Nauka o cywilizacjach nakazuje Unię Europejską widzieć jako cywilizację bizantyjską. Cywilizacja ta należy do cywilizacji statycznych, zatem z istoty rzeczy nie ma zbyt wielu cech ekspansyjnych. Dominują w niej wektory utrwalania osiągnięć. Jedynymi obszarami jakie cywilizacja bizantyjska zdolna jest rozwijać, to postępująca biurokracja, a wraz z nią, normalizacja i kodyfikacja. Unifikacja staje się religią, a indywidualizm grzechem. W efekcie zanika inicjatywa twórcza, a pojawia się standaryzacja. Reguły stają się ważniejsze od celów jakim mają służyć. Decyzje nawet jeśli nawet są firmowane nazwiskiem powstają w sposób biurokratyczny, jako efekt ustalonych reguł. Unią zatem nie rządzi jakiś tam komisarz, albo kolejny von der Layen, ale rozdęta i przekupna biurokracja. Bowiem cechą każdej biurokracji jest korupcja. Korupcja ma w Unii formę biurokratyczną i oficjalną. Nazywa się ją lobbingiem. Zatem rzesza zarejestrowanych, więc legalnych, przedstawicieli biznesu, „kupuje” korzystne dla siebie regulacje prawne. Nadto warto zauważyć, że cywilizacja bizantyjska, tworzy swoją własną rzeczywistość, która ma moc prawną, czyli nie podlega zmianie, nawet kiedy jest sprzeczna z rzeczywistością. (patrz gender i walka o klimat)
Nic więc dziwnego, że w sytuacji wojny na Ukrainie i wobec niespodziewanych działań Rosji i skorumpowania jej urzędników przez Rosję, Unia, jako struktura cywilizacji bizantyjskiej, nie ma odpowiedzi. Paraliż decyzyjny w sytuacjach kryzysowych, należy bowiem do cech dla takich struktur typowych. Putin dobrze o tym wie.
Polskie relacje z Unią Europejską miały jak dotąd dwie fazy. W pierwszej pojawili się jej polscy entuzjaści. Nie bardzo rozumieli jak Unia działa, ale kiedy się zorientowali, że przestrzeganie reguł daje personalne profity, uznanie i poklepywanie po plecach, to poszli na całkowitą kolaboracje. To nic, że Polska obiektywnie traciła, ale była chwalona, że spełnia pokładane w niej oczekiwania. Do dzisiaj wierzą, że dobrze robią. Przecież dla wyznawcy bizantynizmu rzeczywistość nie ma znaczenia.
W fazie drugiej, która zresztą trwa obecnie, pewna część polskich europosłów, postanowiła Unię „naprawić”. Nie bardzo rozumiejąc, że Unii nie da się naprawić. Dlatego, że biurokracja Unią rządząca uważa Unię za doskonałość. Jeśli potrzeba coś w niej poprawić, to najprostszą metodą, wierzą w to głęboko unijni biurokraci, jest dołożyć kolejnych regulacji i kolejnych biurokratów. Zmiana jest możliwa, kiedy umacnia władzę biurokracji. Nawoływanie do wszelkich innych zmian traktowane jest jako bunt, nietakt, zamach na istnienie. Zamiast poklepywania po plecach, uśmiechów są stosowane groźby, ekonomiczny szantaż, sankcje.
Większość komentatorów nie znających nauki o cywilizacjach, dziwi się temu, krytykuje, kontestuje, oburza się. To efekt ignorancji. Rzeczona Unia nie może działać inaczej. Jako byt autonomiczny dąży do swoistej homeostazy. Wszelkie próby krytyki, niesubordynacji, naprawy traktuje jako atak na jej równowagę. Cierpi na sklerozę decyzyjną i na finansową otyłość. Zanika zdolność reagowania na rzeczywistość, kiedy ta jest inna od zapisanej w planach i uregulowanej prawem.
Warto jednak rozważyć trzecią fazę. Skorzystać z podejścia Putina. I to co uznajemy dotąd za wady, uznać za możliwości. Zamiast walczyć z biurokracją, sprawić by działała na naszą korzyść. Wykorzystajmy na przykład to, że unijni biurokracji tak chętnie się dają korumpować. Korumpujmy ich. Skoro lubią być chwaleni, chwalmy ich. Deklarujmy to, co tak bardzo chcą usłyszeć. A po cichu róbmy swoje. Wyślijmy do Unii kilka tysięcy lobbystów. Niech nam kupują korzystne dla nas rozwiązania. I chwalmy Unię pod niebiosa. Nagradzajmy komisarzy. Organizujmy dla nich bankiety. Dawajmy im ordery, honoris causy, złote zegarki. Karmmy stanowiskami w polskich spółkach. Nie oszczędzajmy na wazelinie. A po cichu róbmy swoje. Puki Unia żyje i płaci.