Niemcy planują rozwój Lubuskiego. Część 2. Plan Stolpego

Manfred Stolpe. Fot. Eilmeldung, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=383337

Manfred Stolpe. Fot. Eilmeldung, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=383337

Kontynuujemy temat niemieckich konceptów na rozwój Lubuskiego. Poprzednio omawialiśmy trzy pierwsze. Teraz pokrótce omówimy czwarty z nich, znany jako Plan Stolpego od nazwiska brandenburskiego premiera (1990-2002).


CZYTAJ TAKŻE: Niemcy planują rozwój Lubuskiego. Część 1.


Ten urodzony w Szczecinie w 1936 roku współpracownik Stasi, wyróżniony tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu w Szczecinie, a także Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczpospolitej oraz Odznaką Honorową za Zasługi dla Województwa Lubuskiego, jest w oczywisty sposób symbolem serwilistycznych relacji polsko-niemieckich.

„Żegnamy wielkiego człowieka” – takim nagłówkiem żegnał zmarłego w 2019 TVN. Inspirowany zapewne słowami obecnego szefa landowego rządu Brandenburgii Dietmara Woidke, który oświadczył: „Żegnamy wielkiego człowieka, który jak nikt inny ukształtował nasz młody kraj związkowy”

Pod maską ładnie brzmiących haseł o rozwoju zakładano dominację, zarówno rozwiązań planistycznych jak i kapitału niemieckiego.

„Koncepcja wspierania regionu Odry”, czyli Plan Stolpego

Jedną z „zasług” Stolpego jest plan dla Lubuskiego. W kwietniu 1991 roku opublikowano opracowany na zlecenie Senatu Berlina i Ministerstwa Finansów Rządu Brandenburgii przez dwie niemieckie spółki planistyczno-konsultingowe plan – „Koncepcja wspierania regionu Odry”, nazwany później Planem Stolpego. Był to czas kompletnej gospodarczej zapaści Brandenburgii, tuż po zjednoczeniu i exodusu mieszkańców dawnego NRD do zachodniej części Niemiec oraz konsumpcyjnego naporu polskiej klienteli na Berlin po zrujnowaniu polskiej gospodarki Planem Balcerowicza i rządami Mazowieckiego, a potem Bieleckiego. Plan Stolpego wychodził naprzeciw ówczesnym wyzwaniom, szczególnie wschodnioniemieckim.

Pod maską ładnie brzmiących haseł o rozwoju zakładano dominację, zarówno rozwiązań planistycznych jak i kapitału niemieckiego. Wśród deklaracji inwestycyjnego wsparcia istniejącego w regionie potencjału przemysłowego, znane z poprzednich planów nuty. A zatem rozwój infrastruktury drogowej, bez kolejowej i rzecznej. Konstatowano też niską jakość gleb, ale zakładano rozwój terenów wiejskich po obu stronach obarczonych wielkim bezrobociem po likwidacji państwowych gospodarstw rolnych. Chciano ograniczyć intensywne rolnictwo, a na jego miejscu rozwijać turystykę i zwiększać obszary ekologicznej ochrony.

Planowano rozbudowę przetwórstwa produktów żywnościowych (przetwórnie owoców i warzyw, mleczarnie, chłodnie). Przewidywano udzielenie pomocy polskiemu handlowi nadgranicznemu i udzielanie niewielkich kredytów na inwestycje poprawiające warunki sanitarne, na budowę restauracji, niewielkich hoteli i obiektów wypoczynkowych. Potencjalnymi odbiorcami oferty turystycznej mieli być Berlińczycy.

Plan przewidywał też utworzenie Parku Narodowego Dolnej Odry. Znaczne środki finansowe zamierzano przeznaczyć na ochronę środowiska. Aby przywrócić czystość wód w rzekach granicznych, zamierzano rozbudować lub zbudować oczyszczalnie ścieków, głównie po polskiej stronie granicy. Plan zatroszczył się także o gospodarkę odpadami, w owych latach z trudem wychodzącą z socjalistycznego lekceważenia norm ochrony środowiska. Zatem przewidywano, że składy odpadów zlokalizowane po stronie polskiej zajmą się ich utylizacją. A wszystko za niemieckie pieniądze.

W gąszczu rozmaitych progresywnych „bla-bla-bla„, przeczytać można o kooperacji obejmującej działalność naukową, polityczną i planach wspólnych programów badawczych, zamierzano popierać osiedlanie się na obszarze nadodrzańskim przedsiębiorców z Danii, Szwecji, Norwegii i Finlandii.

Była też koncepcja zbudowania po stronie niemieckiej sieci centrów handlowych dla Polaków (aby nie musieli jeździć do Berlina). We Frankfurcie nad Odrą miała powstać polsko-niemiecka spółka targowa, a miasto miało zostać zbudowane centrum handlowe o powierzchni 10-20 ha.

Nie zapomniano w planie o likwidacji starych nieefektywnych fabryk. Przewidywano stworzenie wysokorozwiniętego obszaru przemysłowego w okolicach Rothenburga. O tej lokalizacji decydowało sąsiedztwo dużego lotniska wojskowego, a przecież po polskiej było lotnisko w Szprotawie, Babimoście i Żaganiu.

Ale pomyślano za to o rozwoju rzemiosła. W tym celu polscy bezrobotni mieli szkolić się według niemieckich wzorów w Berlińskim Instytucie Zawodowym. Plan Stolpego przewidywał bowiem zwiększenie, zwłaszcza po polskiej stronie, liczby ośrodków rzemiosła artystycznego. Zamierzano przy tym wykorzystać na przykład polskie umiejętności i doświadczenia w konserwacji dzieł sztuki i obiektów architektonicznych. Planowano utworzenie niemiecko-polskiego centrum odnowy zabytków.

Nad wszystkim finansowo miał czuwać Niemiecko-Polski Bank Rozwoju z kapitałem niemiecko-polskim w stosunku 70:30, czyli i taką reprezentacją w radzie nadzorczej. Siedzibą banku miał zostać Berlin, prezesem obywatel Niemiec, a jednostką rozrachunkową marka niemiecka.

Chłodne przyjęcie Planu Stolpego w Polsce

Plan Stolpego spotkał się w Polsce z chłodnym przyjęciem, zarówno w sferach rządowych i prasie. Generalnie oceniono, że plan jest zbiorem życzeń gospodarczych, w większości nierealnych. Dominowały opinie, iż preferuje nowoczesny rozwój niemieckiej części obszaru nadodrzańskiego, a po stronie polskiej zakłada głównie stworzenie strefy wypoczynku i turystyki oraz ekologicznego rolnictwa.

Wydaje się, że premier Bielecki wiele robił, aby plan, choć w części był realizowany. W tym celu rozmawiał 20 lipca 1991 roku w Zielonej Górze z wojewodami oraz przedstawicielami władz samorządowych ze Szczecina, Gorzowa Wlkp., Zielonej Góry, Jeleniej Góry i Legnicy. Uczestnicy spotkania niemal zgodnie uznali, że Plan Stolpego z góry zakłada nieproporcjonalny podział przyszłych korzyści ekonomicznych. Zdaniem uczestników narady polska część regionu nadodrzańskiego stałaby się głównie miejscem skansenów, ośrodków turystycznych i parków narodowych, pozbawionym poważniejszego przemysłu. Wobec samorządowego oporu rząd z forsowania planu się wycofał.

W planie ważną rolę odgrywał Szczecin, ale ponieważ nie dotyczy to Lubuskiego, nie wspomniano o szczegółach w niniejszym tekście.

Stolpe dokonuje poprawek

Manfred Stolpe wobec takiego stanowiska zweryfikował wiele swoich propozycji i formułował kolejne propozycje. Jeszcze w 1995 oceniał plan jako zbiór niezłych pomysłów i miał Polsce za złe, że odebrała plan jako narzucone niemieckiego stanowiska.

Plan miał od początku, wśród lubuskich samorządowców, stygmat „załatwiania ponad naszymi głowami”.

To dobre podsumowanie kolejnej koncepcji „Drang nach Osten”, tym razem w retoryce pokojowej, a nie wojennej jak w historii bywało. Parcie na wschód w niemieckich umysłach trwało nadal i wkrótce pojawił się Plan Willersa, ale to temat na kolejny tekst.

Wracając do Planu Stolpego, to od samego początku istniała wśród samorządowców świadomość, istnienia niewerbalizowanych przez polityków planów realizowania rozwiązań mających służyć Berlinowi tak w sensie dosłownym, jak i symbolicznym. Berlin bowiem miał być beneficjentem planu, dzięki któremu jako nowa stolica Niemiec miał stać się metropolią o ponadgranicznym znaczeniu, składową, tak miłej niemieckiej klasie politycznej, koncepcji Mitteleuropa.

Plan miał od początku, wśród lubuskich samorządowców, stygmat „załatwiania ponad naszymi głowami”. Smaczku sprawie dodaje fakt, że Plan Stolpego nigdy nie został oficjalnie przetłumaczony na język polski i rząd nigdy go nie przedstawił publicznie.

Exit mobile version