Według mnie, Bieszczady to bardzo piękne miejsce, choć niektórym kojarzy się z krańcem świata. I tam to właśnie, pragną niektórych publicystów Radia Zachód wysłać prominentni działacze lubuskiej Platformy Obywatelskiej. Nigdy o tym nie śmiałbym napomknąć publicznie, ale zainspirował mnie do tego platformowany lubuski baron, szanowny poseł Waldemar Sługocki.
A zaczęło się od głupawego zdjęcia Pana Posła jakie zamieścił w internecie, uprawiając język miłości, tak typowy dla jego partii. A konkretnie wykorzystującego funeralną stylistykę w poniżaniu urzędującego Prezydenta Andrzeja Dudy. Profesor Sługocki, bo godzi się ów tytuł przywołać, należy do akademickiej elity Zielonej Góry, a jego wpis wywołał egzaltowane reakcje jego studentów, a jeden w stylu Danuśki z sienkiewiczowskich Krzyżaków – „mój ci on jest”. Mimo tych zachwytów Pan Poseł owo zdjęcie zbanował.
Indagowany w Radio Zachód na okoliczność wpisu i fotki, będącej miarą szacunku do głowy państwa, a także potocznym pojęciem minimum kultury w publicznym dyskursie, ów platformowany baron, przeprosił, a potem na jednym oddechu dodał, a „u Was biją murzynów”, a dokładnie „sami hejtujecie, więc nie przyganiajcie dzbanowi” czy garnkowi, bo już nie pamiętam jak to leciało.
Ja nie wiem czego i jak uczą dzisiaj na uniwersytetach i czego oczekuje się od akademickich pedagogów,ale z mojego doświadczenia pamiętam swoich wykładowców jako ludzi z wyższej kulturalnej półki, a nie jako buców, tu zapożyczę od Rafała Zapadki, wzorujących się na miłośnikach wina „Tur”, infekujących studentów swoim jadem. Moi profesorowie starali się być dla nas nie tylko wzorem naukowym, ale także osobowościowym. Może ułatwiały im to życiorysy, często naznaczone wojną, Syberią, obozami i duchem powojennej odbudowy kraju z ruin. Mieli honor, brzydzili się polityką, pogardzali swoimi kolegami robiącymi kariery na partyjnej przynależności. Rzecz dzisiaj na uniwersytetach całkowicie nie do pojęcia.
Pan Poseł doktor Waldemar Sługocki, nie jest najbardziej hejtującym przedstawicielem swojej profesji w Polsce. Znam go dobrze w wyważonego języka i wysokiej kultury osobistej. Ale w ramach kampanii wyborczej przywdział krótkie spodenki hejterskiego funkcjonariusza, który w ramach partyjnego amoku ściga się z partyjnymi kolegami, kto w bardziej chamski sposób zaatakuje urzędującego prezydenta Polski. Pierwszego Obywatela Rzeczypospolitej.
Wyścig na hejt, który stał się polityczną manierą postpolityki, w której merytoryczne argumenty zastąpiono jałową agresją, w czym partia Pana posła sięga po mistrzostwo, przypomina mi psi obyczaj unoszenia zadniej nogi i odruchowego zaznaczania na murkach swojej obecności. Że niby im wyżej tym jesteś większy i silniejszy, i tym bardziej inne pieski mają się bać.
Hejtowanie wroga jako zewnętrzny objaw wierności partyjnym ideałom, to już w polityce było. To cecha partii szczególnie skłonnej do totalitarnego myślenia. A ponieważ długo żyję, to mam skojarzenia z latami 40 XX wieku, z tym, że tamtejsi hejterzy mieli jeszcze wsparcie NKWD. Dzisiaj na na szczęście mogą jedynie strzępić sobie pyski, sorry – usta nabrzmiałe miłością.