Veritas* znaczy prawda

Veritas* znaczy prawda Radio Zachód - Lubuskie

Dziś wyjątkowo zgoła nie będę Państwa od początku częstował metodologicznie oczywistymi dość definicjami (np. klasyczną) tytułowej prawdy, choć przecież od formalnych porządków hierarchii i kolejności jestem uzależniony nie od dziś. Co wszak tajemnicą dla moich wiernych PT Czytelników i Słuchaczy (pozdrawiam), nie jest. Za to zacytuję zgrabną i merytoryczną uwagę autorstwa abp. Fultona J. Sheena :”Prawda pozostaje prawdą, nawet jak nikt w nią nie wierzy, a błąd błędem nawet gdy wszyscy w niego wierzą”. Natomiast bł. ks. Jerzy ujmował rzecz całą prosto i ewangelicznie zarazem: ”Zgodność słów i czynów”. Wspomnienie obydwu tych duchownych w październiku ma również wobec zbliżającego się Dnia Zadusznego znaczenie szczególne , zarazem symboliczne i konkretne, koniecznościowe.

Jak więc te tchnące prostolinijną i zasadniczą wiarą w Prawdę słowa mają się do rzeczywistości  zarówno w wymiarze światowym, globalnym, jak europejskim, ale też  polskim, regionalnym i lokalnym pospołu? Trwająca od lat kulturalna wojna bowiem, dotycząca fundamentalnych rozstrzygnięć, to określenie na tyle ogólne i abstrakcyjne poniekąd, że z rzadka tylko dociera do świadomości przeciętnego człowieka. Człowieka, którego naturalna hierarchia zainteresowań skupia się na ogół na problemach dnia codziennego, zaś kwestie quasi-filozoficzne wydają się raczej odświętnymi. I tu jest „pies pogrzebany”, bowiem miejscem tych rozstrzygnięć stają się media wszelakie, które serwują zwykle proste (sic!) odpowiedzi, podszyte na ogół jakimś „interesem”, dające owym odbiorcom poczucie uczestnictwa w… słusznej sprawie.

Zatem i ja z coraz mniejszym z czasem rozbawieniem wspominam regularne i systematyczne kampanie np. Michnikowego organu, korzystającego zrazu z monopolistycznej pozycji na rynku i pełnego „wyższościowego urojenia” w sprawach ideowych, społecznych i politycznych (czytajcie Państwo śp. Remuszkę!). Te „pedagogiki wstydu”(Polska brzydka panna bez posagu), kulturowe zakazy śledzenia życiorysów (casus „ałtorytetu” donosiciela Szczypiorskiego), że o lansowaniu „ludzi honoru”(Kiszczak i Jaruzelski) nie wspomnę. Tu mniej z pozoru spektakularna, acz regularna i systematyczna akcja wmawiania czytelnikom, że muszą mieć zdanie na każdy temat (gazeta suflowała je już od strony drugiej, a często i pierwszej), dziś wydaje te zatrute owoce w postaci relatywizmu, kłamstw, relatywizacji, dysonansów, manipulacji, narracji i wszelkiego postmodernistycznego paskudztwa zatruwającego umysły młodych Polaków. I nie wykluczone, że w tej materii jestem…  „starym zrzędą”.

Tak właśnie pewien michnikoid, ze swoistą „kulturą i elegancją” niejaki Pacewicz, dziś naczelny OKO Press,  nazwał prof. Roszkowskiego, autora rewelacyjnego podręcznika do Historii i Teraźniejszości, kiedy zabrakło mu argumentów. Toteż nie dziwota, że w takim towarzystwie ów komplement ma swoją wymowę, szczególną. Nota bene nawet prof. Roszkowski, mój częsty gość na antenie Polskiego Radia Zachód nie był w stanie ostatecznie wytłumaczyć, dlaczego na taki uczciwy podręcznik do historii współczesnej musieliśmy czekać w III RP aż do teraz. Natomiast do niewyobrażalnej wręcz nagonki na ów podręcznik i osobiście na jego Autora warto będzie jeszcze wrócić, co niniejszym obiecuję.

*Veritas est adaequtio intellectus et rei

 fot.Pixabay

Exit mobile version