Minione 30 lat III RP to wystarczająca czasowa cezura na czynienie wszelkiego rodzaju podsumowań, analiz, fokusowych wspomnień, a nawet swoistych rachunków… sumienia w szczególności. A osobisty asumpt do tego rodzaju refleksji, a może nawet upoważnienie, daje mi wszak 30-letni staż publicystyczny, a właściwie felietonowy, bowiem właśnie wtedy postanowiłem o swojej misyjnej dziennikarskiej drodze. Mój pierwszy stały felieton bowiem, pod stałym hasłem „Widziane z prowincji”, nosił znamienny tytuł „Demokracja”. Później były pochodne, rozszerzające tematykę i wiedzę wówczas ekskluzywną, w sprawie (nie w temacie, nie daj Boże!) demokracji, wolności, suwerenności, podmiotowości obywatelskiej, państwowości, systemu prawa, gospodarki kapitalistycznej etc., etc.
Wszystkie w poetyce felietonu, ale misyjnego, czyli edukacyjnego w założeniach. Tak byłem wówczas obywatelsko „zafiksowany”, przy czym ten rodzaj wiedzy z wolna docierał do czytelników, w gruncie rzeczy pozbawionych jej w szerszym kontekście, ale przecież istotny na bieżąco, choćby w … wyborach wszelakich. Tym bardziej, że w owym czasie „harcowali” już w tej materii różnego autoramentu zaklinacze rzeczywistości ze „świętym” Jackiem (Kuroniem) na czele, opowiadającym tzw. „bajki dla dorosłych”(dla ludu) w TVP i Balcerowiczem kierującym do inteligencji z natury nastawionej wolnościowo, pseudoliberalny przekaz poparty zwodniczymi hasłami o gospodarce rynkowej.
A za ich plecami (pod ich osłoną!) mówiąc obrazowo, całe tabuny cwaniaków przeprowadzały złodziejskie prywatyzacje, uwłaszczenia nomenklatury, wyprzedaże fabryk „za złotówkę”, czy masowe likwidacje PGR-ów. Dość, że rzeczywistość gospodarcza, społeczna i polityczna, jak to zwykle bywa, wyprzedziła wiedzę m.in. na temat kształtu tytułowej demokracji w sposób spektakularny wręcz, co przy monopolistycznej zgoła pozycji medialnej np. pewnej Gazety nie sprzyjało pogłębianiu społecznej wiedzy w tej materii. Jednocześnie będąca w stanie permanentnej reformy oświata nawet nie próbowała całościowo zmierzyć się z tymi problemami.
Słowem, przez owe dziesięciolecia poziom tzw. świadomości obywatelskiej społecznej, ekonomicznej, a i politycznej raczej malał (stąd te kuriozalne często wybory) niż wzrastał, aż do stanu „tu i teraz”, charakteryzującego się polityzacją wszystkiego, czy wręcz anarchizacją (sady!) prawa i społecznego ładu, że o semantycznym i aksjologicznym chaosie nie wspomnę. I tu przechodząc zgrabnie do szczegółu, chcę wziąć w obronę panią „prezedętkę” Gdańska, której ostatnia wypowiedź jest przedmiotem powszechnych żartów i kpin „w sieci”. Otóż twierdzę ponad wszelką wątpliwość, że jest to bodaj najmądrzejszy, najszczerszy i najbardziej spójny logicznie tekst tej pani w historii jej bezładnej dotąd paplaniny.
Ów głęboki sens polega na tym, że dokładnie, realnie i „do bólu” prawdziwie charakteryzuje ona stan umysłowy i świadomościowy jej wyborców. I kropka! Wracając jednak do aktualnych problemów semantycznych, które wydają się fundamentalne, to dopóki nie zdefiniujemy jasno i precyzyjnie (a można!) takich pojęć jak demokracja, suwerenność, praworządność, solidarność, racja stanu, patriotyzm, samorządność, czy interes społeczny, a nawet faszyzm(!) i populizm, będziemy się poruszać jak nie przymierzając „pijany we mgle” i wierzyć w przeróżne sezonowe narracje i „półprawdy objawione” !
foto. Pixabay