O Konstytucji raz jeszcze

O Konstytucji raz jeszcze Radio Zachód - Lubuskie

Zatem po raz kolejny, ale pewnie nie ostatni, bowiem nasza(!) Ustawa Zasadnicza (nomen omen) ze względu na wielorakie konsekwencje ustrojowe, prawne, społeczne, gospodarcze i kulturowe, była, jest (a przynajmniej powinna) i będzie w centrum zainteresowania świadomych obywateli, a nade wszystko polityków i publicystów w RP. A znamienny poniekąd fakt, że tak nie jest ilustruje jedynie stan nieprawdopodobnego w tej materii zamieszania.

Brak poważnej debaty na temat koniecznych zmian w jej kształcie i treści, bo powszechna „pyskówka”, czy jak kto woli partyjna nawalanka, wszak debatą nie jest, nie wróży nic dobrego. I nawet najbliższe wybory, ze względu na brak perspektyw na jakąkolwiek konstytucyjną większość, nie przyniosą rozwiązań oczekiwanych przez świadomych obywateli, godnych państwa nowoczesnego, suwerennego (tak, tak) i praworządnego (sic!). A drażniący imposybilizm, to wynik owego politycznego pata, którego nie da się przełamać przy kompletnym braku politycznej woli do jakichkolwiek zmian, w szczególności tych , które krępują nas ustrojowo i prawnie.

Nie trzeba być ani politologiem, ani socjologiem, żeby wiedzieć, że szanse na jakąś większość konstytucyjną w przyszłym parlamencie są znikome, a totalność opozycji, intelektualnie kompromitująca, może być … zaraźliwa. Zaś przy całym sceptycyzmie wobec pojedynczych sondaży, to tzw. tendencje (polecam symulacje i analizy Marcina Palade), absolutnie na takowe rozwiązanie nie wskazują. Nawet jeśli całe tabuny domorosłych sofistów są w stanie udowodnić … wszystko, nawet wbrew faktom. A najbardziej niepokoi  w kontekście Konstytucji brak zdecydowanych w tej materii wypowiedzi konstytucjonalistów i prawdziwych prawnych ekspertów, bo różnej maści ekwilibrystów, jako się rzekło, nie brakuje.

Tu wyłania się elementarny i fundamentalny  zgoła standard, wśród europejskich państw (umownie rzecz ujmując) cywilizowanych, uznających zdecydowane pierwszeństwo własnych konstytucji nad tzw. prawodawstwem unijnym. Nota bene nie mającym jednolitego kształtu i brzmienia, za to dowolnie interpretowanego przez urzędników Komisji Europejskiej i przeróżne trybunały. Warto przypomnieć, że próba wprowadzenia jednolitej „konstytucji europejskiej” skończyła się przed laty totalną (nomen, omen) porażką. Nie przeszkadza to naszym rodzimym Europejczykom, którzy jeszcze do niedawna przy każdej okazji wymachiwali egzemplarzami Konstytucji (w większości nie zaglądając do środka), skandując jej nazwę, … zmienić zdanie w sprawie „o 360 stopni” (jak podpowiada klasyk) i uznać ją za wtórną wobec „praw europejskich”.

Jest wszak rzeczą oczywistą, że manipulowanie i dowolne reinterpretowanie zapisów Ustawy Zasadniczej RP jest wielce ryzykowne i niebezpieczne dla naszej państwowości. Przepraszam za ten patos, ale wydaje się , że precyzyjne określenie hierarchii źródeł prawa w RP, zakresu suwerenności, a nawet osławionej praworządności i np. ustroju sądownictwa jest możliwe i wręcz konieczne dla obywatelskiej wolności oraz pewności praw i obowiązków, w zmieniającej się rzeczywistości. Tyko tyle i aż tyle. A może się mylę?

 

fot.Pixabay

Exit mobile version