniarek. 

– Protest w formie happeningu ma zwrócić uwagę na braki kadrowe pielęgniarek w publicznym systemie ochrony zdrowia i bezczynność polityków w tym zakresie

– wskazują organizatorzy.

Przekonują, że sytuacja jest krytyczna, bo np. w województwie lubuskim przypadają 4 pielęgniarki na 1000 mieszkańców (dla porównania w Niemczech jest to 13 pielęgniarek na 1000 mieszkańców). 

Minister zdrowia, odnosząc się do inicjatywy, stwierdziła, że „są trudności, pielęgniarek jest za mało, ale nie obawia się o przyszłość”. 

– Wydaje mi się, że o przypływ do tego zawodu, w związku z tym, że wynagrodzenia pielęgniarek ciągle rosną, nie powinniśmy się chyba obawiać

– dodała. 

Leszczyna pytana, czy wybiera się na protest, zaznaczyła, że „rozmawia z pielęgniarkami, bardzo, bardzo często”.

– Dzisiaj pod Sejm się nie wybieram, ale też nie bardzo rozumiem ten protest

– powiedziała. 

– My z pielęgniarkami cały czas rozmawiamy, od pierwszego lipca wzrosną wynagrodzenia pielęgniarek i tak, jak powiedziałam, one nie są niskie, w stosunku do zarobków nauczycieli, powiedziałabym, że sa bardzo dobre

– dodała.

Pielęgniarki i położne: oczekujemy przestrzegania minimalnych norm zatrudnienia

Oczekujemy przestrzegania minimalnych norm zatrudnienia i eliminowania z systemu patologii w postaci jednoosobowych dyżurów obsad pielęgniarskich w placówkach ochrony zdrowia – zaapelowały pielęgniarki i położne podczas protestem przed Sejmem. Ostrzegły, że brak personelu będzie oznaczał zamykanie szpitali.

W czwartek (6 czerwca) przed Sejmem odbył się protest pielęgniarek i położnych pt. „Polityka tworzy armię pielęgniarek z tektury”, który miał formę happeningu. Jego celem było zwrócenie uwagi na braki kadrowe pielęgniarek w publicznym systemie ochrony zdrowia i bezczynność polityków w tym zakresie. 

W związku z przedłużającymi się pracami nad obywatelskim projektem ustawy dot. wynagrodzeń pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, pielęgniarki i położne po raz kolejny skierowały w czwartek list do premiera Donalda Tuska, minister zdrowia Izabeli Leszczyny oraz marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Zaapelowały w nim o rzeczywiste podjęcie dialogu i prac nad projektem. 

– Obecne prawodawstwo pozwala na degradowanie pielęgniarek z tytułem magistra i specjalizacją oraz wprowadzać je do niższych grup wyłącznie ze względów ekonomicznych. W związku z tym, wiele z nich ponownie zwraca się do izb o wydanie zaświadczenia na wykonywanie zawodu poza granicami Polski, czyli w UE

– powiedziała w czasie protestu przed Sejmem przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Krystyna Ptok. 

Według danych Instytut Zdrowia Publicznego, Uniwersytetu Jagiellońskiego w 72 proc. polskich szpitali brakuje pielęgniarek.

– 30 proc. pielęgniarek zarejestrowanych w Centralnym Rejestrze Pielęgniarek i Położnych pracuje poza publicznym systemem w prywatnej opiece zdrowia, coraz częściej także w medycynie estetycznej

– zwróciła uwagę Ptok. 

Przypomniała, że „w kraju jest średnio 5-6 pielęgniarek na 1000 mieszkańców”.

– Najtrudniejsza sytuacja jest w województwie lubuskim, gdzie na 1000 mieszkańców przypada zaledwie 4 pielęgniarki

– przekazano w czasie protestu.

Zwrócono uwagę, że „w Unii Europejskiej jest 9,3 pielęgniarki na tysiąc mieszkańców, a w Niemczech jest nawet 13 pielęgniarek na 1000 mieszkańców.

– Nawet w Czechach jest 9,4 na 1000 mieszkańców

– wskazała Ptok. 

Wiceprezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych dr Ewa Molke zwróciła uwagę, w Polsce mimo kształcenia nowych roczników nie ma zastępowalności pokoleń.

– Okręgowe Izby Pielęgniarek i Położnych wydały w ubiegłym roku 8,5 tys. praw do wykonywani zawodu, ale to jest wciąż zbyt mało, ponieważ dużo pielęgniarek osiąga wiek emerytalny. Obecnie różnica między absolwentami a osobami, które osiągają wiek emerytalny wynosi 3 tysiące pielęgniarek, a 2030 r. to będzie ponad 4,5 tysięcy

– wskazała Molke. 

Zaznaczyła, że „niezbędne jest przestrzeganie minimalnych norm zatrudnienia i eliminowanie z systemu patologii w postaci jednoosobowych dyżurów obsad pielęgniarskich w placówkach ochrony zdrowia”.

– Chcemy, żeby miały możliwość wzięcia urlopu nad podratowanie zdrowia, aby mogły dłużej pracować w systemie, ponieważ ok. 30 proc. przekroczyło już 60. rok życia, a tylko co szósta ma mniej niż 40 lat

– powiedziała Molke. 

Zwróciła uwagę, że „w Polsce średni wiek praktykującej pielęgniarki wynosi ponad 54 lata, a prawie co trzecia pielęgniarka i położna ma 51-60 lat”. Ostrzegła, że „średni wiek pielęgniarek będzie rósł średnio o pół roku w każdym roku. To oznacza, że w 2030 r. średnie wiek pielęgniarek wyniesie ponad 57 a położnych blisko 54 lata. 

Zaapelowała o wsparcie dla pielęgniarek w postaci mentoringu prowadzonego przez doświadczone pielęgniarki, opieki psychologicznej, możliwości szkoleń. 

Mariola Semik, przewodnicząca regionu świętokrzyskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, zwróciła uwagę, że w czasie pandemii COVID-19 pozwolono położnym pracować na wszystkich oddziałach szpitalnych, tymczasem obecnie, mimo dużych braków kadrowych pielęgniarek, nie mają takich możliwości.

– Z powodu coraz mniejszej liczby urodzeń w wielu województwach zamyka się w szpitalach oddziały położniczo-ginekologiczne, co powoduje, że położne pozostają bez pracy, bądź proponuje im się stanowisko magazyniera czy pomocy medycznej, które są najniżej zaszeregowane

– powiedziała Semik. 

Według prognoz do 2030 roku 65 proc. obecnie zatrudnionych pielęgniarek i 60 proc. położnych będzie w wieku uprawniającym do świadczeń emerytalnych.– powiedziała Ptok Łącznie w latach 2023-2030 w systemie będzie brakowało ponad 26 tys. osób, co oznacza, że w skali kraju będzie trzeba zamknąć 50 szpitali. 

W ramach happeningu postawiono kilkadziesiąt tekturowych pielęgniarek. 

Sejm 29 listopada 2023 r. skierował projekt przygotowany m.in. przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych do dalszych prac w komisjach zdrowia i finansów publicznych. Komisje powołały podkomisję do zajęcia się zmianami. 

Projekt nowelizacji ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych wraz z podpisami popierających go obywateli złożono w Sejmie w poprzedniej kadencji – w maju 2023 r. a pierwsze czytanie przeprowadzono w lipcu i skierowano do komisji sejmowych. Inicjatywy obywatelskie nie są objęte zasadą dyskontynuacji, dlatego projekt ponownie wszedł pod obrady Sejmu nowej kadencji. 

Pielęgniarki chcą systemu wynagradzania uwzgledniającego realnie posiadane kwalifikacje i wiedzę wynikającą z doświadczenia oraz minimalizującą różnice w wynagrodzeniach. 

Proponowana zmiana dotyczy podwyższenia współczynnika pracy dla czterech z dziesięciu grup zawodowych. Nowelizacja ma zmniejszyć dysproporcje pomiędzy gwarantowanymi najniższymi wynagrodzeniami zasadniczymi pracowników należących do grupy stażystów, lekarzy i lekarzy dentystów bez specjalizacji oraz grupy pozostałych zawodów medycznych związanych bezpośrednio z udzielaniem świadczeń zdrowotnych. 

Zgodnie z obowiązującymi dziś przepisami podstawą ustalenia współczynnika pracy na danym stanowisku jest wymagane wykształcenie lub specjalizacja. Jednocześnie ustalanie poziomów najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników medycznych i pracowników działalności podstawowej ma następować tylko raz w roku, w stałej dacie – 1 lipca każdego roku kalendarzowego. 

– W praktyce pracownicy uzyskują wyższe poziomy wykształcenia i kwalifikacji systematycznie w sposób ciągły przez cały rok. Pracownicy mogą przedłożyć podmiotom leczniczym dokumenty potwierdzające zakończenie kształcenia i podniesienie kwalifikacji dopiero po ich formalnym odebraniu od podmiotów kształcących i często nie jest to możliwe do wykonania bezpośrednio przed 1 lipca danego roku. Z kolei pracodawca nie jest zobowiązany do uwzględnienia w wynagrodzeniu pracownika tego, że w związku z nabyciem wyższych kwalifikacji został zaliczony do grupy zawodowej o wyższym współczynniku pracy określonym w załączniku do ustawy, a przecież podmioty lecznicze od razu korzystają z nowych umiejętności i podniesionych kwalifikacji pracowników

– wskazano w uzasadnieniu do projektu.

Exit mobile version