Krowy z Deszczna nie trafią do uboju. Zostaną odizolowane w jednym z państwowych gospodarstw – poinformował minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
„Dzikie stado krów z Deszczna nie trafi do uboju, będzie odizolowane w jednym z państwowych gospodarstw” – powiedział na konferencji prasowej szef resortu rolnictwa .
Chodzi o stado bydła liczące 170-180 sztuk, które od wielu lat żyje na wolności w woj. lubuskim, wypasając się na polach rolników. Są to zwierzęta niezarejestrowane, nie mają właściciela i nie są pod opieką weterynaryjną.
W sprawie stada u ministra Ardanowskiego interweniował wcześniej prezes PiS Jarosław Kaczyński. To dla mnie zupełnie oczywiste, że te krowy trzeba ocalić – mówił lider PiS w TVP Info.
W piśmie datowanym na 10 maja czytamy, że Kaczyński zwraca się na mocy ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora do Ardanowskiego o zainteresowanie się sprawą stada. Prezes PiS wskazał w piśmie, że zwraca się do ministra po tym, jak otrzymał list w tej sprawie od pani Ewy Wójcik.
„Interweniowałem, bo to jest dla mnie zupełnie oczywiste, że te krowy trzeba ocalić. To jest kwestia humanitarna, ale to jest także i kwestia dotrzymywania słowa. Poza tym to jest kwestia naszych relacji, relacji tego rządu, naszej formacji politycznej z tą częścią społeczeństwa, która jest wrażliwa. Która lubi, kocha zwierzęta, która po prostu w tego rodzaju sprawy się angażuje” – mówił w środę prezes PiS.
„Bardzo bym chciał, aby tacy ludzie wiedzieli, że my tą wrażliwość także podzielamy, że też jesteśmy ludźmi wrażliwymi i że chociaż często się mówi, że polityka to jest taka straszna dziedzina, to jednak wśród polityków jest wielu przyjaciół zwierząt i to takich przyjaciół czynnych” – zaznaczył Kaczyński.
Przez lata żyjące samopas stado powiększało się. Teraz liczy około 170 krów, byków i cielaków. Zwierzęta bez pomocy człowieka musiały sobie radzić ze zdobywaniem pokarmu i przetrwaniem zimy. Przystosowały się do tego znakomicie, ale z roku na rok stawały się coraz większym problemem dla mieszkańców gminy Deszczno.
Stado żywiło się na okolicznych polach i wchodziło w szkodę rolnikom, właścicielom gruntów i posesji. Było też zagrożeniem na lokalnych drogach. Do tego krowy nie są oznakowane i nie były objęte nadzorem weterynaryjnym.
O rozwiązanie problemu od lat zabiegały władze gminy. Właściciel krów ignorował jednak wszelkie decyzje i nakazy inspekcji weterynaryjnej.
W końcu jesienią zeszłego roku Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gorzowie wydał decyzję nakazującą właścicielowi stada zabicie i utylizację krów. Podtrzymał tę decyzję sąd cywilny. Okazało się jednak, że właściciel krów nie ma na to pieniędzy.
Na początku maja br. wojewoda lubuski poinformował, że minister rolnictwa przeznaczył na ten cel 350 tys. zł. Lubuski Wojewódzki Lekarz Weterynarii Zofia Batorczak wyjaśniła wówczas, że stado stanowi zagrożenie epizootyczne (chodzi o występowanie zachorowań na chorobę zakaźną – PAP), epidemiologiczne, gdyż nie jest znany jego status zdrowotny i w tej sytuacji zgodnie z przepisami unijnymi i krajowymi powinno zostać zlikwidowane.
„Od kilkunastu lat stado nie jest badane w kierunku gruźlicy, brucelozy, białaczki, też nie wiemy, z jakimi zwierzętami te stado miało do czynienia, chodząc po obszarze około 400 ha, poza kontrolą, poza opieką weterynaryjną, więc dobrostan tego bydła jest również naruszony” – mówiła Batorczak.
Dodała, że zgodnie z przepisami bydło o nieznanym statusie epizootycznym z uwagi na zagrożenie zdrowia publicznego nie może trafić do spożycia dla ludzi i nie może być np. przekazane innym hodowcom. Wskazywała, że pozostawienie stada na wolności może mieć poważne skutki gospodarcze dla lokalnych hodowców bydła.
Po tym jak informacja o decyzji nakazującej wybicie stada trafiła do opinii publicznej, uaktywnili się obrońcy zwierząt, którzy apelowali o odstąpienie od tak radyklanego rozwiązania. Wskazywali, że są ludzie gotowi wziąć pod opiekę „bezpańskie” krowy. Do gminy Deszczno przyjechała nawet grupa aktywistów, by pilnować krów.
Od 12 kwietnia stado znajduje się na ogrodzonym terenie, mając do dyspozycji około 60 ha łąk. Za opiekę nad nim płaci lokalny samorząd.
„Liczymy, że ten problem w końcu zostanie rozwiązany, i oczekujemy, że krowy te wyjadą z naszej gminy” – powiedział PAP wójt gminy Deszczno Paweł Tymszan.
„Czekamy na propozycje ze strony obrońców zwierząt i mamy nadzieję, że uda się załatwić tę sprawę z korzyścią dla krów. Podstawowym warunkiem ewentualnego odstąpienia od likwidacji stada jest przejęcie go w całości i umieszczenie w jednym, odosobnionym od innego bydła miejscu” – poinformowała z kolei w środę PAP Batorczak.
W sprawie stada z Deszczna zabrał głos także prezydent Andrzej Duda, który na Twitterze napisał, że minister Ardanowski i główny lekarz weterynarii Bogdan Konopka zapewnili go, iż szukają szczęśliwego rozwiązania dla stada z Deszczna.
„Jestem pewien, że je znajdą, mimo że przepisy UE nakazują zabić te zwierzęta” – podkreślił prezydent. „Polak potrafi! Trzymamy kciuki za stado z Deszczna” – dodał.