Jestem za tym, aby Pani Marszałek Elżbiecie Annie Polak postawić słusznej wielkości marmurowy pomnik. Nie musi być z cararryjskiego marmuru, może być z Białej Marianny ze Stronia. To w Sudetach, a zatem niedaleko. A wszystko z powodu wielkich osiągnięć Pani Marszałek, które nie mogą pójść w zapomnienie. Pomnik ze zręcznie wykutą inskrypcją zabezpieczyłby ulotną pamięć przed destrukcyjnymi skłonnościami społecznej amnezji. Tym bardziej, że pisanie felietonów na temat tych osiągnięć nie gwarantuje nieśmiertelności godnej Herostratesa. Felieton jako forma niegodna sądowego pozwu, przenosi co prawda do wieczności, ale brak jej stygmatu powagi tak niezbędnej pomnikowi.
Obawiam się też, że liczni wrogowie, jakich ma w gronie swoich partyjnych towarzyszy, a może raczej partaigenossen, spowodują, że biografia Pani Marszałek Elżbiety Anny Polak raczej nie zostanie napisana. Bo nawet jeśliby jakiś przebranżowiony na urzędnika, były dziennikarz, których licznie skaperowała za niegodne ich talentów pieniądze do swojej „Naszej Lubuskiej”, zużyłby swój talent na takie dzieło, to znajdą się usłużni, którzy uniemożliwią proces wydawniczy. Z zazdrości.
Pomnik oczywiście nadnaturalnej wielkości, ale bez grandioznej przesady. Ot zwyczajne 20-30 metrów na niewielkim usypanym przez wiernych poddanych wzgórku. Ale nie większym jak 25 metrów. W koncepcji owego pagórka warto uwzględnić rodzime głazy narzutowe, pochodzenia skandynawskiego w gabarytach pasujących do osiągnięć Pani Marszałek, a więc niebłahych. Postać Pani Marszałek w greckiej zwiewnej długiej do ziemi tunice, udrapowanej w sposób sugerujący owiewanie przez wiatr historii. Z twarzą zwróconą ku Poczdamowi, ku zaprzysięgłym przyjaciołom, którzy wiernie przy niej stali w czas samorządowego mozołu i tak dzielnie ją wspierali w zmaganiach z wrażym pisowskim rządem w Warszawie. Wszak jej mottem jest Lubuskie warte Zachodu, więc dlaczego miała by patrzeć na Wschód.
Nie mam jeszcze pomysłu, na atrybuty jakie artysta rzeźbiarz miały jej umieścić w dłoniach. Sierp i młot wydają się oklepane, a flaszka i kieliszek nawiązujące do osiągnięć winiarskich mocno niejednoznaczne. Rtęć także odpada z racji prozaicznych trudności technicznych sprawianych przez ten płynny metal. Choć prawdę powiedziawszy pierwsze co mi przychodzi do głowy, to mikrofon z resztką urwanych kabli, jako symbol jej walki o wolne media. W tyle głowy też majaczy mi koncepcja, aby u jej stóp leżał pokonany Janusz Kubicki- prezydent, na którego piersi postać Pani Marszałek trzymałaby prawą stopę obutą w grecki klasyczny sandał. Wydaje się jednak, że byłoby to redukowanie wiekopomnych osiągnięć do jednostki, marnego w istocie formatu, w porównaniu z formatem Pani marszałek.
Miejscem godnym do dźwigania takiego zaszczytu jakim byłby pomnik, mogłaby być okolica nowej energetycznie pasywnej siedziby Jej Wysokości Marszałek Elżbiety Anny Polak. Tu mała uwaga, w okolicy pomnika powinno być zakazane używanie pojęć: pasywny, pasywne, pasywna. To stanowczo złe skojarzenia z Panią Marszałek. Tym bardziej, że niektórym może się wydać adekwatne. A tego trzeba unikać wznosząc pomnik.