Tupanie nóżką

Tupanie nóżką Radio Zachód - Lubuskie

Pan Thomas Bagger ambasador Niemiec nie jest kimś, kto ma odwagę, aby wygłaszać swoje własne myśli. To funkcjonariusz państwa, w którym bezrefleksyjna karność w ścisłym wykonywaniu poleceń zwierzchnika uważana jest za cnotę rycerską. Niech nas nie myli tytuł dr przed nazwiskiem. Pan ambasador jak każdy niemiecki urzędnik, generał, dyplomata, profesor ma mentalność kaprala dla którego befehl ist befehl. Zatem cokolwiek by jako ambasador nie powiedział, ma to błogosławieństwo niemieckiego rządu. Alternatywa jaką Polakom oznajmił, że albo reparacje, albo przyjaźń, ma taki właśnie rządowy, oficjalny charakter. To, że wyjawił ją ambasador, a nie kanclerz, w przypadku tak praworządnego i zbiurokratyzowanego państwa, nie ma żadnego znaczenia. Na dnie tej oburzającej wypowiedzi są dwa ważne aspekty.

Pierwszym jest tradycyjna niemiecka bezczelność mająca swoje źródła w średniowiecznym przekonaniu Niemców, że są nosicielami cywilizacji, a Polacy to gorsza rasa, która trzeba „nawracać”. I cokolwiek by wrocławscy profesorowie za niemieckie pieniądze nie pisali o jasnych stronach relacji polsko-niemieckich, to swoisty „drang nach osten”, drzemie w podglebiu nieomal każdej relacji Polski z Niemcami. Najlepszym zresztą przykładem, o czym pisałem w cyklu tekstów poświęconych urządzaniu nam zachodniej Polski, przez niemiecki rząd, są plany „Super Regionu”, „Regionu Odry” i tym podobne pomysły.

Z tego właśnie nastawienia wynika przekonanie, że dla Polaków przyjaźń z Niemcami, warta jest Zachodu. Niemcy narzucają się nam z przyjaźnią jak onegdaj Sowieci. Mentalnie wierzą, że są tak dobrymi kandydatami na przyjaciół, że musimy się z nimi przyjaźnić. Nie bardzo rozumieją, że za niemieckie euro można kupić przyjaźń jedynie części Polaków. I to nie tych najbardziej mądrych.

Drugim aspektem wypowiedzi pana ambasadora, są jego geny. Otóż jego ojciec urodzony przed wojną w Braniewie, w styczniu 1945 roku uciekał wraz z rodzicami w popłochu przed przed Armią Czerwoną. Ta ucieczka na kilka pokoleń nauczyła Niemców szacunku do Rosji. I pan ambasador bez wątpienia jak cały jego rząd ów szacunek do Rosji przejawia. Niezależnie kto jest carem w Moskwie. Ale jako kontynuator polityki Hohenzollernów wobec Polski, i naśladowców pruskiego nastawienia z Republiki Weimarskiej i Trzeciej Rzeszy, obciążony tradycją nosicieli cywilizacji, nie może akceptować narodowych aspiracji Polaków. Naczytawszy się Clausewitza, wierzy jak i ten pruski „myśliciel”, że Polacy na swoje własne państwo nie zasługują. A zatem gdzieś w głębi serca wierzy, że Braniewem jak i całymi Prusami Wschodnimi winni zarządzać Niemcy, a nie Polacy. Bo to Niemcy są tam na swoim. Podobnie jak w Lubuskiem, w Gdańsku, Szczecinie i Wielkopolsce. Przecież tak dziadek, jak i tatuś mu to od dziecka do głowy kładli.

To, że Polska gospodarka mimo blokady unijnych środków, którymi dysponują wszak Niemcy, rozwija się i to bez niemieckiego wsparcia i błogosławieństwa, w głowie pana ambasadora pomieścić się nie może. Irytuje się zatem. I tak właśnie należy wystąpienie pana ambasadora sobie tłumaczyć. Jako kogoś, kto zirytowany tupie nóżką. Kanclerzowi Scholzowi nie wypada, odpyskować premierowi Morawieckiemu lub prezydentowi Dudzie, to wysługuje się panem ambasadorem i internetem.

fot.Pixabay

 

Exit mobile version