Czwarta władza, dezinformacja, zniesławienia i cenzura

Fot. Pixabay

Fot. Pixabay

Na dobry początek przywołam taki oto „obrazek” (jeden z moich ulubionych) autorstwa Sławomira Mrożka, oszczędny w formie, gorzko dowcipny, poparty wiedzą i ponadczasowy.

Jeden człowiek leży, a drugi z wykrzywioną z nienawiści gębą, po nim skacze wrzeszcząc :”Ty nie wiesz jak ja cierpię!!!”. Urocze, prawda? A teraz „niech pierwszy rzuci kamieniem” ten kto czytając, oglądając, czy tez słysząc jakąś bezczelną infamię, humbug, szkodliwy idiotyzm, kłamstwo, dezinformację, rażące wulgaryzmy, zgorszenia, hucpę etc., etc. nie pomyślał choć przez chwilę o … cenzurze. Formie i idei wprawdzie skompromitowanej i nienawistnej (sic!), tępej, represywnej i tłamszącej (nomen, omen) wolność słowa w pamiętanym jeszcze przez wielu PRL-u, ale przecież w jakimś wymiarze wciąż jeszcze obecnej, a i o paradoksie koniecznej dla obrony wartości wyższych.

Te kwestie swoistej „obrony koniecznej” wszak, warto rozstrzygać skrupulatnie nie tylko we własnym sumieniu, ale też w wymiarze społecznym i prawnym. Nawet jeśli aktualna sytuacja i warunki  społeczno-kulturowe, w tym medialne, które o. prof. Jacek Salij OP. (kawaler Orła Białego, brawo prezydent A. Duda!) nazwał onegdaj zgrabnie i przenośnie „bajorem aksjologicznym”, mogą wywołać nielichą frustrację u każdego kierującego się stosowną wiedzą i dobrymi intencjami, ze stałym odniesieniem do wartości z prawdą (veritas) na czele.

O szczególnej odpowiedzialności w tej materii mediów wszelakich (łącznie z tzw. „społecznościowymi”) za pogłębianie podziałów, sianie dezinformacji bez oglądania się na fakty, czyli klasyczną prawdę, pisałem na tych łamach wielokrotnie, ergo nie będę się powtarzał.

Wspomnę jedynie, że podstawę prawną owego chaosu stanowi nie tylko modalna postawa wymiaru sprawiedliwości (delikatnie rzecz ujmując), ale też nieszczęsny artykuł 212. kodeksu karnego interpretowany nader dowolnie, niekiedy „contra legem”. Bo o etyce zarówno dziennikarskiej, jak sędziowskiej nawet wspominać nie warto, tym bardziej, że mało kto się nią dziś przejmuje.

Toteż nie dziwią, choć przecież niepokoją, liczne pozwy (zamiast polemik!) między mediami, jak i politykami, w szczególności zaś między politykami a mediami.

W tym ostatnim przypadku ciekawostkę regionalną stanowi kuriozalny pozew Marszałek Polak wobec dziennikarzy „Gazety Lubuskiej”, ale pozwolą Państwo, że pominę tu szczegóły, znane wszak naszym Czytelnikom, bowiem interesuje mnie swoisty dysonans wobec wartości konstytutywnej dla demokracji zwanej górnolotnie wolnością słowa.

Jeśli nawet hasła o „braku wolności i demokracji” wypowiadane obowiązkowo przez tzw. celebrytów („zidiociałych”- copyright by prof. Nalaskowski), kolportowane namiętnie i regularnie przez określone stabloidyzowane do cna media (TVN, Onet czy GW) stanowią pewien koloryt, a i dziwaczne wiece obwoźnej trupy „protestantów” w trakcie spotkań prezesa Kaczyńskiego, możemy uznać za swoistą realizację owej wolności, acz z nagminnym przekraczaniem norm nie tylko estetycznych.

Nota bene zjawiska te paradoksalnie wręcz zaprzeczają wspomnianym tezom o braku wolności, to już polityczne plany (zamiast programu?) delegalizacji, konfiskaty i penalizacji partii i członków rządzącej większości parlamentarnej(demokratycznie wybranej!) za słynnym „będziesz siedział” na czele, są nie tylko wyrazem frustracji, ale potraktowane poważnie (?) niebezpiecznie sterują w stronę anarchii.

Exit mobile version