Piana, koronki i wazelina

Piana, koronki i wazelina Radio Zachód - Lubuskie

Lubuski Kongres Kobiet, ten z numerem XIII, należy do szczególnie obrzydliwych. Już wcześniej należał do imprez dosyć podejrzanie homofobicznych jako, że miał spore feministyczne przegięcie. Feminizm zaś w demokracji, często zwany femifaszyzmem nie dosyć, że ideowo archaiczny, to jeszcze nadmiernie marksistowski w metodach i hasłach. Te wszystkie gadki-szmatki o wyzwoleniu, nierówności, parytetach, służą nie tyle kobietom, co krzykliwym działaczkom partyjnym szukającym tego czegoś co politolodzy nazywają „proletariatem zastępczym”, czyli gremiów, którym najpierw wmawia się problem, a potem wokół niego organizuje się polityczną awanturę w imię rozwiązywania fikcyjnych, urojonych problemów. 

Nie da się ukryć i nie ma co przeczyć, że życie kobiet nie ma specyficznych dla tej płci problemów, ale feminizm z jednej strony wiele peroruje o równości płci, a z drugiej z płci robi fetysz. I zamiast być konsekwentny w jednym, czyli pomaganiu spełnianiu się w kobiecych społecznych rolach lub w drugim, czyli udawaniu mężczyzn i ignorowaniu istnienia odmienności, zatacza się niczym pijany od bandy do bandy. Czym w istocie lokuje się gdzieś pomiędzy wieczorem panieńskim zakrapianym szampanem, a rewolucyjną bojówką kołchozowych traktorzystek zionących czosnkiem. Taki dziwaczny oksymoron, wewnętrzna sprzeczność i niespójność.

Te wszystkie cechy mają wszystkie lubuskie Kongresy Kobiet, na których brakuje logiki i prawdziwej troski o to co kobiety boli. Propagandowa piana miesza się z polityczną wazeliną szafowaną bez umiaru na chwałę Marszałek Polak. Bo prawdę powiedziawszy Kongres Kobiet to polityczna wydmuszka służąca nie kobietom, a lansowaniu się Elżbiety Anny Polak, jako polityka, a w zasadzie urzędnika, bo polityk to zbyt wiele powiedzieć o niej, jako, że nie ma w niej zbyt wiele politycznej podmiotowości. 

Ten XIII był szczególnie nasączony hipokryzją, jako, że afera w gorzowskim WORD, odsłoniła prawdziwe oblicze marszałek Polak w kwestii obrony praw kobiet. Szkoda przytaczać oburzające fakty i haniebne reakcje Elżbiety Anny Polak i Krystyny Sibińskiej. Obie panie brylowały podczas kongresu otoczone uwielbieniem podobnych jak one hipokrytek. Była też, jako jedno z dań głównych, posłanka Anita Kucharska-Dziedzic, która się wylansowała politycznie na pomaganiu pokrzywdzonym przez mężczyzn kobietom. Ona też „politycznie” znacząco milczała w sprawie mobbingowanych kobiet, sugerując, że skoro są pokrzywdzone, to niech idą do prokuratury się skarżyć na swój los. Na Kongresie grała rolę pokrzywdzonej, bo jej stowarzyszenie  nie otrzymało zwyczajowej dotacji od podłego rządu. W każdym razie rzeczone panie, udawały, że nic się nie stało i bez cienia żenady piekły swoje polityczne pieczenie za aprobatą podobnych sobie uczestniczek, wśród ochów i achów, liczących na okruchy z stołu samorządowej władzy. Mało świadomych, że władza ma je wszystkie w nosie, że są dla niej jedynie frekwencją.

A wszystko to razem, ten Kongres, te uczestniczki piejące peany na cześć marszałek i te polityczki, które za publiczne pieniądze urządziły sobie tę hecę, dzięki której będą mogły nadal udawać, że stoją po stronie kobiet, przypominają trzy hinduskie małpy, z których jedna zasłania sobie uczy, aby nie słyszeć, druga oczy, aby nie widzieć, a trzecia usta, aby nie mówić.

fot.Pixabay

Exit mobile version