Genius w szlafmycy

Genius w szlafmycy Radio Zachód - Lubuskie

fot. Pixabay

Kilka dni temu jechałem przez Kożuchów. Miasto dzisiaj bardzo prowincjonalne. Mimo świetnej historii. A było wszak siedzibą księcia. O jego minionej chwale świadczy okazały zamek i średniowieczne mury obronne. W czasach Księstwa Kożuchowskiego, Grunberg był zapadłą mieściną. Adam, z którym jechałem, zauważył, że historia nie jest sprawiedliwa. Jego uwaga skłania mnie do głębszej refleksji o sprawiedliwości historii i nad tym, co sprawia, że w jednych miejscach świetność przemija, w innych rodzi się, a w jeszcze innych trwa niezmiennie. Jak w Rzymie, jak w Stambule. Chciałem napisać jak w Krakowie, ale to byłoby chyba na wyrost.

Sądzę, że istnieją obiektywne i subiektywne czynniki wzrostu. Do subiektywnych należy duch rozwoju jaki budzi się niekiedy w mieszkańcach. Jak w Nowym Jorku, jak w Los Angeles, … szukam polskiego odpowiednika i przychodzi mi do głowy … no może Warszawa. Bo to miasto, które niczym się warunkami nie różni od wielu miast leżących nad Wisłą, ale w którym żyli odmienni od reszty Polaków mieszkańcy. Jakby ambitniejsi.

Duch rozwoju Zielonej Góry, obudził się w drugiej połowie XIX, kiedy miasto miało ambicję bycia nowoczesnym. Ale umarł po I Wojnie Światowej. Potem nieco się ocknął się, za sprawą centralnego planisty w gierkowskich latach 70 i szybko zszedł był w następnej dekadzie. I wydawało się, że nominacja na stolicę regionu w post peerelu znowu ducha rozwoju w mieście obudzi, ale duch tylko ziewnął i zapadł głęboki sen. Czasem stęknie przez sen i coś tam od rzeczy zamamrocze, ale mimo wysiłków władz i sporej unijnej kasy, duch rozwoju śpi betonowym snem. Miasto puszcza kolejne pokolenie 20 latków, do miasta napływają kolejne fale mieszkańców lubuskiej prowincji, kolejne ekipy stawiają swoje pomniki, ale miasto mentalnie kapcanieje.

Stan sennego stuporu potwierdzają badania socjologiczne, które od lat powtarzają, że mieszkańcy miasta są z miasta zadowoleni. A jak są zadowoleni, to niczego nie chcą ulepszać, zmieniać, niech zostanie tak jak jest. Czyli tak jak było. I dlatego za jakiś czas, może 50, a może 100 lat, turyści odwiedzający nasze miasto, będą się zastanawiać na niesprawiedliwością historii. Jak Adam i ja w Kożuchowie.

fot. Pixabay

Exit mobile version