Jak informuje pismo samorządu terytorialnego „Wspólnota” województwo lubuskie ma jedną z najdroższych administrację, spośród wszystkich urzędów marszałkowskich. Sprawę jako pierwsza opisała Gazeta Lubuska.
Najwyższe w Polsce koszty administracji
„Wspólnota” już po raz drugi opublikowała ranking wydatków na administrację. Największe różnice widoczne są w wydatkach na przykład między Wielkopolską a Lubuskiem. Wynoszą one aż 79 zł. Wydatki na administrację na jednego mieszkańca to 134,31 zł. Natomiast w Wielkopolsce to 55,26 zł. Ponad 60 zł na Dolnym Śląsku i 61,5 zł w Pomorskiem. W mniejszym województwie opolskim koszty kształtują się na poziomie 91,63 zł.
– W urzędzie mamy całą masę dyrektorów i rozbudowaną administrację
– zauważa radny PiS Marek Surmacz, który zauważa, że trzeba zmniejszyć koszty administracji co najmniej o 1/3. – I tak się stanie gdy w 2024 roku Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory w województwie lubuskim.
Gazeta cytuje też Aleksandrę Mrozek z Samorządowego Lubuskiego, która zauważa, że mamy przyrost administracji na stanowiskach kierowniczych które w przeciwieństwie do merytorycznych są dobrze płatne.
Sowite dodatki i pensje dyrektorskie
W urzędzie jest aż 57 dyrektorów i ich zastępców zdecydowanej większości są to ludzie zadania partyjnego, którzy otrzymują sowite konfitury za swoją wierność partii.
Dwutygodnik „Wspólnota” przypomina również o dodatkach specjalnych, na które przeznaczono kwotę niemal 2 750 000 zł. Ponad 1 500 000 zł z tego trafiło na kąta kadry kierowniczej Urzędu Marszałkowskiego.
Recepta na sukces
Autorzy raportu o kosztach administracji publicznej w województwach zapytali samorządowców różnych szczebli o wskazanie elementów, które gwarantują sukces polityki kadrowej w urzędach przy jednoczesnym zachowaniu zdrowej dyscypliny finansowej.
Zdaniem radnego Marka Surmacza po przegranych przez opozycję wyborach jesienią tego roku, liczba chętnych do obsługi w PO-komunistycznej samopomocy, kosztem podatników, będzie jeszcze większa.
– Samorządy będą musiały przygotować się na oblężenie i zmienią się tak naprawdę w kolejne Urzędy Pracy dla politycznych kadr
– zauważa Surmacz.