386 członków rosyjskiej Dumy znalazło się na liście sankcji ogłoszonych przez rząd Zjednoczonego Królestwa. Brytyjski MSZ tłumaczy, że to konsekwencja ich poparcia dla niepodległości ukraińskich republik Ługańskiej i Donieckiej.
Jak deklaruje szefowa brytyjskiego MSZ Liz Truss, wciągnięcie na „czarną listę” rosyjskich deputowanych ma pokazać, że Brytyjczycy „stoją twardo przy ukraińskich przyjaciołach”. „Bierzemy na celownik ludzi zamieszanych w nielegalną inwazję Ukrainy ” – czytamy w oświadczeniu Liz Truss.
Foreign Office tłumaczy, że deklaracja niższej izby rosyjskiego parlamentu utorowała drogę do inwazji, stanowiąc pretekst do wkroczenia Rosjan na Ukrainę.
Ludzie, którzy głosowali za uznaniem niepodległości „republik” nie będą mogli wjechać na teren Królestwa. Ich aktywa zostaną zamrożone.
W sumie lista deputowanych objętych restrykcjami liczy więc teraz 400 pozycji. Ale część ekspertów jest sceptyczna co do skuteczności tego sankcji wobec szeregowych parlamentarzystów.
„Ci ludzie to po prostu opłacani pracownicy Putina. Są nikim. Można dosłownie zaczepić kogoś na ulicy, wsadzić go do parlamentu, a Putin powie im, co ma robić”
– powiedział Polskiemu Radiu Bill Browder, szef Hermitage Capital Management, działacz antykorupcyjny, od lat śledzący wpływy rosyjskich oligarchów na Wyspach.
Wczoraj Zjednoczone Królestwo ogłosiło sankcje wobec siedmiu oligarchów, w tym Romana Abramowicza, właściciela londyńskiego klubu piłkarskiego Chelsea. Jeśli chodzi o liczbę sankcji indywidualnych, to Królestwo nadal jest w tyle za Unią Europejską, Stanami Zjednoczonymi i Kanadą.