Zbrodnia smoleńska

Fot. Pixabay

Fot. Pixabay

Prolog

Pisząc rok temu felieton dotyczący tego, co wydarzyło się pod Smoleńskiem, zatytułowałem go „Perspektywa zbrodni” (https://zachod.pl/444538/10482/). Z triady, którą uwzględniłem, używając historii alternatywnej, pytań stawiających w mroku ówczesne władze Rosji i Polski oraz kilku niezwykle istotnych założeń względem Rosji wypowiedzianych przez rosyjską profesor Natalię Lebedevą, członiknię Stowarzyszenia Memoriał, wyłonił się jednoznaczny obraz 10 kwietnia 2010 roku.

„Patrz na rosyjskie władze z perspektywy zbrodni”

Ten obraz przedstawiał śmierć wcześniej zaplanowaną. Na przesłanki zbrodni, w sposób niezwykle istotny, nałożyły się cytowane słowa rosyjskiej profesor, która – blisko dwie dekady temu, przy okazji rozmowy o braku zgody rosyjskich władz na odtajnienie akt dotyczących Katynia – powiedziała mi, żebym na rosyjskie władze patrzył z perspektywy zbrodni. Te słowa nie pozwalały myśleć o katastrofie smoleńskiej inaczej, jak tylko w kategoriach zamachu.

Wielokrotnie, przy różnych okazjach, w różnych gronach, odmiennych kontekstach politycznych, a także kulturowych, kiedy podnoszona była teza, że to, co wydarzyło się na lotnisku Siewiernyj wyczerpuje znamiona zamachu, najmocniejszym kontrargumentem jaki padał, stawianym jako wykluczający taką możliwość, było – „w XXI wieku, w obecnych okolicznościach, jak Rosja mogłaby się do czegośc takiego posunąć? Kraj demokratyczny, z wybranym prezydentem, nie posunąłby się do czegoś takiego”. I tak przez 12 lat, różne osoby, z różnych środowisk, przy różnych stołach… kręciły głową, że zamach wykonany przez Rosję, w głowie się nie mieści. I to jest zadziwiające, że Polakom mogą się nie mieścić w głowie rzeczy, których mogą dokonać Rosjanie. Zwłaszcza Polakom, którzy, obok Ukraińców, od Rosjan wycierpieli przez setki lat najwięcej, którzy mają wiedzę, że nie ma takiej zbrodni, której Rosjanie nie mogliby się dopuścić.

zacieranie śladów

Już wtedy, ta wiedza, nakazywała mieć pewność, że to, co wydarzyło się 10 kwietnia było zaplanowanym mordem, a nie katastrofą. Patrząc na skalę okrucieństwa Rosjan na Ukrainie, jakże naiwne dziś stają się te wszystkie przesłanki mające na celu uprawdopodobnić teorię o brzozie, która rozsypała maszynę lotniczą w drobiazgi, jakże ohydne twarze tych wszystkich polityków, którzy szydzili z Antoniego Macierewicza, Klubów Gazety Polskiej i wszystkich Polaków, dla których śmierć 96 osób nie była przypadkowa, jakże perfidną, próba zacierania śladów rosyjskiej zbrodni przez polskich pomocników…

Świadectwo, które Rosjanie wydają sami o sobie na Ukrainie jest krwawą pieczęcią pod smoleńską zbrodnią. Słowa Rogozina „Przyjedź do Smoleńska. Pogadamy.” – podpisem zbrodniarzy. To co stało się 10 kwietnia 2010 roku było egzekucją. Taką samą, jak te, których dokonano w Lesie Katyńskim. Takim samym bezwzględnym mordem, którego autorstwa próbowano się pozbyć kłamstwem, zaprzeczyć okolicznościami przerzucając winę. Wtedy obciążano Niemców, teraz pilotów. Wtedy strzelano w tył głowy, teraz w samolot. Pytanie jak to zrobiono technicznie, nie ma już większego znaczenia. Dochodzenie prawdy zostało maksymalnie utrudnione, przez Putina, przez Anodinę, przez Tuska, przez przewodniczących polskiej komisji badającej i wielu innych… Popełniono zbrodnię i zacierano ślady.

Suplement

Morderczy szał Rosjan na Ukrainie rzucił jasne światło na 10 kwietnia 2010. Zbrodni smoleńskiej nie da się już ukryć. Profesor Natalia Lebedeva powiedziała jeszcze jedną istotną rzecz „Widzi pan, pracujemy nad odtajnieniem sprawy katyńskiej, ale to się nie uda. Nie za mojego życia, a i nie mam nadziei, że za pańskiego. Właściwie wątpię, czy w ogóle.”

Mając tego świadomość musimy wiedzieć, że wraku Tupolewa nie dostaniemy, akt, materiału dowodowego… niczego nie dostaniemy. Lecz, czy trzeba nam jeszcze czegokolwiek, by mieć pewność, kto wydał wyrok śmierci na Prezydenta Lecha Kaczyńskiego?

Exit mobile version