80 lat temu, 29 maja 1943 r., w ruinach warszawskiego getta Niemcy rozstrzelali ok. 550 osób, głównie więźniów Pawiaka. Zwłoki polewano naftą i palono. „Choć była to największa egzekucja na terenie okupowanej Warszawy, nadal wiemy o niej zaskakująco niewiele” – powiedział PAP historyk z Biura Badań Historycznych IPN dr Paweł Kosiński.
„W sobotę 29 maja 1943 r. Niemcy wymordowali w ruinach getta ok. 550 osób. Była to największa egzekucja na terenie Warszawy wykonana przed wybuchem powstania w 1944 r. Przytłaczającą większość rozstrzelanych stanowili mężczyźni i kobiety osadzeni w więzieniu śledczym gestapo na Pawiaku. Oprócz nich kilkadziesiąt osób przywieziono na egzekucję z więzienia mokotowskiego przy ul. Rakowieckiej. Mimo stłumienia zrywu w getcie Niemcy nie czuli się w Warszawie pewniej. Według raportu gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera, przygotowanego dla gubernatora generalnego Hansa Franka, w kwietniu i maju doszło do niemal 300 napadów zbrojnych, w których wyniku zginęło wielu Niemców. Z perspektywy okupantów zaradzić temu miało nakręcanie spirali terroru” – powiedział PAP historyk z Biura Badań Historycznych IPN dr Paweł Kosiński.
Rozkazy wydawał brigadeführer SS Jürgen Stroop
Do pierwszej egzekucji więźniów Pawiaka na terenie getta doszło jeszcze w trakcie tłumienia powstania w 1943 r., gdy dowódcą SS i policji w dystrykcie warszawskim był brigadeführer SS Jürgen Stroop, było to 7 maja w ruinach domów przy nieparzystej stronie ul. Dzielnej. Rozstrzelano wówczas prawie stu więźniów. Warto przypomnieć, że Pawiak usytuowany przy ul. Dzielnej 24/26 znajdował się niemal naprzeciwko miejsca egzekucji. W następnych dniach więźniowie byli mordowani także w ruinach innych pobliskich kamienic.
„Warto zwrócić uwagę, że dla planujących dyskretne masowe egzekucje zbrodniarzy hitlerowskich teren getta miał szczególną wartość. Po pierwsze – był izolowany od reszty miasta stale dozorowanym murem granicznym. Po drugie – zniszczone i opustoszałe kwartały zabudowy getta stanowiły trudno dostępne gruzowisko. Po trzecie – zrujnowane getto jeszcze dłuższy czas po stłumieniu zrywu przeczesywały w poszukiwaniu nielicznych Żydów ukrywających się w bunkrach patrole dowodzonego przez mjr. Otto Bundkego III batalionu 23 pułku policji SS (SS-Polizei-Regiment 23). Poza tym egzekucje w pobliżu Pawiaka nie wymagały transportowania ofiar na duże odległości” – wyjaśnił.
„Choć egzekucja z 29 maja 1943 r. była największą na terenie okupowanej Warszawy, nadal wiemy o niej zaskakująco niewiele. Nie znamy ani pełnej listy ofiar, ani nazwisk morderców, ani wielu innych okoliczności tej zbrodni. Wśród znanych z nazwiska pomordowanych znaleźli się liczni cywilni i wojskowi konspiratorzy należący do Polskiego Państwa Podziemnego, jak również działacze komunistyczni z PPR oraz Gwardii Ludowej. Egzekucja trwała kilka godzin, przeprowadzono ją w godzinach przed- i wczesnopopołudniowych, a ciała ofiar zostały spalone” – tłumaczył dr Kosiński.
„Wygadali się, że transport ten w całości zlikwidowano w kilku punktach getta, a dla zatarcia śladów zwłoki pomordowanych spalono na stosach drzewa oblanych naftą. Parę dni czuć było na Pawiaku dym i swąd palących się ciał” – wspominał po wojnie Leon Wanat, były więzień i pracownik kancelarii przyjęć Pawiaka. Miał na myśli ukraińskich strażników, którzy przekazali informację o egzekucji polskim więźniom.
„Pawiak pomścimy”
Od wiosny 1943 r. konspiratorzy z Szarych Szeregów i innych organizacji podziemnych na murach stolicy malowali hasło „Pawiak pomścimy”.
„W 1943 r. wprowadzono tzw. Überführungi (transporty) do getta, już wyludnionego. Tam rozstrzeliwano więźniów w różnych punktach i zwłoki palono w stosach. Z cel więźniów zabierano wraz z całym ich bagażem w celu upozorowania przed pozostającymi więźniami, że nie idą na transport śmierci. Ubrania i cały bagaż więźniom zabierano. Überführungi były do miasta i na teren getta. Gdy więźniowie byli wiezieni na rozstrzelanie do miasta, zostawiano ich w spodniach i koszulach i nakładano szerokie opaski na oczy (stare szmaty, skarpetki). Więźniowie, których rozstrzeliwano w getcie, byli tylko w spodniach, często w kalesonach, bez butów. Wiązano ich parami. Nawet w tych ostatnich momentach, np. szykowania się, ładowania do aut, odbywało się to wszystko przy akompaniamencie wrzasków, ryków, bicia, poszturchiwania itp. Więźniów ładowano do pojazdów w pozycji klęczącej i wywożono partiami na teren getta […]. Nie wszystkie grupy więźniów wywożono autem gdzieś dalej na teren getta. Wiele egzekucji przeprowadzano w bramie domu na Dzielnej 25 i 27. Tam prowadzono ich w ubraniach, a grupy żydowskie czyściły miejsce kaźni, zabierały ubrania, które więźniowie musieli zdjąć przed egzekucją. Czasami rozstrzeliwano już w drodze do tego domu. Tuż po wyjściu z bramy więzienia strzelano w tył głowy. Po śmierci też zdzierano ubrania” – zeznawał 3 sierpnia 1946 r. w Łodzi Leon Wanat.
Egzekucje w ruinach getta przeprowadzano przy wspomnianej ul. Dzielnej 25 i 27, przy ul. Nowolipki 29, a także przy Zamenhofa. Na rozkaz Niemców zwłoki palili żydowscy więźniowie m.in. przy ul. Gęsiej i Pawiej.
Dla zastraszenia mieszkańców Warszawy od jesieni 1943 do zimy 1944 r. Niemcy nasili terror w niepokornym mieście. Nowy dowódca SS i policji w dystrykcie warszawskim SS-Brigadeführer Franz Kutschera nakazał publiczne wykonywanie egzekucji. Zbrodniarze hitlerowscy zaniechali tego okrutnego procederu dopiero po zgładzeniu Kutschery w udanym zamachu, wykonanym 1 lutego 1944 r. przez żołnierzy oddziału specjalnego Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej „Pegaz”.
„W ruinach getta Niemcy rozstrzeliwali więźniów aż do sierpnia 1944 r., czyli jeszcze w czasie Powstania Warszawskiego” – wskazał dr Kosiński. Ostatnia ze znanych nam egzekucji odbyła się tam 13 sierpnia 1944 r. W grupie ponad 40 zamordowanych był m.in. niezwykle utalentowany przedwojenny konstruktor lotniczy, a w czasie okupacji konspirator, który wniósł duży wkład w rozpoznanie niemieckiego ośrodka badań rakietowych w Peenemünde oraz rozpracowanie wywiadowcze pocisków rakietowych V-2, inż. Antoni Kocjan. Według relacji świadków był skatowany przez gestapowców tak brutalnie, że na miejsce rozstrzelania współwięźniowie nieśli go na noszach.