„Etykieta zastępcza”. 50 lat?

„Etykieta zastępcza”. 50 lat? Radio Zachód - Lubuskie

Po czasach, jak to się elegancko, skrótowo i ocennie zarazem dziś określa, słusznie minionych, pozostały nam w pamięci z pozoru tylko nieużyteczne oficjalne nazwy, przewrotnie w gruncie rzeczy oddające owych czasów istotę, jak np. „etykieta zastępcza”, czy „produkt czekoladopodobny”. Chodzi oczywiście o sens symboliczny zgoła, który tu przywodzi na myśl wszechobecną bylejakość i pogardę dla szarych obywateli PRL-u. Te popularne, popularnością nadaną im przez czynniki oficjalne, z domieszką absurdu (przypominam o wszechobecnej wtedy cenzurze i kontroli)określenia niepostrzeżenie, jak wiele innych przyzwyczajeń z owej epoki, zaczęły żyć własnym życiem w nowej rzeczywistości tworząc mentalne semantyczne zamieszanie, a nawet „aksjologiczne bajoro” (o. Jacek Salij).

A to te pozory całkowitej wolności i wielości wyboru („wolna rączka, ale w trybach, pero …”) torowały w III RP (już ponad 30 lat) po wielokroć drogę do władzy i pieniędzy, w Orwellowskim nieomal stylu, ludziom niemającym przecież żadnych obiektywnych zalet, czy nawet szczególnych wyróżniających predyspozycji. Ale żeby ten swoisty układ (z korzeniami w Magdalence?) mógł powstać i trwać w najlepsze, potrzebne było i jest wychowane medialnie społeczeństwo, najlepiej „otwarte”( zamiast narodu?), które ów system będzie każdorazowo legitymizować przez udział w wyborach zwanych świętem demokracji, albo odwrotnie (jak kto woli). Fakt, że nic lepszego nasza cywilizacja jak dotąd nie wymyśliła ale… „diabeł tkwi w szczegółach”.

Dziś poważna i popularna już diagnoza społeczna  zaczyna się zwykle od słów: „Wybraliśmy chciwość …” Skoro już o diagnozach społecznych mowa to warto tu wspomnieć pewną międzynarodową konferencję z początków tzw. transformacji ustrojowej, pod wiele mówiącym hasłem: „Co zrobić z odzyskaną wolnością?” Wtedy to atmosferę ogólnego entuzjazmu zepsuł nieoczekiwanie pewien węgierski socjolog, który zaprezentował tezę, iż niezbędne w demokracji społeczne zmiany mentalne wymagają długiego czasu. W tym wypadku należy się spodziewać ok. 50 lat na wyjście z „socjalizmu”. Inni uczestnicy konferencji nieomal chórem, z nieskrywanym oburzeniem odnieśli się do tej brutalnej w istocie tezy. Na to ów socjolog wszedł na mównicę i z całą mocą oświadczył, że jest jednak szybszy sposób na owe oczekiwane zmiany. „Trzeba wyrżnąć w pień całe pokolenie !”- rzucił ze złością i opuścił salę.

Dziś więc obserwując te spersonifikowane zjawiska i wybryki na naszej  (i nie tylko) scenie politycznej  wspominam tego profetycznego węgierskiego mędrca z gorzką satysfakcją. Natomiast komentowanie takich wybryków jak ten Sikorskiego uważam za  z gruntu jałowe, choć jego niegdysiejsze stanowiska w III RP (dziś jest europosłem!) muszą przecież wywołać jakąś refleksję. Mecenas Smoktunowicz, były senator PO skwitował to krótko i celnie, acz personalnie: „..to udający światowca pozer, zakochany w sobie prostak o wydumanym ego…”Hmm, a jego wielokrotni wyborcy? Z kolei na naszej lubuskiej politycznej łączce  (toutes proportions gardees) z powodzeniem (sic!) funkcjonuje poseł KO (25 tys. głosów Lubuszan!), który jest przeciwny reparacjom, elektrowniom atomowym, terminalowi w Świnoujściu etc.  W czyim interesie?

fot.Pixabay

Exit mobile version