Wojna będzie długa

Wojna będzie długa Radio Zachód - Lubuskie

Wśród komentarzy dotyczących obecnej sytuacji pojawiają się określenia wartościujące. Te zaś, zgodnie z cybernetycznym podejściem do informacji są dezinformacją symulatywną, czyli taką, która informację zniekształca poprzez dodanie czegoś wymyślonego. Owe informacyjne dodatki zamiast wyjaśniać, gmatwają. Rzecz jasna jako Polacy zaniepokojeni tym co się dzieje na Ukrainie opowiadamy się po czyjejś stronie, tym samym tracimy to co w przekazie informacji najważniejsze – obiektywizm.

I tak opisując zachowanie się Niemiec wobec wojny na Ukrainie zamiast stawiać diagnozę, dajemy etykiety. Najczęściej negatywne. Tymczasem Niemcy mają swoje oczywiste interesy i potępianie ich w sensie poznawczym jest jałowe. Znacznie ciekawsze jest to, że wojna odsłoniła niemieckie interesy. Dzięki temu można się dowiedzieć, jak te interesy mają się do Polski, a tym samym może się okazać, że etykiety jakie przydaliśmy opisowi tych interesów stracą sens. Bo wśród licznych etykietek jakie przez lata naklejano na relacje polsko-niemieckie są: pomoc i przyjaźń. To są właśnie takie dezinformacje symulatywne. Zamiast analizować powody takich, a nie innych działań Niemiec wobec Polski, stygmatyzowano je przyjaźnią i pomocą. A za tymi pojęciami kryje się wszak bezinteresowność, a nawet ofiarność. Wobec takich etykiet nie brano pod uwagę, że i owszem zyskujemy, ale może Niemcy zyskują bardziej. Może pod pozorem pomocy, kryje się przepływ czegoś w drugą stronę. Może uzależnienie? Może osłabienie gospodarcze?

Wojna jasno pokazuje, że niemiecko-rosyjska koncepcja Euroazji, jednolitego bezgranicznego bytu, od Władywostoku do Lizbony, koncepcji przez lata ukorzeniającej się w niemieckich elitach, teraz właśnie z przyczyny oporu Ukrainy, chwieje się. Niemcy, aby tę koncepcję ratować robią wszystko, aby osłabić Ukrainę, a wzmocnić Rosję. Kiedy to się zrozumie, wszak fakty nie kłamią, dostrzeże się niemiecki interes w tym, aby osłabiać też Polskę aby wpasować ją w powyższą koncepcję. Tym samym każda samodzielność polityczna, każdy gospodarczy sukces Polski, stoi w poprzek niemieckiej idei rządów nad Europą. Bo w myśl niemieckiej koncepcji Euroazji Europa Zachodnia ma być niemiecka, a Europa Wschodnia rosyjska. Niemcy dostarczają technologię, a Rosja surowce. Polska ma być niemiecką filią.

Jest zatem oczywiste, że każdy polski rząd nie współpracujący z Niemcami w realizacji tego planu, jest wrogiem. Wrogiem, którego trzeba zniszczyć. Najlepiej w białych rękawiczkach. Czyli pieniędzmi, gospodarką, politycznymi wpływami. Tak, aby nikt nie podejrzewał Niemiec o psucie Polski. 

Niestety mleko się wylało. Odnaleziono dokumenty, ktoś coś zdradził, Koalizinsvertrag zdekonspirował niemieckie intencje. Pakt Niemcy – Rosja na naszych oczach ujawnia się. W tle tego paktu dostrzec można i Chiny, które próbują podłączyć się ekonomicznie pod euroazjatycką wizję Niemiec i czerpać z niej korzyści tak długo jak się da. Chiny bowiem wnoszą do tego układu gigantyczne moce produkcyjne oparte o tanią (relatywnie) siłę roboczą. Zalać Europę chińskimi produktami, a Niemcy mieć z tego sute prowizje. I wszystko szłoby jak po maśle, gdyby nie zwijanie się amerykańskiej gospodarki. Przywódcy USA dostrzegli wreszcie, że gospodarka chińska plus niemiecko-rosyjska Euroazja, ma szanse ekonomicznie pogrążyć Amerykę ostatecznie. No i zgodnie ze swoim modus-operandi Amerykanie posłużyli się Ukrainą, aby sprowokować Rosję. Ta zaatakowała Ukrainę, co zmusiło Niemcy do odkrycia kart. Dzięki temu dzisiaj wiemy i wie cała Europa, bo Amerykanie dosyć skutecznie to rozgrywają, że Rosja to największe zagrożenia dla pokoju światowego, a Niemcy wraz z Francją są krajami najsilniej to zagrożenie wspierającymi. Chiny siedzą cicho, bo wiedzą, że są zbyt słabe do otwartej konfrontacji i czekają na lepsze czasy licząc, że za jakiś czas Ameryka zmieni strategię i zaprzestanie gospodarczej wojny z Chinami. W każdym razie pomysł Nowego Jedwabnego Szlaku, doskonale wpisujący się w niemiecko-rosyjską koncepcje Euroazji, musi poczekać.

Strategia amerykańska wobec Polski, po odrzuceniu etykiet, skazuje nas na bycie pionkiem w tej globalnej grze. Stosownie do naszych gospodarczych możliwości i politycznej siły. Na razie mamy wspierać Ukrainę jako hub logistyczny. Jednak oczywistym jest, że kiedy ta przestanie sobie dawać radę, Polska będzie musiała w konflikt Rosji z Ukrainą aktywnie się zaangażować. Mieć własną niezależną od Ukrainy strategię wojny z Rosją. Wojny kulturalnej, politycznej, ekonomicznej, informacyjnej, a może także militarnej. Bo na razie jesteśmy w tej grze Amerykanom niezbędni i może warto dla dobra Polski ową niezbędność rozgrywać. Na polu, na którym działanie Amerykanów relatywnie mało kosztuje, jak choćby na rynku medialnym lub w walce z niemiecką agenturą w Polsce.

W grze jest także Białoruś i może celem wojny z Rosją będzie bardziej aktywne wspieranie białoruskiej opozycji. Także wywieranie ekonomicznej presji na Obwód Kaliningradzki przy współpracy z Litwą, wydaje się być potencjalnym elementem takiej wojny. Pojawili się w grze nowi amerykańscy sojusznicy: Finlandia i Szwecja. To zmienia geopolitykę w rejonie Bałtyku. Szczególnie Szwecja może być zainteresowana w neutralizacji Obwodu Kaliningradzkiego i odepchnięciu Rosji w głąb zatoki fińskiej. Temu także może służyć współpraca Finlandii z Estonią i Łotwą. Praca nad wypychaniem Rosji z Europy jak widać może mieć wiele wektorów. 

Jak zatem widać sieć wzajemnych powiązań ujawniona dzięki wojnie na Ukrainie, a przecież to ledwie szkic, pozbawiona etykietek i stereotypów, pokazuje nie tylko interesy graczy globalnych i lokalnych, ale także siły na nich oddziałujące. I te wewnętrzne i te zewnętrzne. Tym samym dla naszego dobra, należy w opisie gry o przyszłość jaka się rozgrywa pozornie tylko na Ukrainie widzieć to komu o jaki interes chodzi. Bez emocji, złudzeń, etykiet. Na zimno.

fot. Pixabay

Exit mobile version